______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 11.06.1993. ISSN 1067-4020 nr 79 _______________________________________________________________________ W numerze: Igor Janke - Polski "Newsweek" nie zyje Tomasz J. Kazmierski - Neminem captivabimus Ks. Jan Kracik - Zrozumiec inkwizycje? Jurek Karczmarczuk - O tom, kak sovetskaya fizika byla spasena _______________________________________________________________________ Dzis zaczynamy od wstepniaka. Cieszac sie ze stalego wzrostu liczby naszych Czytelnikow (aktualnie zbliza sie do 600, plus nieokreslona liczba korzystajacych z archiwow) musimy pokiwac glowa nad faktem, iz olbrzymia ich wiekszosc traktuje "Spojrzenia" czysto konsumpcyjnie. Zamierzone zasady naszej dzialalnosci byly bowiem takie, ze "Spojrzenia" mialy sie stac swego rodzaju forum, na ktorym kazda osoba mialaby okazje do napisania czegos, co mogloby byc interesujace dla pozostalych Czytelnikow. Aby odroznic sie od list dyskusyjnych, na ktorych panuje niczym nie skrepowana forma wypowiedzi, my, znaczy 4 osoby podpisane w stopce, przypisalismy sobie role moderatorow, dbajacych o jakosc formy, a w mniejszym stopniu i tresci prezentacji. Czynilismy to swiadomie, wiedzac, ze nasz wklad bedzie duzo wiekszy niz Czytelnikow, ale tez zdajac sobie sprawe, ze w cztery osoby ciezaru tego nie udzwigniemy, jesli nie zdobedziemy szerszego poparcia. Przez dluzszy czas wygladalo, ze sie nam udaje, mniej wiecej do wiosny tego roku. Byc moze pewien sukces - potwierdzony listami od Czytelnikow, sposrod ktorych wiekszosci nie publikujemy, bo zawieraja pochwaly nie poparte bardziej szczegolowa analiza :-) - uderzyl nam do glow, zaczelismy bowiem czasem kaprysic jesli chodzi o jakosc nadsylanych nam materialow. Kierowalismy sie oczywiscie swoimi subiektywnymi kryteriami, choc w niektorych przypadkach uzywalismy rowniez system recenzji zewnetrznej (takie male skrzywienie zawodowe). Wszystko to, aby `to live up to our immage'. Wraz ze wzrostem liczby Czytelnikow notujemy jednak ostry spadek ilosci nadsylanych nam artykulow. W szczegolnosci zas rosnaca stale liczba prenumeratorow w Polsce nie procentuje zadnymi nadsylanymi stamtad materialami. Szkoda. "Spojrzenia" koncentruja sie wokol spraw polskich, zas wiekszosc ich Czytelnikow przebywa poza Polska, jest wiec w naturalny sposob zainteresowana informacjami, mozna rzec, z pierwszej reki. Mniej nas interesuja aktualne przepychanki polityczne, choc rubryka "Dostrzezono-Rozwazono" prowadzona swego czasu przez Macka Cieslaka znalazla calkiem spore uznanie (niestety Maciek nie moze sie aktualnie uwolnic od nadmiaru obowiazkow zawodowych). Bardziej interesujace sa dla nas sprawy poruszajace biezace problemy socjologiczne i ekonomiczne towarzyszace zachodzacym przemianom, sytuacje nauki polskiej, wydarzenia i trendy kulturalne, nowe publikacje historyczne itp. Z braku takich materialow uzupelniamy "Spojrzenia" przedrukami z prasy krajowej, ktore poruszaja wymienione i podobne tematy, zas nam wydaja sie interesujace. Wolelibysmy jednak miec wiecej artykulow oryginalnych, tym bardziej, iz prasa krajowa staje sie coraz latwiej dostepna, rowniez na sieci elektronicznej. Jesli dodamy do powyzszych problemow klopoty wewnatrzredakcyjne, ktore z rozmaitych przyczyn wylaczyly z biezacej pracy praktycznie trzy sposrod czterech osob, powstala sytuacja, w ktorej od tej chwili jestesmy zmuszeni obnizyc czestosc ukazywania sie "Spojrzen", na razie do raz na dwa tygodnie. Latem (lipiec-sierpien) prawdopodobnie zawiesimy dzialalnosc, a co bedzie na jesieni, zobaczymy pozniej. Zaczynamy dzis numer historia upadku pewnego polskiego tygodnika, oby nie byl to zly omen. I jeszcze jedno: "Spojrzenia" maja teraz swoj wlasny adres: spojrz@k-vector.chem.washington.edu Moj adres osobisty dziala nadal, ale prosilbym kierowac korespondencje na adres podany wyzej. Jurek Krzystek ________________________________________________________________________ "Zycie Warszawy", 27.05.1993., skr. red. "Sp." nie zaznaczone (J.K-ek) Igor Janke POLSKI "NEEWSWEEK" NIE ZYJE =========================== Tygodnik "Spotkania" ukazywal sie tylko dwa i pol roku. Historia tygodnika "Spotkania" zaczela sie pod koniec 1990 roku. Skonczyla w polowie 1993. Elegancja Francja - Zadzwonil do mnie Jacek Maziarski i powiedzial, ze bedziemy robic polskiego "Newsweeka" - wspomina narodziny pisma Jerzy Wysocki, jeden z jego pozniejszych dziennikarzy. Mial powstac tygodnik, jakiego jeszcze na polskim rynku nie bylo. Piekny, kolorowy, elegancki, wywazony, niepartyjny, dla klasy sredniej. Z najlepszymi dziennikarzami, najlepszymi komputerami i duzymi pieniedzmi. O nowej, nieznanej w Polsce formule dziennikarskiej. - Nie chcielismy sie wdawac w zadne awantury polityczne, chcielismy stac z boku, spokojni i wywazeni obserwatorzy - opowiada Maciej Ilowiecki, przez dlugi czas redaktor naczelny "Spotkan". Piotr Jeglinski, paryski wlasciciel wydawnictwa "Editions Spotkania", po upadku komunizmu wrocil do Polski i zachecil powazny francuski koncern "Groupe Express Paris" do wydawania w Polsce pisma. Wlascicielem koncernu, ktory we Francji wydaje znany tygodnik "L'Express" jest potezne przedsiebiorstwo telefoniczne Alcatel Althom. Jeglinski zostal pierwszym szefem wydawnictwa "Spotkania-Presse", w ktorym Francuzi mieli 50% udzialow. Zaczelo sie z duza pompa i jeszcze wiekszymi ambicjami. Od razu jednak okazalo sie, ze rozni czlonkowie maja rozne wizje pisma. W prawo, w lewo czy po srodku Maciej Ilowiecki chcial miec spokojny, prawicowy tygodnik, ktory wypowiada sie tylko w kwestiach najwazniejszych, a w codziennych walkach politycznych nie zajmuje zadnego stanowiska. - To, ze bylismy tacy neutralni, to jeden z powodow naszego upadku - twierdzi Marcin Przeciszewski, najbardziej zagorzaly zwolennik jasnego opowiedzenia sie pisma po jednej ze stron sceny politycznej. - Powinnismy dokonac wyboru - albo jestesmy w obozie liberalno- lewicowym, albo w chrzescijansko-prawicowym. Przeciszewski i kilku jego kolegow, ktorzy chcieli nawiazac do tradycji podziemnego pisma mlodych katolikow "Spotkania", chcieli pisma prawicowego. (Przeciszewski, o ile sie nie myle, zaklada aktualnie Katolicka Agencje Informacyjna - przyp. J.K.). Spierali sie oni nieustannie z dziennikarzami dzialu krajowego, w wiekszosci o pogladach dosc liberalnych. Geje a sakrament Dziennikarze wspominaja, ze kiedys powstal tekst o gejach i Ilowiecki go nie przyjal. Choc autor siedzial w pokoju obok, naczelny oddal mu artykul przez sekretarke z adnotacja, w ktorej miedzy innymi napisal, ze `tekst godzi w sakrament malzenstwa'. - Kiedys zlecilem napisanie o fenomenie pisma "NIE". O fenomenie jego 800 tys. czytelnikow - opowiada Leszek Bedkowski, poczatkowo kierownik dzialu krajowego, pozniej zastepca naczelnego. - Nie chodzilo o Urbana, tylko o zjawisko, ze nagle 800 tys. ludzi zaczyna czytac cos takiego. Oni sie nie zgodzili. Byli czasem pryncypialnie antykomunistyczni. Powstawaly wiec tematy tabu - tlumaczy. Spory miedzy obydwoma grupami trwaly wlasciwie do konca istnienia pisma. Dyskusje byly czasem bardzo gorace - przyznaje to nawet Maciej Ilowiecki - ale pod tym wzgledem bylismy bardzo liberalni - kazdy mowil wszystko, co myslal. Czasami bardzo sobie skakali do oczu. Walczyli o kazdy tekst - mowi z usmiechem poczciwego ojca, ktory lubi swoje psotne dzieci i nie umie rozdawac klapsow. - Maciej probowal osiagnac `historyczny kompromis' miedzy naszymi grupami - mowi Przeciszewski. Kogo nie lubia dziennikarze Kompromis na inny sposob osiagnal jeden z sekretarzy, do ktorego niechec laczyla obie strony. - Mielismy byc wywazeni, wiec obcinal zawsze to, co najciekawsze w tekstach i pozostawala nuda. Wszystko bylo usredniane - skarza sie rowno i jedni i drudzy. Dziennikarzy "Spotkan" polaczyla jeszcze jedna rzecz - niechec do pierwszego szefa wydawnictwa, Piotra Jeglinskiego. - Wprowadzal tylko chaos. - Czasem mial jednak przeblyski geniuszu i przychodzil z cudownymi pomyslami - przyznaje jeden z dziennikarzy. W koncu Francuzi przejeli czesc nalezacych do niego udzialow w pismie. Wykupili dlugi i Jeglinski praktycznie przestal kierowac wydawnictwem "Spotkania-Presse". Sam Jeglinski tlumaczy, ze zaczela sie wowczas gigantyczna inflacja, ceny papieru poszly w gore i sami nie byli w stanie udzwignac kosztow wydawania tygodnika. Przyznaje, ze byl zwolennikiem ozywienia pisma i bardziej radykalnego dzialania. Podkresla jednak, ze staral sie jak najmniej ingerowac, bo taka sama zasade przyjal wydawca. Dwie nogi szefa Po kilku tygodniach ukazywania sie "Spotkan" okazalo sie, ze sprzedaz pisma nie wyglada tak, jak sobie wymarzono. Mialo byc 150 tys. egzemplarzy co tydzien, a po pierwszych numerach sprzedawano jedynie ok. 20 tys. Francuzi skarzyli sie na Ilowieckiego. Domagali sie, aby pismo stalo sie bardziej zywe. Narzekali tez niektorzy dziennikarze. - Ilowiecki powiedzial kiedys, ze chce, jak Walesa, utrzymac rownowage miedzy lewa a prawa noga - wspomina Sieczkowski. - A my smielismy sie, ze ci miedzy nogami sa do roboty. Inny dziennikarz, proszacy by nie wymieniac jego nazwiska narzeka, ze naczelny nie wykazywal zadnej inwencji redaktorskiej. - Rzadko bywal w redakcji. Myslami bladzil gdzie indziej. Na kolegiach siedzial i nie odzywal sie slowem... - wspomina. W polowie 93 francuski koncern zawiesil wydawanie tygodnika. Tak jak w kinie - Trafilismy na fatalny moment z wejsciem na rynek - opowiada Leszek Bedkowski. - To bylo akurat po kampanii prezydenckiej, kiedy Polska podzielila sie na dwa obozy i wszyscy musieli sie po ktorejs stronie opowiedziec. A mysmy nie chcieli sie opowiadac - dodaje. W komentarzach nie dalo sie jednak ukryc prowalesowskich sympatii Ilowieckiego. W sporach o religie w szkole, czy w dyskusji nad aborcja "Spotkania" piorem Ilowieckiego, badz dziennikarzy `frakcji chrzescijanskiej' opowiadaly sie po jednej stronie. Niektorzy twierdza, ze to zaszkodzilo tygodnikowi. Byl bojkot, nie bylo reklamy - Istnial towarzysko-srodowiskowy bojkot pisma - tlumaczy jeden z powodow niepowodzenia Maciej Ilowiecki. - Nigdy nie slyszalem, zeby bylo gdzie cytowane w przegladach prasy. Warszawsko-krakowskie kregi intelektualne udawaly, ze nas nie dostrzegaja - twierdzi. - Pismo okazalo sie bez szans, bo nigdy nie przyjelo formuly "Newsweeka" - uwaza Wysocki. W krotkich tekstach mialo byc maksimum informacji. Tematy mialy byc bardzo poglebione, ale pisane zywym jezykiem. Tak sie nie stalo. Dlaczego? Gdy odszedl Maziarski, pomysl na "Newsweeka" zaczal sie rozmywac. Kazdy chcial robic pismo o innym profilu, przewaznie takim, na jakim sie uksztaltowal. Doswiadczenia i nawyki bylo trudno przezwyciezyc. Wydawca tez nie wykazal konsekwencji. Gdy naklad zaczal stopniowo spadac, starano sie ozywic pismo, przez co coraz bardziej odchodzono od pierwotnego pomyslu. Wydawca powinien byc bardziej cierpliwy i czekac az czytelnik przyjmi proponowana formule. - Polozyl nas m.in. brak odpowiedniej kampanii reklamowej - twierdzi Bedkowski. - Gdy byla bardzo potrzebna - nie bylo jej. Pojawila sie dopiero w momencie, gdy pismo utracilo juz czesc czytelnikow i bylo juz za pozno. Wydawca zachowal sie niekonsekwentnie. Ilowiecki: - Przede wszystkim pismo bylo za drogie. Kogo bylo trzy lata temu stac na tygodnik za 6.5 tysiaca zlotych? Poza tym taki tygodnik musi byc przez kilka lat finansowany i intensywnie reklamowany. Takie zreszta byly zalozenia. Ale wydawca zaczal sam miec klopoty we Francji i zdecydowal sie wycofac. - To pismo mialo najwieksza szanse wydawnicza w Polsce - uwaza Jerzy Morawski. - Francuzi wlozyli kilka milionow dolarow, a redakcja bez przerwy kaprysila. Kapital zderzyl sie z wartosciami chrzescijanskimi i ten kapital okazal sie bardziej chrzescijanski. Wielu dziennikarzom zabraklo po prostu umiejetnosci dziennikarskich i chcieli nadrobic to w inny sposob. Powstal nudny produkt i to jest przyczyna jego upadku. Nie ma czego zalowac i wszyscy powinni o tym jak najpredzej zapomniec. - Nie ma sie czego wstydzic, pismo bylo przyzwoite i uczciwe - twierdzi Ilowiecki. ------------ [Trzy grosze red.nacz. Gdy zobaczylem pierwszy egzemplarz "Spotkan", bylem zbudowany. Szata graficzna nieporownywalna z czymkolwiek, co bylo drukowane wczesniej w Polsce, rozklad artykulow, dbalosc o zwiezlosc (jeden artykul - max. jedna kolumna itd.). O charakterze politycznym trudno bylo cos powiedziec, ale calosc byla niezmiernie obiecujaca. Pozniej nie czytalem ich regularnie, ale gdy wzialem znowu do reki w ubieglym roku, "Spotkania" zdaly sie jakby duzo mniej ciekawe. Dodatkowo zauwazylem obecnosc na ich lamach paru dziennikarzy (szczegolnie jednego, nazwisko przemilcze), ktorzy nie tylko dzialali i pisali w czasach komunizmu wojennego lat 80-tych, ale byli szczegolnie gorliwi w popieraniu owczesnej rzeczywistosci. Teraz stali sie oczywiscie nieslychanie chrzescijanscy i prawicowi. Dylematy, przed ktorymi stanal Ilowiecki, sa jednak bardziej ogolnej natury. Jak robic pismo, ktore chce byc na wysokim poziomie, nie angazowac sie w biezaca polityke, a jednoczesnie byc ciekawym? Ba... Gdyby to kto wiedzial... W kazdym razie my, czyli "Spojrzenia" mamy (toutes proportions gardees) podobne problemy, gdyz kilku Czytelnikow zarzucalo nam `bezplciowosc'. Szkoda wiec, ze "Spotkania", do ktorych czulem afekt n.in. z powodu podobienstwa nazwy, wprowadzajacego zreszta nieco konfuzji, upadly. Niesnaski w redakcji wydaja sie byc sprawa naturalna, ale troche smutno gdy powazny w koncu czlowiek (Ilowiecki) tlumaczy swoja porazke jak uczniak z trzeciej klasy, zarzucajac bojkot srodowiskowy. Chwala mu za probe zrobienia profesjonalnego tygodnika na wysokim poziomie, ale chyba istotnie lepiej mu bedzie o tej probie zapomniec, co zapewne czyni jako czlonek nowej Rady d/s Radia i Telewizji. J.K-ek] _______________________________________________________________________ Tomasz J. Kazmierski NEMINEM CAPTIVABIMUS ===================== (Artykul pojawil sie na Poland-L z okazji rocznicy 3-go Maja) Po uroczystych 3-cio majowych mszach, akademiach, wystepach zespolow tanecznych i loteriach fantowych, moge spokojnie usiasc w fotelu i przepisac z Ustawy o Miastach stanowiacej czesc Konstytucji 3-go Maja nastepujacy tekst [1]: `Artykul II. Prawo kardynalne ``neminem captivabimus nisi iure victum'' na osoby w miastach osiadle rozciagamy, wyjawszy podstepnych bankrutow, kaucji dostatecznej za soba u sadu nie stawiajacych i na goracym uczynku zlapanych.' Dlaczego akurat dzis pisac o `neminem captivabimus'? Potraktujcie to, prosze, jako przyczynek do dyskusji o sredniowieczu, ktora niedawno odbyla sie na Poland-L. * * * Na zjezdzie w Brzesciu Kujawskim w kwietniu 1425 r. sedziwy Jagiello domagal sie od polskiego rycerstwa uznania sukcesji dla swego niemowlecego wowczas syna Wladyslawa. Panowie postawili szereg warunkow. Jednym z nich byl postulat, zeby osiadlego obywatela nie mozna bylo wiezic bez wyroku sadowego. Zasada ta miala nie obowiazywac sadow staroscinskich w przypadku schwytania na goracym uczynku oraz wowczas gdy oskarzony szlachcic nie chcial dac rekojmi, ze stawi sie przed sadem. Spisano odpowiedni akt i zlozono go w rece Olesnickiego. Rok pozniej, w maju 1426 r., w czasie obrad zjazdu w Leczycy, Jagiello stanowczo odmowil nadania przywileju. Olesnicki wydal rycerzom dokument sprzed roku, a oni na oczach krolewskich rozsiekali pergamin mieczami. Jagiello, nie godzac sie na przywilej i chcac wprowadzic Wladyslawa na tron przy pomocy intryg, coraz bardziej tracil twarz. Unia z Litwa zawisla na wlosku, a Olesnicki i kilku innych panow malopolskich przez kilka nastepnych lat prowadzili skomplikowana gre polityczna w celu ulagodzenia rycerstwa. Na kolejnym zjezdzie, w Jedlni, w marcu 1430 r. Jagiello zgodzil sie na uznanie przywileju, a w zamian spolecznosc szlachecka przyrzekla wprowadzenie na tron jednego z synow Jagielly. W dokumencie jedlnenskim czytamy [2]: `[...] zadnego obywatela osiadlego za popelniona wine lub przestepstwo nie bedziemy wiezili [...], az gdy o nie dowodnie przekonanym [...] i przez sedziego tej ziemi, w ktorej tenze obywatel mieszka wydanym zostanie [...].' Pierwsze lacinskie slowa tej czesci przywileju `neminem captivabimus nisi iure victum' nadaly nazwe calemu dokumentowi. W ten sposob, jeszcze w czasach sredniowiecza okreslone zostaly dwie niezwykle trwale (jak sie pozniej okazalo) zasady konstytucyjne I-szej Rzeczypospolitej: elekcyjnosc tronu oraz prawo `neminem captivabimus'. Przywilej `neminem captivabimus' od poczatku byl traktowany powaznie. Wydane przez Kazimierza Jagiellonczyka w 1454 r. Statuty Nieszawskie bedace pierwszymi ustawami ograniczajacymi wladze ustawodawcza monarchy, powtarzaly rowniez zasade `neminem captivabimus'. Po reformie ustroju panstwa w 1569 r., wszyscy nowowybrani krolowie elekcyjni musieli zaprzysiegac przestrzeganie praw publicznych wymienionych w Artykulach Henrykowskich i `pactach conventach'. W sklad tych praw wchodzila zasada 'neminem captivabimus'. Nastepna po Artykulach Henrykowskich proba zdefiniowania ustroju Rzeczypospolitej byly tzw. `prawa kardynalne' uchwalone przez Sejm w 1768 r. Pod tym pojeciem rozumiano szczegolny rodzaj praw konstytucyjnych, ktore mialy byc niezmienna podstawa porzadku prawnego panstwa. Obok przywileju `neminem captivabimus' do praw kardynalnych zaliczono elekcyjnosc tronu i zasade `liberum veto', ktora ograniczono do spraw waznych (`materii status') z wylaczeniem materii ekonomicznych. Konstytucja 3-go Maja gruntownie zreformowala pojecie praw kardynalnych. Odrzucila ona elekcyjnosc tronu i `liberum veto' oraz rozszerzyla przywilej `neminem captivabimus' na mieszczan. Tak oto w jednym dniu i bez przelewu krwi przybyly Rzeczypospolitej `miliony wolnych ludzi'. Jedyny pozor gwaltu fizycznego tego dnia stworzyl posel Jan Suchorzewski, ktory goraco przemawial przeciw Konstytucji i rzucil sie na ziemie u stop tronu. Podobno go w tloku podeptano, a wiekszej ilosci sincow zapobiegl barczysty Litwin, posel Stanislaw Kubicki, ktory Suchorzewskiego podniosl i posadzil w spokojniejszym kacie [3]. Godzi sie wspomniec, ze rezolucja Komisji Policji z 24 czerwca 1792 r. w odpowiedzi na memorial plenipotentow ludu zydowskiego uznala, iz [4]: `gdy opieka rzadowa Konstytucja 3 Maja nad wszystkimi kraju mieszkancami rozciagnieta zostala, przeto Komisja i Zydow spod tejze wylaczonych nie widzac, tem samem prawo ``neminem captivabimus nisi iure victum'' (wyjawszy ``recens crimen'') i do narodu zydowskiego rozciagnione byc widzi.' Przywilej `neminem captivabimus' wyprzedzil o ponad 200 lat nastepna podobna zasade w Europie, ktora bylo angielskie prawo `Habeas Corpus Act' z 1679 r. Jest ciekawostka, ze `Habeas Corpus Act' obowiazuje w Anglii do dzisiaj. Jest to prawo uzywane do kwestionowania legalnosci uwiezienia (jak np. aresztowanie bez zgody sadu) i odwolanie sie do niego ma pierwszenstwo przed kazda inna procedura prawna. Jesli obrona wykrzyknie w sadzie slowa [5]: `My Lord, I have a matter concerning the liberty of the subject!' (Wysoki Sadzie, mam sprawe dotyczaca wolnosci oskarzonego!), sedzia przerywa postepowanie i rozwaza zasadnosc aresztowania. Jest to mily i dosc wyjatkowy zwyczaj, bo normalnie okrzyki i przerywanie sedziemu sa obraza sadu (`contempt of court') i podlegaja karze. O prawie `neminem captivabimus' niewiele sie dzis w Polsce wie, bo przez ostatnie 50 lat milczaly o nim podreczniki szkolne. Szkoda, bo gdyby nie to, to moze juz dawno (chocby w czasie kwietniowej wizyty Prezydenta RP w USA) znalazlby sie ktos, kto spojrzalby Amerykanom prosto w oczy i spokojnie powiedzial: `Nie jest dla nas zrozumiale, dlaczego od roku wiezicie bez procesu pieciu polskich obywateli, podejrzanych w tzw. aferze karabinowej'. Tomasz J Kazmierski - Civis Polonus sum, omnibus par. ------- [1] J. Lojek, "Konstytucja 3 maja", Wyd. Lubelskie, 1989. [2] M. Siuchninski, S. Kobylinski, "Ilustrowana Kronika Polakow", 1967, KiW. [3] P. Jasienica, "Rzeczpospolita Obojga Narodow", 1992, PIW. [4] "Konstytucje Polski", M. Kallas (red.), 1990, PWN. [5] The MacMillan Encyclopedia, 1986, London. _______________________________________________________________________ "Tygodnik Powszechny" 10/1993, skr. red. "Sp." (J.K-ek), zaznaczone. Ks. Jan Kracik ZROZUMIEC INKWIZYCJE? ===================== Inkwizycja obrosla mnostwem wyobrazen i mitow, ale latwa polemika z karykatura nierzadko utyka w przeciwleglej slepej uliczce. Bowiem po wszelkich sprostowaniach i tak pozostanie ciezka do udzwigniecia prawda i sporo pytan wokol niej. Trudniejszych niz pytania o inne wielkie grzechy ludzi na wielkich stanowiskach. Wspolczesni im bowiem, a czasem i oni sami, potrafili nazywac zlo zlem, zachlannosc zachlannoscia, swietokupstwo swietokupstwem, rozwiazlosc rozwiazloscia. W przypadku koscielnej instytucji skazujacej ludzi na smierc za to, ze przestali wierzyc po katolicku, chodzilo o pogwalcenie podstawowych praw ludzkich, dokonywane w przekonaniu, ze czyni sie dobro i pelni wole Boga. A przekonanie takie podzielala nie garstka ekstremistow, lecz autorytety wladzy i mysli, papieze i teologowie. Powracajace pytanie Jak moglo do tego dojsc? Co tak dlugo i skutecznie wybitnym nawet osobistosciom potrafilo przeslonic spojrzenie w glab Ewangelii? Jakie okolicznosci i kategorie myslenia? () Od czego moze wyzwalac prawda o inkwizycji? Od angelizowania Kosciola, w ktorym mozliwe sa jedynie moralne choroby osob, a nie struktur, zle wplywy swiata nie wnikaja do srodka na dluzej, a naduzywanie wladzy bywa od razu zauwazone i skorygowane. Takze od uproszczonego czy naiwnego pojmowania wolnosci, od bledu w koscielnej pragmatyce. Od rozciagania nieomylnosci poza okreslone dogmatem granice. Takze od ducha triumfalizmu oraz zwyczajnego samochwalstwa. I od uwodzicielskiej mocy srodkow bogatych. Dlugi cien Konstantyna Na poczatku systemu, ktory z czasem mial usprawiedliwic przemoc w sluzbie wiary, bylo zwiazanie sie Kosciola (nalezalo don wtedy tylko ok. 10% mieszkancow) i poteznego Panstwa, dokonane za Konstantyna Wielkiego, a kontynuowane potem przez jego nastepcow i niezliczonych nasladowcow. Po 313 r. cesarze rzymscy z przesladowcow stali sie wspolwyznawcami i protektorami chrzescijan. Chetnie udzielali oczekiwanej przez wladze koscielne pomocy przeciw odszczepiencom, usuwajac ich ze stanowisk, skazujac na wygnanie, zwolujac sobory dla okreslenia prawowiernej nauki. Spierano sie rzeczywiscie o wiare i jej norme, ale w miare jak ta zyskiwala ideowy monopol w panstwie chrzescijanskim, ortodoksja stawala sie probierzem lojalnosci, nabierajac znaczenia racji stanu. Herezja natomiast byla juz nie tylko stanowiskiem garstki upartych teologow, lecz czesto sztandarem skupiajacym rozmaitych oponentow nazbyt zwiazanego z panujacymi Kosciola, ale i przeciwnikow panstwowej polityki wyznaniowej, spolecznej czy regionalnej. Dlugotrwale spory teologiczne z takim rezonatorem (np. arianizm, monofizytyzm, donatyzm) destabilizowaly zycie publiczne, zagrazajac wspolnemu porzadkowi panstwowo-koscielnemu. Herezja stawala sie przestepstwem, zagrozonym w Kodeksie prawa cywilnego cesarza Justyniana z 534 r. konfiskata dobr, wygnaniem, nawet smiercia. Wiezien i tortur z woli tegoz cesarza doswiadczyli manichejczycy i poganie. W tym czasie na ruinach Cesarstwa Zachodniegop formowalo sie chrzescijanstwo germanskich zdobywcow, przyjmujacych nowa wiare juz nie na zasadzie indywidualnego wyboru, jak w I-III w., lecz w zbiorowym konformizmie lojalnosci wobec wlasnego wodza czy krola. Nie inaczej bedzie u ludow slowianskich. Od V do XI w. Zachod praktycznie nie znal herezji jako niebezpieczenstwa publicznego. Nie stanowily go lokalne spory slabych srodowisk teologicznych, ani echa wschodnich kontrowersji, odbierane na poziomie elit. Wladcy z laski Bozej i ich biskupi w poszczegolnych krajach bez trudu utrzymywali jednosc wyznaniowa, zwlaszcza ze ta skupiala sie bardziej na praktykach, niz na zglebianiu dogmatu. W XII w. pojawily sie w zachodnim chrzescijanstwie masowe ruchy religijno-spoleczne, ktore doprowadzily do powstania rzeczywistych antykosciolow, stanowiacych enklawy w katolickim swiecie. Nieprawowierni przywodcy znajdowali licznych zwolennikow lub gineli z rak oburzonej ludnosci czy w wyniku skazania przez poszczegolnych wladcow. Szeroka opinia wypowiadala sie za najsurowszymi karami, wielu biskupow i teologow - przeciwnie. W polowie XII w. cichna koscielne zastrzezenia wobec interwencji panujacych przeciw heretykom. Uznano bowiem zagrozenie spolecznego porzadku przez katarow, a rozkwit studiow nad prawem rzymskim (Bolonia) upowszechnil justynianska kryminalizacje herezji. Na wniosek krola francuskiego Ludwika VII i angielskiego Henryka II w 1179 r. II Sobor Lateranski polecil, by panujacy wiezili kacerzy i konfiskowali ich mienie. Krol Aragonu Piotr II w 1197 r. uznal ich za wrogow panstwa i nakazal palic na stosach. Przemoc usankcjonowana Obraz heretyka jako wroga publicznego wzmocnil papiez Innocenty III, gdy w swoim dekretale z 1199 r. zagrozil heretykom utrata praw cywilnych (zakaz pelnienia urzedow, dziedziczenia, pozbawienie majatku). Jednoczesnie, po raz pierwszy w ustawach koscielnych, papiez uznal herezje, podobnie jak cesarze rzymscy w V w. za zbrodnie stanu - "crimen laesae maiestatis". Argumentowal: skoro prawo swieckie skazuje na smierc za obraze majestatu krolewskiego, o ilez bardziej godne kary jest nastawanie na majestat Boski. Misje legatow papieskich oraz dzialalnosc Dominika i jego braci wsrod katarow przyniosly polowiczne efekty. Innocenty naklonil wiec krola Francji Filipa Augusta w 1208 r., po 4 latach perswazji (ramie swieckie ma z woli Boga wspierac wladze koscielne w przywracaniu jednosci) i obiecywania odpustow oraz wlosci baronow opieszalych w wykorzenianiu herezji - do podjecia krucjaty przeciw albigensom. W 1224 r. zmierzajac glownie do politycznych celow, cesarz Fryderyk II zarzadzil w Lombardii karanie smiercia przekazanych przez biskupow kacerzy, w 1231 r. ustalil do tego procedure dochodzeniowa, obowiazujaca wkrotce w calym Cesarstwie: sad prowadzi z urzedu badanie (inquisitio) zarzutu herezji, upartym grozi smierc. Papiez Grzegorz IX przyjal te zasady i w 1233 r. ustanowil trybunal inkwizycyjny dla Tuluzy i Montpellier do walki z katarami. Funkcje inkwizytorow pelnili wpierw dominikanie, potem takze franciszkanie, rzadko duchowni swieccy. Przepisy przeprowadzania dochodzenia inkwizycyjnego, wydane przez Innocentego IV w 1252 r., uznaly tortury za srodek procesowy, zgodnie z owczesna praktyka sadowa. Papiescy inkwizytorzy otrzymywali krotkotrwaly mandat ma okreslony obszar. W Rzymie nie utworzono kierujacego nimi stalego organu. Sredniowieczna inkwizycja funkcjonowala doraznie. Jej trybunaly, powolywane jako niezalezne od biskupow, przejmowaly ich urzedowe zadania dochodzeniowe wobec herezji, pelnione dotad niezbyt energicznie. Od XIV w. sytuacja zacznie sie odwracac, a specjalne sady inkwizycyjne tracic na znaczeniu. Papiescy wyslannicy mieli orzekac o winie. Przez cale sredniowiecze egzekwowanie kary pozostawiano wladzom swieckim, zgodnie z dekretem papieza Lucjusza II z 1184 r., zadajacym takiego wspoldzialania od panujacych pod grozba ekskomuniki. Ale przekazujac skazanych na stos instancjom cywilnym, wypowiadano formule prosby o oszczedzenie im zycia. Okrutny formalizm Pilatowego gestu sluzyl poczuciu zachowania starej zasady: Kosciol nie pragnie krwi. Odmowa wykonania wyroku pociagala oskarzenie o wspolwine oraz klatwe. Inkwizytorzy rozpoczynali swa ponura akcje od ogloszenia czasu laski, trwajacego 30 dni. Samooskarzenie konczylo sie nalozeniem pokuty (np. posty, odbycie pielgrzymki, noszenie na odzieniu krzyza w zoltym kolorze Judasza). Potem nastepowalo badanie podejrzanych. Jesli nie potrafili dowiesc swej niewinnosci, poddawano ich ostremu przesluchaniu, by doprowadzic do przyznania sie. Adwokata coraz czesciej zastepowaly tortury. Przyznajacych sie skazywano na wiezienie, w skrajnych wypadkach dozywotnie. Tych, ktorzy nie chcieli wyrzec sie herezji lub popadli w nia ponownie, czekal stos. W Tuluzie, w latach 1245-57, na 306 skazanych bylo 21 wyrokow smierci. Inkwizytor Bernard Gui, w latach 1308-22, na 636 osadzonych, co dziesiatego wyslal w ogien. Inkwizytorzy poruszali sie zwykle w zbrojnej asyscie, czasem gineli z rak czlonkow rodzin ich ofiar, jak Konrad z Maraburga (1233), Piotr z Werony (1252), czy hiszpanski Pedro Arbues (1486). Od leku do depresji Tolerujac lepiej czy gorzej niechrzescijan, w przekonaniu, ze przyjecie wiary jest sprawa woli, sredniowiecze bylo nieprzejednane wobec tych, ktorzy wiare porzucali. Ludowa ksenofobia wobec heretykow i podjete w slad za nia przez krolow, a potem przez papiezy represje, znalazly swe uwienczenie w inkwizycji. U jej poczatkow nie bylo jeszcze mowy o karze smierci. Zalegalizowane okrucienstwo, z torturami i wypalaniem kacerstwa ogniem, przyniosl wiek XIII. Zwyciezyl lek przed wrogiem we wlasnych szeregach, podobny do strachu przed zarazliwa choroba. Bez spoiwa jednej religii nie wyobrazano sobie trwania wiezi miedzyludzkich, respektu dla wladzy i w ogole calej moralnosci, a przede wszystkim wiecznego zbawienia. Unitarnej koncepcji spoleczenstwa, zespolenia jego panstwowego i koscielnego aspektu, nie przekreslaly czeste spory o dominacje jego swieckich i duchownych przywodcow, toczone pod jednym dachem. Tak dlugo nikt nie kwestionowal fundamentu tej jednosci, ze gdy zostala zagrozona, do powszechnej opinii i pragmatyki dolaczyli teologowie. Zycie duchowe wiecej znaczy niz cielesne, a wieczne niz doczesne. Ci, co falszuja wiare i bluznia Bogu, powinni poniesc wieksza kare niz ci, co obrazaja majestat krolewski czy falszuja monete. Zatem heretycy `zasluguja nie tylko, by byc odcieci od Kosciola przez ekskomunike, ale i wylaczeni ze swiata przez smierc' - rozumowal nieublaganie logiczny Sw. Tomasz. Bardziej krwawa od sredniowiecznej byla inkwizycja hiszpanska, stanowiaca od konca XV w. calkowicie zalezne od krola narzedzie polityki i antysemityzmu. Skazywala glownie nawroconych ze strachu przed pogromami Zydow, oskarzanych o potajemne uprawianie judaizmu. Nie majac wlasciwie okazji do zwalczania herezji, hiszpanska inkwizycja przetrzymywala pozniej w swych wiezieniach oskarzonych o bluznierstwa, zabobon i zboczenia. Zajmowala sie tez wydawaniem indeksu ksiag zakazanych i cenzura. Swiete Oficjum Wobec sukcesow Reformacji papiez Pawel III powolal w 1542 r. komisje 6 kardynalow do spraw zachowania czystosci wiary (inkwizytorzy generalni). Ich uprawnienia dotyczace Italii Pius IV rozszerzyl w 1562 r. na caly Kosciol. Reorganizacja Kurii przez Sykstusa V w 1588 r. nazwala te dykasterie Kongregacja Swietej Inkwizycji (od 1908 r. Kongregacja Swietego Oficjum), polecajac jej zajmowanie sie przypadkami herezji i schizmy, cenzura, potem takze sprawami o czary i naduzywanie sakramentow. Procedura potepiania obwinionych, bez dania im mozliwosci wypowiedzenia sie i obrony, spotkala sie z krytyka podczas debat Vaticanum II w 1963 r. Pawel VI, odpowiadajac na postulaty biskupow, w 1967 r. zmienil organizacje, metody i nazwe Swietego Oficjum na Kongregacje Nauki i Wiary. Ostatnie oficjalne przyznanie sie Kosciola do pomylki w sprawie Galileusza, szykanowanego przez Inkwizycje na poczatku XVII w. za gloszenie heliocentryzmu, stanowi akt doniosly, dotad nie praktykowany. Rewizja procesu wielkiego matematyka i astronoma oznacza publiczne uznanie historycznego bledu. Dekretow potepiajacych wydanych przez Swiete Oficjum nie oglaszano wprawdzie jako nieomylne, ale odwolywanie ich uznano by jeszcze niedawno za obnizanie prestizu koscielnego. Dzis odwolanie takie budzi szerokie uznanie, nawet jesli integrysci sadza przeciwnie. Gdyby rehabilitacji dokonano wczesniej, kapital odbudowanego zaufania do autokorekcyjnych sprawnosci eklezjalnych przynioslby juz znaczne odsetki. Czy sprawa Galileusza okaze sie wyjatkiem, czy precedensem, pokaze czas. Tymczasem warto przytoczyc glos Simona Wiesenthala, tropiacego od blisko pol wieku wojennych przestepcow ("Spotkania" 4/1993). Wyraziwszy sie z wielkim uznaniem o obecnym Papiezu, ze zdecydowanie potepil nazizm, a dla obalenia komunizmu uczynil wiecej niz Gorbaczow, powiada Wiesenthal, ze jest jedna rzecz, ktorej sie nie moze z Rzymu doczekac. Oto zachowaly sie dokumenty dotyczace spalonych na stosach inkwizycji - `i ja juz od dawna zadam, zeby choc jeden proces odnowic i przez rehabilitacje jednej ofiary przywrocic czesc tysiacom niewinnych, ale nie dostalem jeszcze zadnej odpowiedzi'... _______________________________________________________________________ Jurek Karczmarczuk O TOM, KAK SOVETSKAYA FIZIKA BYLA SPASENA ========================================= (Bylo kiedys na Poland-L, ale nieco zmienione) Rozumiem, ze wszyscy Czytelnicy znaja rosyjski? Niewazne, w koncu to niezbyt rosyjski, tylko raczej moja chora wyobraznia. Dzisiaj mamy nastepna opowiastke Dymitra Siergiejewicza Czerniawskiego, przekazana nam w klebach oparow alkoholowych na wieczornych posiedzeniach Prawdziwych, ale Mlodych Uczonych bioracych udzial w Zakopianskiej Szkole Fizyki Teoretycznej UJotu, we wczesnych latach siedemdziesiatych. Przypominam, ze Czerniawski byl rosyjskim fizykiem, ktory zawital do nas po ladnych paru latach zakazu wyjazdu z Rosji... `Dawnym-dawno, byl-zyl niejaki A. Aleksandrow, matematyk. I ten Aleksandrow postanowil zostac Akademikiem. Bardzo szczytne postanowienie, godne wszelkich pochwal i dosc trudne do zrealizowania. W principie wozmozno, konieczno, no, znajetie, matiematiki eto oczen' dolgoziwuszczie zwieri (daze w Sojuzie). Potomu prosto wakansow nie bylo. Togda on reszil wojti czerez zadnie dwieri, czerez filosofiju. Poprosil o zorganizowanie mu doklada na nastepnym wolnym zasiedanii Akademii. Nie mogli mu odmowic. Wszedl na sale i zaczal ze swada profesjonalisty: `Wy zdies' wsie idiealisty, a i nie tolko idiealisty, no, wot imienno, idiealisty s idiealisticzeskim odklonieniem. Ili jeszczio nieczto pochuze. A samyje glawnyje idiealisty, eto idiealista Markow i idiealista Feinberg! ... A wy wied' znajetie czto skazal Lenin?! On skazal: <> ...' Aleksandrow zakonczyl swoj wyklad i rozpoczeto dyskusje. Dyskusja byla zwarta i tresciwa, jak przystalo na srodowisko profesjonalistow. Piervyj wystupil Markow: `Uwazajemyj Towariszcz' Alieksandr Alieksiejewicz, Mnie kazetsia, czto waszie wystuplienie nieskolko nieprawilno s logiczeskoj tocz'ki zrienia...' Ale nie zdazyl skonczyc zdania, gdyz Aleksandrow wymierzyl w niego palec i okrutnie wzwyl: `WY IDIEALIST!!!' I wsiem stalo jasno, czto etu schwatku on wyigral... Feinberg postanowil wyjasnic pewne watpliwosci, ktore mu sie nasunely w zwiazku z oskarzeniem: `Poczemu imienno idiealist? W kakom smys'le idiealist? Ja tolko skazal, czto: delta X * delta P >= h / 2 Pi . ?' Aleksandrow odwrzasnal niemiedlienno: `Uchchhhh! WY IDIEALIST!!!' I wsiem stalo jasno, czto etu schwatku on toze wyigral... I sytuacja stala sie dosc grzaska. I wtedy nagle o glos poprosil niejaki Pietia Riazin, czlowieczek, ktory mial jakas niewielka funkcje administracyjna w naszej sekcji i ktorego nie dalo sie podejrzewac absolutnie o nic, a w szczegolnosci na pewno nie o to, ze jego glowa ukrywa jakas inteligencje. Riazin zaczal w sposob standardowy, ale nieoczekiwany: `Uwazajemyj Towariszcz ... etc. Waszie wystuplienie napominaetsia nieskolko izwiestnuju statiu, da, izwiestnuju wsiem statiu Towariszczia Iosipa Wisarionowicza ob idiealizmie w jazykoznanii! Da, da, nieskolko napominaet. Nu, tak skazat' - napominaet, no niemnozko naoborot!...' Aleksandrow chcial wrzasnac: `Wy idiealist!!' - no promolczal. Eto delo bylo uze opasno. Chyba nie musze podkreslac dlaczego. I Pietia zakonczyl swoje wystapienie gromkim retorycznym pytaniem: `I coz wy tutaj robicie, Towarzysze? Coz takiego? I po co? Togda, kak naszi wojennye korablia borozdiat uze wody Tichowo Okeana!' Nie bylo jasne o co chodzi i Aleksandrow nie mogl szybko znalezc wlasciwych slow. Oskarzenie o idealizm w tej sytuacji mogloby zostac niewlasciwie odebrane. Wiec przez chwile panowalo milczenie. Skwapliwie skorzystalo z tego Prezydium, ktore oglosilo sesje za zamknieta. I tym samym radziecka fizyka zostala uratowana.' Literacko opracowal: Jurek Karczmarczuk _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) stale wspolpracuje: cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak) Copyright (C) by Jurek Krzystek 1993. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Adres redakcji: spojrz@k-vector.chem.washington.edu. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres: (128.32.162.54), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia. ____________________________koniec numeru 79____________________________