______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 4.06.1993.         ISSN 1067-4020             nr 78
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

       Andrzej Oseka - Boje sie slowa `narod'
   Tomasz Wroblewski - Budynek, ktory pozostanie czescia polityki
   Henryk M. Brodner - Shoah-business
Malgorzata Domagalik - Zwolnieni z myslenia. Rozmowa z Waldemarem
                            Krzystkiem
          Leszek Zuk - Z archiwow sadowych Schwarzwaldu
_______________________________________________________________________

"Gazeta Wyborcza", 8-9.05.1993.

Andrzej Oseka


                         BOJE SIE SLOWA `NAROD'
                         ======================

Podczas mszy odprawianej 3 maja w kosciele Sw. Krzyza w Warszawie biskup 
polowy Slawoj Leszek Glodz zarzucil mass mediom, ze spychaja na margines 
slowo `narod', przemilczaja je lub pokazuja `w deprecjonujacych 
kontekstach'. Biskup zadal dramatyczne i oskarzycielsko brzmiace 
pytanie: `Kto dzisiaj i dlaczego boi sie slowa ``narod''?' Spiesze z 
odpowiedzia: na przyklad ja.

Bardzo cenie i lubie wiele rzeczy, o ktorych mozna powiedziec, ze sa 
`narodowe': tradycje, stroje, legendy, obyczaje, piesni, tance, potrawy 
itp. Uwielbiam `narodowe' dzielnice w wielu metropoliach wspolczesnego 
swiata, takie jak chinska w Sydney, hinduska w Singapurze, zydowska 
(wokol rue des Rosiers) w Paryzu. Ludzie zyja tu we wspolnotach o 
wyraznie okreslonym ksztalcie; jest im z tym dobrze, a przy tm sa 
zyczliwi dla przybyszow i przechodniow.

Wciaz jednak pamietam masakre, jaka miala miejsce w pewnej restauracji 
przy rue des Rosiers pare lat temu; podlozono tam bombe - z przyczyn 
narodowych, by pomscic krzywdy Palestynczykow. Twierdzenie, ze to 
dziennikarze pokazuja slowo `narod' w `deprecjonujacych kontekstach' 
jest w oczywisty sposob nieprawdziwe: w kontekstach takich umieszczaja 
slowo `narod' ci, ktorzy w jego imieniu podkladaja bomby w restauracjach 
i na targowiskach, bija i zabijaja obcoplemiencow, burza ich domy etc. 
ect.

W ksiazce "Narody i nacjonalizm" Ernest Gellner przeprowadza ciekawy 
rachunek. Przypomina, ze za podstawowy wyroznik narodu zwyklo sie 
uwazac jezyk; jezykow jest na planecie okolo 8 tysiecy. Panstw mamy 
mniej wiecej dwiescie. Jesli dodamy do tego rozne grupy etniczne, ktore 
o wlasna panstwowosc walcza, i jeszcze te liczbe zaokraglimy, podwoimy 
nawet - nie bedzie ona na pweno wieksza niz 800, a wiec i tak dziesiec 
razy mniejsza niz liczba jezykow. Co stad wynika? - pyta Gellner - Czy 
to, ze gdy jeden ncjonalizm podnosi swoj ohydny leb, tuz obok czai sie 
dziewiec innych? Czy to, ze ludzkosc nie zazna spokoju, dopoki nie 
bedzie dziesiec razy wiecej zamachow bombowych, meczennikow, 
przesiedlania populacji? Gellner nie jest takim pesymista. Wskazuje, ze 
w przytlaczajacej wiekszosci wypadkow odrebnosci narodowe nie 
przeradzaja sie w nacjonalizmy i separatyzmy. Podobnie jest z 
rzadzacymi: na ogol nie wyznaja oni wcale zasady, ze `cuius regio, eius 
lingua' ani `cuius regio, eius religio'. Jednak to sie zmienia. Imperium 
ottomanskie kiedys bylo narodowo indyferentne; a przeciez odbywaly sie 
pozniej w Turcji rzezie Ormian; do dzisiaj trwaja tu walki z Kurdami. 

`Nacjonalizm - pisze Gellner - stwarza narody, a nie na odwrot... Ozywia 
sie martwe jezyki, wymysla tradycje, wskrzesza fikcyjna pierwotna 
czystosc'. Jest wiele prawdy w tym - przyznajmy, mocno wyostrzonym - 
sformulowaniu. Tworcy narodowych legend zdolni sa do niebywalych 
fantazji. Wypisuja je, a potem wierzy sie szeroko, ze - powiedzmy - 
Polacy pochodza od Sarmatow, ktorych zreszta (choc byli iranskim 
plemieniem) nasi szlacheccy dziejopisarze uwazali za cos w rodzaju 
starozytnych Rzymian. Niedawno pewien ukrainski publicysta powiazal 
Ukraincow ze starozytnymi Egipcjanami, w jakichs reliefach z piramid 
dostrzegl bowiem typowo, wedlug niego, ukrainskie nakrycia glowy.

Jedni tworza legendy, czasem nawet piekne - ale przychodza inni i robia 
z nich uzytek wedle wlasnych potrzeb. Slowa Horacego, `dulce et decorum 
est pro patria mori' (slodko i zaszczytnie jest umierac za ojczyzne) 
brzmia wspaniale; wskazuja na istnienie idealow cenniejszych niz zycie. 
Jednak niedaleko stad do przeswiadczenia, ze slodko i zaszczytnie jest 
tez wyprawiac na tamten swiat ludzi, ktorzy maca `czystosc etniczna' 
narodu.

Czytam w "Newsweeku" kolejny reportaz z Sarajewa. Autor przypomina cos, 
co dzis wydaje sie tak odlegle, ze nieprawdopodobne: `Sarajewo bylo 
wzorem wieloetnicznego, kosmopolitycznego zycia'. A teraz jest to kupa 
gruzu i 11 tysiecy grobow. Bo narodowi ideologowie chcieli tu 
zaprowadzic swoje porzadki. W naszym kraju jest - jak dotad - na ogol 
spokojnie, jesli nie liczyc paru pobic, pogromu Cyganow w Mlawie, 
licznych manifestacji szowinizmu w gazetach i na plotach, palenia flagi 
izraela przed ambasada tego panstwa oraz jednego trupa niemieckiego 
kierowcy. Ktos moze powiedziec, ze to malo. Dla mnie to jednak stanowczo 
za duzo. bardzo tez niepokoi mnie, ze podczas gdy otwarcie faszystowska 
partia nazywa sie Polska Wspolnota Narodowa - wielbiciele narodu nie w 
faszystach widza zagrozenie, lecz w dziennikarzach. Cyzli - miedzy 
innymi - we mnie. Slowo, o ktorym mowimy, jest i zawsze bylo, 
urzadzeniem obosiecznym. Wzmacnia wspolnote, ale daje tez szczegolne 
prawa tym, ktorzy w jej imieniu biora sie za okreslanie, jak czlonkowie 
wspolnoty maja zyc, msylec, kochac sie, modlic, wychowywac dzieci etc. 
Wystarczy, ze sie nie ma pelnego zaufania do charyzmy slowa `narod' - i 
juz sie jest podejrzanym.

Kiedy slowem *narod* posluguja sie obficie *narodowcy* - jest to w moim 
przekonaniu wystarczajacy powod, by sie go obawiac.

_______________________________________________________________________

"Gazeta Wyborcza", 22.04.1993.


Tomasz Wroblewski z Waszyngtonu


               BUDYNEK, KTORY POZOSTANIE CZESCIA POLITYKI               
               ==========================================

Pol wieku minelo od tamtej tragedii, ale Muzeum Holocaustu nie traci na 
politycznej aktualnosci. Polozone miedzy Bialym Domem i Kongresem, zdaje 
sie byc czescia Waszyngtonu, jak czescia historii jest, trudna dla 
przelkniecia dla Amerykanow, przedstawiona tu prawda.

Nie czesto widzimy w USA tak pozytywnie przedstawiona role Polski i 
Polakow w kontekscie holocaustu. Nie czesto trafiamy na wspomnienie o 
"Zegocie", nie mowiac o dlugiej, najdluzszej w porownaniu z innymi 
panstwami, tablicy z nazwiskami Polakow, ktorzy z narazeniem zycia 
ukrywali i pomagali Zydom. W waszyngtonskim muzeum nie ma ani slowa o 
szmalcownikach, o podziemnych organizacjach nacjonalistycznych i 
polskich policjantach wydajacych Zydow.

Jesli strona polska mogla miec jakiekolwiek polityczne watpliwosci 
dotyczace wystawy, to odnosic mogly sie one jedynie do tytulu ekspozycji 
dotyczacej pogromow w powojennej wschodniej Europie - w tym pogromu 
kieleckiego. Poczatkowo ekspozycja zatytulowana zostala "Pogromy w 
Polsce". Po interwencji polskiej ambasady zmieniono tytul.

Dla Polakow, oswojonych z dramatycznymi ekspozycjami muzeow zaglady, 
bardziej wstrzasajace niz fizyczne dowody zbrodni, byly filmy i 
przemowienia amerykanskich politykow obojetnych na los milionow 
mordowanych.

W muzeum znajdziemy oryginalne przemowienie owczesnego sekretarza stanu 
USA: `Jesli zezwolimy na emigracje niemieckich Zydow, wtedy wszyscy 
Zydzi z Polski, Bulgarii, z calej Europy beda chcieli tu przyjechac'. 
Oryginalny byl takze dokument, podpisany przez podsekretarza obrony 
Johna McCloya, odradzajacy bombardowanie budynkow gestapo i torow 
kolejowych wiodacych do Oswiecimia, ze wzgledu na `watpliwe strategiczne 
znaczenie tych obiektow i marnowanie naszych zasobow zbrojnych'.

Mowiac o postawie poszczegolnych rzadow, autorzy wystawy nie omieszkali 
uwzglednic w swej ekspozycji milczenia Watykanu wobec masakry Zydow i 
pozniejszych jego apeli o zmiane wyrokow wydanych w Norymberdze na 
zbrodniarzy hitlerowskich.

15 lat trwala budowa muzeum. Koszt ocenia sie na 168 milionow $. W calej 
amerykanskiej prasie nie znajdziemy ani jednego przeciwnika projektu, 
ani jednego glosu o zmarnowanych pieniadzach. Nie zawsze jednak projekt 
cieszyl sie takim uznaniem. Dyrekcja muzeum niechetnie wspomina, iz 
wielu amerykanskich politykow, wsrod nich b. sekretarz stanu, Henry 
Kissinger sprzeciwialo sie budowie Muzeum Holocaustu w samym centrum 
miasta.

Do ostatniej chwili trwaly rowniez naciski ambasady niemieckiej. Kohl 
ofiarowal muzeum znaczne pieniadze w zamian za umieszczenie ekspozycji 
pokazujacej osiagniecia wspolczesnych Niemiec w walce z antysemityzmem. 
Propozycja zostala z hukiem odrzucona. Co wiecej, kiedy przed dwoma 
tygodniami kanclerz RFN odwiedzil muzeum, na miejscu nie bylo ani 
dyrektora, ani zadnego czlonka fundacji, ktory moglby go oficjalnie 
przywitac.

_______________________________________________________________________

"Der Spiegel" 16/1993

Henryk M. Brodner 

(swobodne i skrocone tlumaczenie J. Remigioni, Stuttgart)


                             SHOAH-BUSINESS                             
                             ==============


W koncu lat 70-tych prezydent Jimmy Carter stanal w obliczu problemu, 
ktory przypominal kwadrature kola: jak sprzedac Arabii Saudyjskiej 
samoloty bojowe F-15 i zarazem nie stracic sympatii amerykanskich 
srodowisk zydowskich. Bylo oczywiste, ze uzbrojenie wojsk saudyjskich w 
nowoczesna bron stanowi zagrozenie dla Izraela, a to z kolei nie 
zostanie przychylnie przyjete przez te srodowiska.

Ellen Goldstein, wowczas doradczyni prezydenta, miala wspaniala 
idee: zaproponowala ona powolanie do zycia "U.S. Holocaust Memorial 
Council", ktora to rada miala sie zajac wybudowaniem w Waszyngtonie 
pomnika upamietniajacego Holocaust. I tak sie tez stalo. Saudyjczycy 
dostali swoje F-15, amerykanscy Zydzi - obietnice miejsca 
upamietniajacego Shoah. Na przewodniczacego Rady powolano znana 
osobistosc - samego Elie Wiesela, pisarza i zarazem ocalalego z Zaglady. 

W ten sposob rozpoczal sie trend, ktorego nikt sie wowczas nie 
spodziewal: amerykanizacja Holocaustu. 10 lat pozniej istnialo juz w USA 
20 lokalnych muzeow, 75 centrow badawczych, 34 archiwa, 12 pomnikow, 5 
bibliotek i 3 czasopisma - wszystkie poswiecone Holocaustowi i 
ludobojstwu.

Wiele znaczacych uniwersytetow oferuje studentom "Holocaust Studies", 
przedmiot, ktory cieszy sie wsrod nich wielkim powodzeniem. Na 
niektorych uczelniach przedmiotem tym interesuje sie wiecej studentow, 
niz najnowsza historia Ameryki.

Ameryka przezywa goraczke Holocaustu. Tak jakby pragnela poprzez 
rekonstrukcje tego najwiekszego mordu polenionego z najnowszej historii 
zmyc z siebie te plame, ze to `superwydarzenie' nie zdarzylo sie na jej 
terytorium. Niespelnione zyczenie Spielberga , aby nakrecic swoj film w 
oryginalnej scenerii Auschwitzu, jest symptomatyczne dla tego syndromu, 
ktory kaze teraz odtwarzac wydarzenia, w obliczu ktorych przed dluzszy 
czas bylo sie calkiem obojetnym.

Amerykanizacja Holocaustu jest zjawiskiem osobliwym. Tak jak Myszka 
Miki, Coca-Cola czy McDonald Holocaust za pare lat stanie sie symbolem, 
ktory wszyscy beda kojarzyli nie z Auschwitz czy Majdankiem, lecz z 
muzeami w Los Angeles, Waszyngtonie czy Nowym Jorku. O ile niegdys 
chodzilo jeszcze o upamietnienie zamordowanych i pocieszenie tych, 
ktorzy przezyli, to obecnie olbrzymim nakladem sil i srodkow i z wielka 
pompa buduje sie high-tech centra kultu, ktore maja sluzyc pseudo- 
pedagogicznym celom.

W Waszyngtonie na wiosne tego roku otwarto "Holocaust Memorial Museum", 
ktorego budowe zapoczatkowal i czesciowo sfinansowala jeszcze 
administracja Cartera. W Nowym Jorku planuje sie podobne. Podczas, gdy 
wszytkie organizacje zydowskie w USA skarza sie na zmniejszjace sie 
wplywy i wiele instytucji charytatywnych nie moze zwiazac konca z 
koncem, na budowe projektow zwiazanych z Zaglada sypia sie setki 
milionow $. Brewster Chamberlin, archiwariusz przy muzeum w 
Waszyngtonie, twierdzi, ze `Holocaust jest w tej chwili jedyna galezia 
biznesu w USA notujaca staly wzrost'. W jaki sposob?

`Coraz mniej ludzi jest pewnych, ze Holocaust nie moze sie powtorzyc - 
mowi rabbi Marvin Hier - coraz wiecej wierzy, ze ``to'' moze sie 
zdarzyc ponownie'. Dlatego wlasnie inicjatywy opisane powyzej znajduja 
tak wielka popularnosc.

Rabbi Hier, urodzony w 1939 r. w Nowym Jorku, jest jednym z tzw. w USA 
`professional Holocausters'. Po 15 latach przewodzenia wspolnocie 
zydowskiej w Vancouver, B.C., zdolal sie `usamodzielnic', zakladajac 
"Simon Wiesenthal Center for Holocaust Studies" w Los Angeles. Kapital 
zakladowy w wysokosci kilku milionow $ uzyskal od pewnej rodziny, ktora 
chciala uczcic powrot syna marnotrawnego na lono wiary. Zasadniczym 
czynnikiem sukcesu jednak bylo pozyskanie Wiesenthala, ktory w USA 
czczony jest jak swiety, zaraz po Matce Teresie, a przed Nelsonem 
Mandela.

Ku zdumieniu wszystkich ustabilizowanych organizacji zydowskich w 
rodzaju "American Jewish Committee" czy "Anti-Defamation League" Hier w 
ciagu kilku lat zdolal uczynic ze swojego Centrum wiodaca instytucje, i 
- jesli wierzyc statystykom - najliczniejsza organizacje zydowska w 
Ameryce Polnocnej. Darowizny w roku 1992 wyniosly 12 milionow $.

O "Museum of Tolerance - Beit Hashoah" w Kalifornii najlepiej bodaj 
powiedzial jeden z funkcjonariuszy Anti-Defamantion League: `Rabbi Hier 
scares the shit out of the people'.

W istocie poczucie niepewnosci jutra wsrod amerykanskich Zydow wyraznie 
przybiera, pomimo ze antysemityzm jako taki - o ile mozna go zmierzyc - 
raczej ustepuje. Byc moze przyczyna jest sytuacja, do ktorej nie sa oni 
przyzwyczajeni: zycie bez przesladowan i dyskryminacji w spoleczenstwie, 
w ktorym kazdy chetnie przyznaje sie do swojego pochodzenia etnicznego. 
Do tego trzeba sie przyzwyczaic, a moze to trwac i dwa pokolenia.

Owo poczucie niepewnosci moze tez miec inna przyczyne. Amerykanscy Zydzi 
wiedza, podobnie jak nie-Zydzi, ze mogli w latach 1939-1945 uczynic 
daleko wiecej aby pomoc Zydom europejskim, gdyby tylko chcieli. Pytanie, 
dlaczego nie zbombardowano szlakow kolejowych wiodacych do Auschwitz do 
dzis pozostaje nieodpowiedziane. Polityka amerykanskich wladz 
imigracyjnych rowniez kosztowala bardzo wielu Zydow zycie. Historyczne 
winy z przeszlosci daja sie latwiej zniesc, gdy znowu istnieje jakies 
nieokreslone zagrozenie w przyszlosci. Jesli `to' moze sie znowu 
wydarzyc, to oznacza, ze Zydzi przeniesli sie jedynie z deszczu pod 
rynne. I jesli amerykanskim Zydom moze sie w przyszlosci wydarzyc to, co 
zdarzylo juz sie raz Zydom europejskim, to - przykladowo - Zyd z 
Long Island, ktory w 1944 roku zajmowal sie swoimi sprawami, moze 
dzisiaj czuc sie wolny od wyrzutow sumienia wobec swych galicyjskich 
krewnych.

Rabbi Hier prorokuje: `Nic nie jest niemozliwe. Gdy zawali sie system 
gospodarczy, gdy ekonomia da nurka, a dolar wart bedzie dzisiejsze 5 
centow, bedzie sie szukalo kozlow ofiarnych, na ktorych bedzie mozna 
zwalic wine. Zydzi nadaja sie szczegolnie dobrze do tej roli, bo 
odgrywaja ja juz od dwoch tysiacleci. Nie twierdze, ze dzisiejsze USA to 
Republika Weimarska. Mowie tylko: nikt nie moze przepowiedziec 
przyszlosci. Nikt nie przewidzial upadku Muru Berlinskiego, tym bardziej 
rozpadu ZSRR. I dlatego nikt nie powinien byc na tyle naiwnym, aby 
twierdzic, ze Holocaust nie moze sie powtorzyc.'

Brzmi to bardzo logicznie, ale jest zarazem tak pokretne, jak kazdy 
logiczny argument wykorzystywany przez ludzi gloszacych propagande w 
swych partykularnych celach. Z pewnoscia Zydzi nadaja sie znakomicie na 
kozlow ofiarnych i z pewnoscia nikt nie potrafi przewidziec przyszlosci. 
Ale z rowna pewnoscia mozna powiedziec, ze wiedza o mordach popelnionych 
w przeszlosci nikogo jeszcze nie odwiodla od popelnienia ich w 
przyszlosci. Calkiem przeciwnie, ludobojstwo popelnione na Ormianach 
posluzylo jako wzor dla mordu na Zydach. Nikt i nic nie przeszkodzilo 
Pol Potowi wymordowac duza czesc wlasnego narodu. Gdy tysiace Kurdow 
bylo gazowanych przez Saddama Husseina, interesy ekonomiczne i zasada 
nieingerencji w wewnetrzne sprawy obcego panstwa liczyly sie bardziej, 
niz prawa czlowieka.

`Spoczywa na nas odpowiedzialnosc - pisze rabbi Hier w jednym z tysiecy 
listow zaczynajacych sie od slow ``Dear Friend'' - nauki Holocaustu 
odniesc do naszego wlasnego zycia... miliony pomordowanych nie powinny 
umrzec na darmo!'.

Podobnie jak tele-ewangelisci, ktorzy groza z jednej strony grzesznikom 
ogniem piekielnym, a z drugiej za jednego obola ofiaruja zbawienie, 
uprawia Hier handel nieczystym sumieniem ludzi wspolczesnych 
Holocaustowi i obawami narodzonych pozniej. Wszedzie na swiecie, od 
Idaho po Chciago, od Japonii do Syrii, sily ciemnosci nadchodza. Ale nie 
trzeba watpic. Wystarczy przystapic do `Simon Wiesenthal Center'.

Gdy juz ostatni przestepca hitlerowski umrze lub zostanie ukarany, 
`bedziemy prowadzic dalsza walke przeciw nienawisci, nietolerancji i 
dyskryminacji... niegdy wiecej ludzkosc nie powinna przezyc Holocaustu'. 
Kto po takim apelu wysle natychmiast czek do `Simon Wiesenthal Center', 
bedzie nalezal natychmiast do Sprawiedliwych we wlasnym kraju, ktorzy 
zapobiegna nastepnemu Holocaustowi.

Nie, miliony ludzi zamordowanych i storturowanych na smierc przez 
nazistow nie umarly na darmo! Ich ciala zostaly spalone podwojnie. Raz 
przez oszalala ideologie, drugi raz w calkiem juz szlachetnym celu, 
ktory usprawiedliwia kazdy banal i obscenicznosc.

Wstep do `Museum of Tolerance - Beit Hashoah' kosztuje 7.50 $ - tyle, co 
do kina. Za te sume udostepnia sie zwiedzajacemu sporo atrakcji. 
Najpierw w tzw. `Tolerance Zone' szereg pedagogicznych video-klipow, 
`interaktywne komputery', `Genocide-Theater', w ktorym na trzech 
scianach wyswietla sie masakre Ormian, poludniowo-amerykanskich Indian, 
i Kambodzan. Na jedno ludobojstwo wypada okolo 2.5 minuty. Wszedzie 
rozblyskuja czerwone swiatla, rozlegaja sie grzmoty i co pewien czas na 
scianie pojawia sie napis `Think!'. Przy pomocy takich oto srodkow 
audiowizualnych zamierza sie dotrzec do 10-15 - letniego widza, ktorego 
zdolnosc przyswajania jest ograniczona do czasu trwania jednego video- 
klipa.

Ale przy koncu `Tolerance Zone' koncza sie zarty. Za drzwiami, ktore 
otwieraja sie same jak przy pomocy niewidzialnej reki, zaczyna sie 
`Holocaust Section'. Obchod zaczyna sie od ulicy w Berlinie z lat 
dwudziestych, zas konczy sie w zrekonstruowanej komorze gazowej, do 
ktorej wchodzi sie przez replike slynnej bramy z Auschwitz. W kazdej z 
21 stacji tej Via Dolorosa jest opowiadany kawalek historii III Rzeszy. 
Ale ta bardzo drobiazgowa proba rekonstrukcji prowadzi tylko do 
strywializowania historii. Model Auschwitzu wraz z szubienica i trzema 
dyndajacymi trupami moze byc zbudowany rownie dobrze z klockow Lego. 
"Diarama" z ruinami getta warszawskiego moze sluzyc tak samo dobrze jako 
okladka do CD. 

Wszystko to ma sluzyc poglebianiu wrazen zwiedzajacych muzeum. Ale 
turysci, ktorym wejscie do komory gazowej wstrzymuje dech w piersiach, 
dobrze wiedza, ze za chwile beda mogli kupic w sklepie z pamiatkami 
kilka pocztowek, a w kafeterii na 4 pietrze zjesc kanapke z indykiem. I 
przekonani o tym, ze nazisci byli w sumie zlymi ludzmi, moga swobodnie 
zadecydowac, czy chca spedzic reszte dnia na plazy w Santa Monica, czy 
tez udac sie na zakupy do mallu w Culver City, podczas gdy prawdziwi 
`goscie' komor gazowych takiego wyboru nie mieli. Pseudo-rekonstrukcje 
Auschwitzu nic nie wnosza w glebi duszy.

I wszystko to odbywa sie, aby `zachowac przeszlosc w pamieci, i ustrzec 
przed przyszloscia'. W miescie, w ktorym co dzien dziesiec osob pada 
ofiara morderstwa.

Krytycy sa jednolici w swych pochwalach: Tak ma wygladac muzeum XXI 
wieku. Oprocz czasopism amerykanskich, rowniez i niemieckie pieja same 
zachwyty. Tylko "Frankfurter Allgemeine Zeitung" narzeka, ze `nic nie 
jest prezentowane z wysilkow rzadu federalnego, aby zadoscuczynic 
ofiarom hitlerowskiego mordu'.

Ci krytycy zydowscy za to, u ktorych termin "Holocaust" nie wywoluje 
zacmienia umyslowego sa bardziej wsztrzemiezliwi w pochwalach. 
`High-Tech-Kitsch', `Auschwitz in Disneyland', `Holocaust przywlaszczony 
przez paru facetow od Public-Relatioms' - oto kilka cytatow. Zas Michael 
Lerner, wydawca czasopisma "Tikkun", sam ortodoksyjny Zyd i znany z 
niekonwencjonalnych pogladow, mowi o `amerykanizacji Holocaustu' 
nastepujace slowa:

`Prosze sobie wyobrazic, ze Niemcy postanawiaja w srodku Berlina 
wystawic muzeum poswiecone ofiarom poludniowo-afrykanskiego apartheidu, 
ani slowem nie wspominajac o ofiarach nazizmu. Byloby to klasyczne 
uspokajanie swojego nieczystego sumienia przez stosowanie ``ersatzu''. 
Dokladnie to samo odbywa sie w USA.'

Amerykanie maja istotnie w swej szafie trzy trupy: mord na Indianach, 
traktowanie Czarnych i wojne w Wietnamie, ktora kosztowala poltora 
miliona ofiar, w tym 58 tys. ich wlasnych obywateli. Mowi dalej Lerner: 
`Z zadnego z tych przestepstw nie zdolalismy sie jako narod uczciwie 
rozliczyc. Wiemy, ze cos tam sie zdarzylo, ale wolimy o tym nie mowic'. 
I w tym momencie Holocaust jawi sie jak na zawolanie. `Mozemy skladac 
hold ofiarom mordu, ktory nie mysmy popelnili. Mozemy wykazywac swoje 
moralne oburzenie bez potrzeby odniesienia sie do wlasnych win'.

`Powinnismy pomalu zaczac raczej z wlasnymi problemami. ``There is no 
business like Shoah business'' nie usastyfakcjonuje naszych czarno- i 
czerwonoskorych wspolobywateli' - dodaje Lerner.


---------------

[Od tlumacza dyz. Ostry artykul - chocby sam tytul ("There is no business 
like show business" to chyba jedna z najbardziej amerykanskich 
piosenek). Nie do konca moge sie z nim zgodzic, w szczegolnosci z 
porownaniem Holocaustu z wojna w Wietnamie pod koniec. Zadnego z muzeow, 
o ktorych mowa, sam nie widzialem. Ale co do `amerykanizacji Holocuastu' 
to chyba cos w tym jest. Nie jeden juz raz czytalem na ten temat 
autorytatywne teksty specow, ktorzy albo sa za mlodzi, zeby sami cos 
pamietac, albo byli wowczas bezpieczni za Wielka Woda. Ide o duzy 
zaklad, ze powyzszy artykul w USA nie mialby szans ukazania sie w
zadnym poczytnym czasopismie. J.R.]

_______________________________________________________________________

"Wprost", 17.01.1993.

                          ZWOLNIENI Z MYSLENIA                          
                          ====================


Rozmowe z Waldemarem Krzystkiem, rezyserem przeprowadzila Malgorzata 
Domagalik.


- Kiedy w "Zwolnionych z zycia" glowna bohaterka mowi w jednej ze 
scen, ze `przeciez kazdy musi wiedziec, czy jest Polakiem, czy nie', 
brzmi to jak mysl przewodnia wszystkich pana fimow.

- To prawda i o tej przynaleznosci w najmniejszym stopniu decyduje 
miejsce zamieszkania i jezyk, jakim sie poslugujemy. Nasza tozsamosc 
narodowa nabiera znaczenia w sytuacji, w ktorej przyszlo nam robic kino 
europejskie. Na pytania natury egzystencjonalno-moralnej musimy dzis 
stawiac odpowiedzi dalekie od zasciankowosci; gdzie indziej nikogo juz 
nie interesuja sprawy zrozumiale i dotyczace tylko Polakow. Przystepujac 
do realizacji "W zawieszeniu" przestraszylem sie, gdy uslyszalem: 
`Robisz film o kolejnym lokalnym bohaterze. Kogo to bedzie obchodzilo?' 
Ale gdzies tam w srodku bylem przekonany, ze chociaz jest to opowiesc o 
scisle historycznie okreslonym losie, to jednak posluguje sie emocjami 
zrozumialymi wszedzie. Niemniej rece mi opadaja, gdy slysze, ze 
"Zwolnieni z zycia" to film przeciwko grubej kresce, ze nawoluje do 
mordowania ubekow, ze to kolejny glos w walce z Kosciolem. Kilka lat 
temu panowie z KC mowili o mnie, ze szkaluje obraz Polski, np. lat 
piecdziesiatych. Bo to tak nie wygladalo. Bylismy optymistycznie 
nastawieni, spiewalismy piosenki i budowalismy nowy kraj. Podobne 
zarzuty stawiane sa mi rowniez dzisiaj. Wynika z nich, ze Polska w moim 
kinie jest nieprawdziwa. Roznica polega jedynie na tym, iz kiedys taka 
opinia mogla oznaczac zakaz uprawiania azawodu, a dzis pozostaja tylko 
konstatacje, ze model upolitycznienia naszego zycia sie nie zmienil. 
Ciagle wazne jest to, jakie kto komu nadal imie i z kim sie nie jadlo 
sniadania.

- Czyli wciaz tkwiwy w zascianku.

- Nie, jest jeszcze gorzej. czesc moich kolegow bawi sie w nasladowanie 
wypozyczalni wideo. A zyczliwi podpowiadaja: `Powinien pan zrobic film z 
bardziej rozbudowanym watkiem sensacyjnym, rozwinac w sobie umiejetnosc 
tworzenia takiego kina'. Klienci wypozyczalni wideo czesto prosza: 
`niech pan znajdzie cos z czasow wojny', albo: `ogladalem juz numer 103, 
chcialbym zobaczyc 104'. Panuje poglad, ze to jest wlasnie nowoczesne i 
swiatowe kino. Uwierzyli w to i polscy rezyserzy, starajac sie za 
wszelka cene nasladowac amerykanska produkcje klasy C. Na szczescie 
rynek wykazuje oznaki przesytu, a tzw. zagranica juz od dawna takiej 
tworczosci nie chce. Nie interesuja jej marne podrobki. Bralem udzial w 
bardzo ciekawej dyskusji w Toronto. Zapytano mnie, dlaczego ciagle 
udajemy innych ludzi, inny swiat, niz ten, w ktorym zyjemy. Ktos 
zazartowal, ze to tak, jakby poszedl na chinski film, w ktorym Chinczycy 
poddali sie zabiegowi `wyprostowania' oczu i odbarwienia skory. W jednym 
tylko celu - aby dogonic swiat. Nie robia jednak tego i ich filmy 
oglada caly swiat. U nas trwa narodowa schizofrenia. Polacy nie chca byc 
Polakami i nie chca robic i ogladac filmow o Polakach.

- Tak wiec `ulomni' tworcy robia filmy dla `ulomnej' widowni?

- Nie wiem, czy to ulomnosc, ale na pewno jest to znak czasow. Kiedy 
wprowadzono stan wojenny, doradzano nam: `Robcie ``Bergmany'' i komedie 
erotyczne'. teraz jest podobnie. Uczestniczymy w procesie degradowania 
wartosci. Strzezmy sie jednak operacji plastycznej. Jej skutki moga 
pozostac z nami na zawsze.

- Byc moze jest jeszcze za wczesnie - tak jak to sie dzieje w 
"Zwolnionych z zycia" - na pokazywanie prawdy o Polsce oczyma 
`wariatki'.

- Jezeli pada zarzut, ze cos jest w moim filmie wydumane albo 
nieprawdziwe, bo wlasnie pokazane oczyma wariatki, to roznimy sie z 
moimi adewersarzami rozumieniem prawdy. Skala doswiadczen, jakie za nia 
stoja i ktore sprawiaja, ze cos jest mnie albo wiecej prawdopodobne. Nie 
jezdze samochodem, swiat poznaje na targowych zajsciach na ulicy. 
Przygladam sie ludziom i wiem, ze ustroj sie zmienil. Polska sie 
zmienila, lecz na targowiskach ciagle widze te same bidulki, ktore 
sprzedaja stare ksiazki, srubki... To tez jest kraj, w ktorym zyje. Padl 
np. zarzut, ze w "Zwolnionych z zycia" kreuje i wybielam ubekow. Ale, 
prosze pani, ja nie bede w swoich filmach wymyslal jakiegos 
skrzyzowania agentow CIA z chlopcami z FBI. Ja takich nie znam. 
natomiast znam ubekow, ktorzy chodzili ze mna do szkoly, byli moimi 
kolegami na studiach. Po polonistyce, prawie, historii szlo sie na marna 
posade do szkoly. A im mowiono: `Co sie pan bedzie meczyl, zapraszamy 
do nas, niech pan wykorzysta swoj talent i napisze dla nas "Historie 
opozycji w Polsce"'. I nagle po pol roku okazywalo sie, ze material 
naukowy trzeba zdobywac w zyciu. Wziac pale i bic. Nie usprawiedliwiam 
ich; wiem po prostu, jak sie to odbywalo. Dlatego nie zarejestruje 
uproszczonego wizerunku swiata, w ktorym ubecy wiecej bija niz mysla. 
Bowiem w tym swiecie nie bedzie miejsca na prawde o Polsce. Beda tylko 
zblizenia piesci, wybijanych zebow, rozpryskujacego sie mozgu.

- Ale to druga strona medalu.

Byc moze, lecz nie w mojej skali wartosci. Mnie interesuje ta 
rzeczywistosc, ktora tlamsi nas na kazdym kroku. Chce mnie zmeczyc i 
zmienic mi zycie. Nie ma kartek na mieso, ale w zamian musze pisac 
usprawiedliwienia, dlaczego moja corka nie byla w kosciele w niedziele. 
Wscieka mnie, gdy gdy stale ktos chce decydowac, co jest dla mnie 
dobrze, a czego robic nie nalezy. Kiedys byla to partia, dzis jej 
miejsce zajal parlament. Przeciez to bezczelnosc mowic mi, ze nie mam 
prawa do udzialu w referendum. 

Dawniej ograniczenia wprowadzala cenzura. Mowilo sie: `Ach, gdybym tak 
mogl, to bym dopiero nakrecil film'. Widz bral udzial w grze 
niemoznosci. Film byl nieudany, ale chwalono rezysera za to, ze przez 
ulamek sekundy pokazal zacieki na szpitalnym murze. Pokzazal kawalek 
prawdy. Dzis pojawila sie cenzura koprodukcji. Wymysla sie scenariusz 
pod ewentualnego kupca. Najlepiej niech Anglik przyjedzie na kurs 
jezykowy do nas. To i Londyn z ekipa mozna bedzie odwiedzic, i film 
nakrecic od razu po angielsku. Taniej i bardziej swiatowo. W moim 
odczuciu takie kombinowanie jest duzo grozniejsze niz dawna cenzura.

- Podobno nie uwaza sie juz pana, zwlaszcza po ostatnim festiwalu w 
Gdyni, za `cudownego mlodego' polskiego kina. Wrocil pan bez nagrody.

- Werdyktu komentowac nie bede. Na festiwalu w San Sebastian "Zwolnieni 
z zycia" zdobyli trzy nagrody. W Gdyni przewodniczacy jury zauwazyl 
jedynie, ze w filmie snuje sie jakas wariatka i nie wiadomo, o co jej 
chodzi. Rzecz gustu. nie posypie jednak glowy popiolem i nie przyrzekne 
poprawy.

-------------

[Trzy po trzy red.nacz. Na dosc liczne pytania Czytelnikow moge 
odpowiedziec, ze Waldemar Krzystek nie jest moim krewnym. To znaczy, 
zwazywszy rzadkosc nazwiska, zapewne jakies pokrewienstwo istnieje, ale 
nie na tyle bliskie, abysmy sie znali. Odnosnie zas tresci samego 
wywiadu moge tylko zauwazyc, ze nie zdarzyl sie jeszcze ustroj badz 
sytuacja , w ktorych artysci by nie narzekali. Dlatego tez jeremiady 
W. Krzystka wole traktowac z przymruzeniem oka. J.K-ek]

________________________________________________________________________

Leszek Zuk
 
 
               Z ARCHIWOW SADOWYCH SCHWARZWALDU
               ================================
 

                                          Schwarzwald, 15.10.1624
 
Do Sadu Gminnego,
 
Ja, nizej podpisana Hexe Lebkuchboese, dopraszam sie laski Wysokiego
Trybunalu, aby raczyl wejrzec laskawie na moja sprawe i rozsadzil ja
podle sumienia i rozumu swojego. Otom okradziona i obita przy tem
zostala, a to przez pare nicponiow mlodych, ktorzy oszukali mie
sromotnie i niemal do smierci przywiedli. Jako bylo, opowiem po kolei,
izby prawda zwyciezyc mogla i sprawiedliwy wyrok mogl byc ogloszon.
Otom w domu swoim rodzonym obiad warzyla, polewke z kluskami lanymi,
kiedy moj kocur, Teufel sie zowie, miauknal jakby go ktosik ze skory
obdzieral i do okna poskoczyl. Takoz i ja za nim w dyrdy, a bo to
wiecie, iz czasy niespokojne mamy i nie wiada, co los zdarzy. Aze mie
zatchnelo z wielkiej konsternacyji, kiedym ujrzala pare dzieciskow
lamiacych gonty dachu mojego. Capnelam ino ozog, co wpodle pieca stal,
i na dwor dobytku bronic wylecialam. Alisci owe dziecka pojrzaly na mie
z taka slodycza, ze i serca lajac ich nie mialam. Wiecem ino o ich
imiona i droge spytala, bo to wiecie, moja chalupina calkiem daleko ode
drogi, a nawet i nikt o niej nie wiedzial. Jakze wiec owe aze tam
doczlapaly? Powiedzialy, ze Hansel i Gretchen sie zwa, ale o przezwisku
ojcowym jakos i nie wspomnialy. Ida, powiadaly, do dom i w lesie
okrutnym drogi calkiem odeszly i ani wiedza, gdzie im obrocic sie
potrza. Wzielam ci te bidulinki, o ja nieszczesna, do chalupki, polewka
ugoscilam i droge do ich ojcow wskazalam. Wtedy ci owe dla oka niewinne
dziecka skoczyly na mie z pazurami, przemoca na lopate chlebowa wsadzily
i do pieca jely zasuwac. Tylkom tchu zlapac zdazyla, kiedym sie ujrzala
w piekarniku zamkniona. Ledwiem z dusza uszla, ale juz i ratowac nie
bylo co. Okradly mie te przekletniki z grosza gotowego i cosik z
jedzenia zabraly i tyle ich widzial. Nawet moj Teufel przez grzbiet
dostal. Dopraszam sie laski Wysokiego Sadu, aby owe wszeteczne
dzieciska ukaral, jak nalezy i moje dobro zwrocic mi raczyl.
 
                                         Hexe Lebkuchboese
 
                         * * *
 
                                    Schwarzwald, 5.12.1624
 
Do Sadu Gminnego,
 
Ja, nizej kreslaca sie Hexe Lebkuchboese, o sprawiedliwosc prosze.
Zeznaje pod przysiega, jako prawde na sadzie o owych dzieciach rzeklam i
spalone suknie tudziez szkody cielesne, ktore pokazywalam, one wlasnie
uczynily. Owi Hansel i Gretchen upiec mie w piecu chlebowym
zamiarowaly, izby ich rozboj swiadkow nijakich nie mial. Nie moge sie
dorozumiec, czemu to Sad tak wiele o kota mego rozpytywal i przez niego
zloczyncow ulaskawil. Czemuz to kot zwyczajny piekarnika roztworzyc nie
moze? Przecie sama z niego wylezc nijak bym nie wydolila. Takze samo o
owe gonty na dachu i belki w scianach zapytac sie pragne. Przeciem
rzekla, iz lamali je, a ze jesc je chcieli, tom i bronic sie musiala.
Czyli to znaczy, ze uczciwa kobieta piernikow w domu miec nie moze ani
ich bronic przed zlodziejami nie wolno? Prosze przeto o drugi sad przed
obliczem Pana Sedziego i o wyrok sprawiedliwy.
 
                            Z powazaniem Hexe Lebkuchboese
 
 
                           * * *
 
                                    Schwarzwald, 13.01.1625
 
Do Xiecia Pana von Scheissen,
 
Z powazaniem relacyja z rozprawy sadowej o rozboj na niejakiej Hexe
Lebkuchboese sle Najjasniejszemu Xieciu Panu i o zatwierdzenie wyroku
osmielam sie prosic. Owa Hexe zaskarzyla wyrok wczesniejszy, ktory jej
pretensje odrzucil, albowiem niejasnym bylo, jak kot piekarnik otworzyc
mogl. Sily nieczyste zdawaly sie w tym uczestniczyc. Dzieci owe, co to
je Hexe oskarza, pod przysiega zeznaly, iz dom owej caly z piernika byl
uczynion, co tez nienormalnym nam sie zdalo, wiecem o uniewinnieniu
dzieci zdecydowal, a kobiete o czartostwo podejrzana uznal. Alisci ona
raz drugi do sadu przyszla dowodzac, jako to waznym wcale nie jest, iz
kot piekarnik otwiera, a dom jest piernikowy, bo sad winien rozboj
osadzic, a nie jej chalupe. Owa baba utracila ponoc jakowes pieniadze.
Wiecem znowu sad otworzyl i naonczas byl swiadek jeden o calej sprawie
wiedzacy. Przyszedl ow kot, co Teufel sie zowie, i ludzkim glosem gadal,
iz widzial napad przez Hansel i Gretchen uczyniony. Na takiego swiadka
halabardnikow wezwalem i zamknac go przykazalem. Co tez uczyniono
bezzwlocznie. Hexe pokropiona woda swiecona takoz w lochu sie obaczyla
i caly sad ustal. Jusci, nie o jakowes czartowskie pieniadze szlo, ale
przecie sprawa o czary sie poczela. Lubo obowiazki swoje znam, przecie
czarownic sadzic mi nie wolno, wiec o pozwolenie Xiecia Pana prosze i o
inkwizytora duchownego do pomocy, izby wszytko wedle prawa odbyc sie
moglo.
 
                                Sedzia Hieronymus Dummkopf
 
 
                                 * * *
 
 
Relacyja z przesluchania Hexe Lebkucheboese o czary oskarzonej dnia
dwudziestego stycznia Roku Panskiego 1625 w lochu gminnym Schwarzwaldu
na rozkaz Xiecia Pana von Scheissen
 
Inkwizytor: jak sie zwiesz?
 
Oskarzona: Hexe Lebkuchboese
 
I: kto cie do czarow podmowil?
 
O: nijaka ze mnie czarownica, Panie Inkwizytorze, inom do sadu o
sprawiedliwosc sie zwrocila, a tu takie oczernienie mie spotyka.
 
I: przyznaj sie po dobroci, duchu nieczysty, bysmy dlugo nie mitrezyli,
abo cie badac nakaze. I tak stosu nie ujdziesz.
 
O: przecie wina moja jeszcze udowodniona nie jest, wiec i za czarownice
nikto mie miec nie powinien.
 
I: mistrzu, nakazuje lekkie badanie.
 
Kat uzyl jeno najslabszych srodkow, a to powolne wyciaganie paznokci i
posypywanie sola. Sila nieczysta byla jednakowoz uparta i nijak do winy
przyznac sie nie chciala. Czarownica wszeteczna wrzeszczala przy tym
wiele za duzo, jakby z lekkosci badania wynikalo, na co Pan Inkwizytor
zakrzyknal, iz nijaki czart w jego obecnosci na pomoc nie przyleci.
Izby go nie wolala daremno. Kat wyjal jej osiemnascie paznokci, kiedy
Szatan pocieszyl swoja sluzke odbierajac jej swiadomosc. Natenczas Pan
Inkwizytor nakazal polac ja woda, a kiedy do przytomnosci przyszla,
pytal o wine. Ona jednak w zatwardzialosci swojej przeczyla wszystkiemu.
Wtedy laskawy Pan Inkwizytor nakazal drugi stopien badania. Polamano
onej palce obu rak miedzy dwoma palkami drewnianymi, wybito zebow pare i
piety przypalono ogniem zywym przez cztery kwadranse.
 
I: czy jestes juz gotowa grzechy wyznac?
 
O: przyznaje sie, wielebny Panie Inkwizytorze, czarowalam przez lat
kilka i moj kot takoz magiczny jest.
 
I: Szatanie obmierzly, wyjdz z ciala owej grzesznicy!
 
O: nie ma we mnie nijakiego Szatana. Jam nikomu zlego nie czynila. Ino
z pustoty tak.
 
Natenczas Pan Inkwizytor nakazal onej jezyk wyrwac, aby juz tylko diabel
w niej siedzacy mowic mogl.
 
I: Jesliby przemowil, wygnac go mozna, a wina czarownicy bylaby
udowodniona. Jesli mowic nie zechce, na stosie ogniem sie go wyzenie i
 
                  [zniszczony fragment rekopisu]
 
Czarownica wyla i znaki dawala, ze winna nie jest, co wskazywalo, ze
diabel ciagle w niej przesiadywal. Nic nie pomoglo badanie trzeciego
stopnia, kiedy pokruszono jej obie nogi i wylupiono jedno oko. Pan
Inkwizytor zarzadzil palenie na wolnym ogniu, uznajac ja winna i
rozpoznajac w niej szczegolnie zlosliwego diabla imieniem Zebaoth, ktory
ciala opuscic nie chcial.
 
                  podpisali Inkwizytor Frater Sanctissimus
                            Sedzia Hieronymus Dummkopf
 
 
                               * * *
 
 
                       Akt wykonania wyroku
 
Roku Panskiego 1625, dwudziestego i piatego dnia miesiaca maja wykonano
wyrok na znanej czarownicy Hexe Lebkuchboese przez spalenie jej zywej na
wolnym ogniu na rynku w przytomnosci calego miasta dla odstraszenia
innych slug Szatana i pouczenia ludu. Diabel pieczony w ogniu ulecial z
niej ku podziwieniu wszystkich widzow jako przerazliwy, skrzydlaty i
caly czarny potwor. Czarny kot, ktoren byl Szatanem wcielonym i jako
taki podlegal spaleniu wraz z rzeczona czarownica, uwolnil sie
czartowskim sposobem i przelecial przez zgromadzony lud uciekajac do
piekiel. Prochy czarownicy rozsypano na rozstaju.
 
                                 Schwarzwald, 25.V.1625
 
                                 Sedzia Hieronymus Dummkopf
 
-------------------------------
 
Od wydawcy i tlumacza.
 
Z dokumentow ratusza w Schwarzwaldzie wynika, ze Hansel i Gretchen
wrocili bezpiecznie do rodzicow, ktorzy od tego momentu zaczeli
wyraznie piac sie do gory w hierarchii miejskiej socjety. Juz
pierwszego czerwca roku 1625 przeniesli sie z wynajmowanej sutereny do
okazalego domu w centrum miasta. Otworzyli dom handlowy zwany
Lebkuchenhaus czyli Pod Piernikiem i stali sie jedna z najbogatszych
kupieckich rodzin Schwarzwaldu. Po latach Hansel, juz jako rajca
Johann, kandydowal kilkakrotnie do stanowiska burmistrza i pelnil te
funkcje przez wiele lat. Zdobyl slawe jako autor wspomnien z mlodosci,
znanych pod tytulem "Jas i Malgosia", oraz jako wzor cnot obywatelskich.
Jego siostra, nadobna Margarete, wyszla za maz za bogatego sukiennika.
 
 
                                                Leszek Zuk
_______________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
stale wspolpracuje:  cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak)
 
Copyright (C) by Jurek Krzystek 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
 
Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP i gopher, adres:  (128.32.162.54), directory:
/pub/polish/publications/Spojrzenia.
 
____________________________koniec numeru 78____________________________