_______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Piatek, 9.10.1992.                                      nr. 45
_______________________________________________________________________

W numerze:
   Adach Smiarowski - Ogloszenia nie bylo (wywiad z Jerzym Mirskim, II)
   Mariusz Ziomecki - Powrot
 Jurek Karczmarczuk - Jezyk w Wacie, cz. II
                    - Rappem o Walesie
_______________________________________________________________________
[Od introligatora dyzurnego:
 Docieraja do nas prywatna poczta bardzo niepokojace glosy. Wydaje sie
 ze w wiekszosci cywilizowanego swiata spolecznie zaangazowani Czytel-
 nicy stwierdzaja cos smutnego w powietrzu, mianowicie JESIEN IDZIE.
 Leje, wieje, i w ogole nudno. "Spojrzenia" tez coraz nudniejsze... Ten
 numer jest jeszcze przyzwoity, ale nastepne?...
 Mamy propozycje na nude: napiszcie cos do naszego magazynu. Dlaczego
 macie sie nudzic biernie, skoro mozna czynnie? J.K_uk]
_______________________________________________________________________

("Spojrzenia rozmawiaja z Jerzym Mirskim, ostatnim dowodca "Parasola")

Adach Smiarowski 


                         NIE BYLO OGLOSZENIA (cz. II)
                         ===================

               `Pierwszego sierpnia, w mniescie Warsiawie,
               Siem wydarzyla okrutna draka,
               Po jednej stronie stali giermance,
               Po drugiej stronie chlopaki z AK.'

1 sierpien 1944 r. Powstanie. "Parasol" liczyl 574 osoby (369 z
konspiracji), nie dolaczylo 80. Dla nas z "Parasola" wybuch Powstania
byl czyms niewiarygodnym, mimo zesmy go stale wyczekiwali. Z
zupelnego odizolowania w konspiracji, z indywidualnej
walki nerwow i napiecia, przeszlismy do otwartej, grupowej walki.
Bylismy w stanie euforii, bo przeciez:
   - powstanie mialo trwac nie dluzej niz tydzien,
   - Niemcy zupelnie wycofali sie na zachod od Warszawy,
   - Rosjanie byli juz po drugiej stronie Wisly,
   - "Parasol" mial byc na Woli, bez przydzialu terenowego, do
     dyspozycji KGAK.

Sp: Mowi sie wiele o imponderabiliach w decyzji KG. Czy z
perspektywy czasu uwaza pan te decyzje za sluszna i konieczna?

JM: Czy Powstanie powinno byc w ogole planowane czy nie - to jest
co innego, to jest polityczna sprawa. Ale wtedy juz nie bylo
wyjscia. Uwazam, ze Powstanie musialo wybuchnac. Wszyscy byli
przygotowani i wlasnie Niemcy wycofali sie na zachod. W tym samym
czasie radiostacje komunistyczne nawolywaly do walki zbrojnej.
Oczywiscie chodzilo im o sprowokowanie powstania, bo wtedy
wykonczyliby nas latwiej.

I byl taki moment, ze Niemcy wycofali sie z Warszawy, a ofensywa
rosyjska od wschodu magle stanela. Wiec Niemcy przegrupowali sie z
powrotem i zaczeli Warszawe traktowac jako twierdze. Oglosili, ze
wszyscy ludzie zdatni do pracy maja stawac do kopania okopow wzdluz
Wisly. Nie bylo wyjscia. Jeszcze dwa, trzy dni i zaczelyby sie
masowe wywozki. Wycofac sie wtedy oznaczalo masakre. Gdyby nie bylo
Powstania to nasz oddzial prawdopodobnie przeskoczylby w lasy. W
Warszawie nie moglismy juz byc ...

Nikt za bardzo nie wierzyl w umowe Sikorski-Stalin. Gorzej, jeszcze
przed Powstaniem wiedzielismy, ze oni wykonczyli AK w Wilnie. Nie
wierzylismy im, ale moglismy im pomoc. I takie byly nasze rozkazy.

3 sierpnia zarzadzilem zbiorke 2 kompanii. Po raz pierwszy i
ostatni zobaczylem cala swoja kompanie - 160 osob wraz z plutonem
kobiet.

                     `Palacyk Michla - Zytnia, Wola,
                     Bronia jej chlopcy od "Parasola".'

Niemcy zaatakowali Wole juz 2 sierpnia. Okreg AK Wola nie mogl sie
zorganizowac, gdyz nad jego bronia zakopana w ogrodkach
ulrichowskich rozsiadla sie pancerna dywizja SS. Wobec tego
"Parasol", ktory mial byc grupa odwodowa, juz po dwoch dniach
powstania byl na pierwszej linii obrony. 4 sierpnia Niemcy
przypuscili frontalny atak piechoty pancernej na nasze
pozycje wzdluz Mlynarskiej i poniesli duze straty. Odtad juz nigdy
w Powstaniu nie widzialem Niemcow w otwartym ataku piechoty.

                      `Hycler przyzywa swych gienieralow:
                       - Do chrzanu - prawi - robota taka!
                       Wy macie czolgi i samoloty
                       A wciaz was grzejom chlopaki a AK!'

Glowne walki o Wole trwaly od 5 do 10 sierpnia. Walki toczyly sie
o cmentarze, kalwinski i ewangelicki, ktore przechodzily z rak do
rak. Odczuwalismy brak amunicji. W tym czasie Zoska, z duzymi
stratami, zdobyla ruiny getta wraz z "Gesiowka" - grupa barakow, w
ktorych Niemcy wiezili kilkudziesieciu Zydow z poludniowej Europy.
Zostali przylaczeni do oddzialow Radoslawa, do uslug pomocniczych.
Wszyscy chcieli sie bic i po czasowym oporze przyjelismy kilku z
nich jako zolnierzy. Mialem ich kilku w oddziale. Pawel byl
najlepszym naszym piacista, a Bystry - polski Zyd, ktory przezyl w
kanalach ponad rok od czasu likwidacji getta, byl wspanialym
przewodnikiem po kanalach. On to przeprowadzil KG AK ze Starego
Miasta do Srodmiescia.

Sp: Czy uzupelnialiscie oddzialy z ludnosci cywilnej i ochotnikow?

JM: Nieformalnie. Dochodzili do nas ludzie z oddzialow rozbitych.
Np. stan "Parasola" na koncu byl wiekszy niz na poczatku. Przychodzil
zreszta kto chcial. Jesli tylko mial bron  ...

Na Starowce nasza glowna kwatera byla w palacu Krasinskich. Niemcy
byli zmuszeni do walki piechota, bowiem czolgi nie mogly sie
swobodnie poruszac po gruzach. Walki byly raczej monotonne.
Chodzilo o przetrwanie, bo przeciez pomoc aliancka miala nadejsc
lada chwila. Straty byly coraz wieksze, brak amunicji. Pod koniec
sierpnia nie wolno nam bylo strzelac na dalej jak 10 m. Kazda kula
trafna.

Mielismy kilkunastu jencow niemieckich do uslug. Jedna bomba spadla
kolo nich i byl ranni. Widzialem jak czolgali sie i calowali buty
naszym sanitariuszkom co ich opatrywaly, bo nie chcialo im sie
wierzyc, ze beda tak traktowani.

Na poczatku dochodzily jeszcze odglosy artylerii zza Wisly, ale
pozniej ustaly. Pogloski, ze Rosjanie sie wycofali. Stan ogolny
"Parasola" szybko sie zmniejszal ...

                `Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
                 Bys wybawila nas od czarnej smierci:
                 Bys nam kraj przedtem rozdarlszy na cwierci,
                 Byla zbawieniem witanym z odraza.'

Probowalismy sie przebic do Srodmiescia, wraz z rannymi, ale nie
udalo sie ze wzgledu na b. silne pozycje i ogien niemiecki na
Bielanskiej. Amunicji juz nie bylo. W koncu sierpnia otrzymalismy
rozkaz wycofania sie kanalami do Srodmiescia. "Parasol" mial oslaniac
odwrot. 2 wrzesnia weszlismy do wlazu na rogu Dlugiej i Miodowej,
jako ostatnia grupa. Ostatnia nasza czujka juz nie doszla. W kanale
trzeba sie bylo najpierw czolgac, potem mozna bylo posuwac sie na
czworakach. Przeprawa trwala 5 godzin ...

Powisle bylo spokojne i prawie nietkniete. W ambasadzie bulgarskiej
Mieczyslaw Fogg spiewal "Palacyk Michla"  ku oczywistej uciesze
Parasolarzy. Ten wielki kontrast - dwa swiaty odlegle od siebie o
kilka ulic - to musial byc sen. I pewnie byl, bo juz wieczorem
przeszlismy na Czerniakow.

Calosc bojowa "Parasola" stanowilo 140 ludzi. Cala grupa Radoslawa
wynosila ok. 500 zolnierzy. Przeciw nam bylo ok. 2500 doborowych
zolnierzy pancernych, w tym 2 kompanie czolgow i dzialek
szturmowych. "Szafy" i wielkie dziala kolejowe, "krowy",
ostrzeliwuja caly teren.

                 `W boj przeciw nam rzucili tysiac sztukasow,
                  Lotniczych asow,
                  Sto tygrysow, sto tygrysow!'

13 wrzesnia Niemcy wysadzaja mosty na Wisle. Na Prage podchodzi
armia Berlinga. Walczymy o kazde przejscie. Jeremi zostaje ciezko
ranny i przejmuje po nim dowodztwo "Parasola". Ogolne wrazenia z
Czerniakowa to straszne zmeczenie - nie pamietam czy i kiedy
spalem. Ludzie mowiac zasypiaja. Sowiecki samolot zrzuca worki z
sucharami, bez spadochronu. Kilka z nich spadlo na nasze pozycje i
tymi sucharami zyjemy. 16 wrzesnia wielki przelot ok. 50 samolotow
alianckich. Leca b. wysoko, zrzucaja duzo spadochronow, ale
wszystkie ida na niemieckie pozycje. Nic dla nas ...

17 wrzesnia zajmuje przyczolek nad Wisla. Na przyczolku slychac
odglosy czolgow i pontonow po drugiej stronie Wisly. Ale naszym
problemem sa czolgi, ktore bezkarnie jezdza po naszym terenie, a my
- w roznych dziurach - uwazamy, by nas nie przejechaly. Nie mamy
zadnej broni na czolgi. Dolaczono do nas pluton berlingowcow z
dwoch kompanii, ktore - pod dowodztwem kpt. Latyszonka -
przeprawily sie na poludnie od Czerniakowa. Sa uzbrojeni w pepesze,
maja tez dzialko ppanc, ale bez amunicji, oraz skrzynke granatow
przeciwczolgowych, ale bez splonek. Dowodca plutonu, chorazy w
barankowej czapce, ma dlugi pejcz, ale nie widzialem na co go
uzywa. Ma rowniez telefon z kablem przez Wisle, ktory, o dziwo,
dziala! Wraz z chorazym mialem satysfakcje poprosic o wsparcie
lotnicze. Po niecalych 40 minutach 4 samoloty sowieckie zrzucily
bomby w rejonie sejmu ...

Sp: Dlaczego berlingowcy przyszli nieuzbrojeni? Celowo czy tez moze
balagan?

JM: Nie, uzbrojeni to oni byli. W pepesze. A reszta to balagan. To
nie bylo wojsko. To byli ludzie gdzies z Ukrainy, dali im
przeszkolenie, dwa tygodnie, nauczyli troche strzelac. I nagle
przyszli do Warszawy, bomby leca, kurz, huk. To nie bylo dla nich.
Nie wiem co sie z nimi stalo. Chyba sie jakos przeprawili z
powrotem. Kanalami nie przechodzili. Na ostatnim zjezdzie
kombatantow byla grupa dwudziestu berlingowcow. Wiec jakos sie
przedostali. Ale na Mokotowie ich nie bylo...

W nocy z 17 na 18 wrzesnia Niemcy klada silna zapore artylerii na
Wisle. Od wczesnego rana 19 wrzesnia gesta zaslona dymna na Wisle.
Slychac przesuwanie czolgow i szczek pontonow. Wydaje sie, ze
bedzie przeprawa. Nic z tego. Wieczorem mgly opadly, bez przeprawy.
Trzymamy tylko kilkadziesiat metrow brzegu...

                   `Na Saskiej Kepie chitre Moskale,
                   Co mnieli pomoc niesc dla Polaka,
                   Ruskiem sposobem nas wykiwali,
                   Taka jest dola chlopakow z AK.'

W nocy 19 wrzesnia pada rozkaz wycofania sie kanalami na Mokotow.
Znow oslaniamy odwrot. Ciezko ranni zostaja z lekarzami i
sanitariuszkami na Wilanowskiej. Wiekszosc z nich ginie. Z 35
ciezko rannych z "Parasola", 19 zostalo zamordowanych, lacznie z
Jeremim. Na Czerniakowie zginelo 90 Parasolarzy ...

Na Mokotowie "Parasol" jest jedynym wojskiem liniowym Radoslawa - w
sumie okolo 40 zolnierzy, w tym 7 dziewczat. Jestesmy praktycznie
bez amunicji. 25 wrzesnia Niemcy (dyw. pancerna Wiking)
przypuszczaja atak samolotami, artyleria i czolgami na caly gorny
Mokotow. Zajmuja od tylu oddzialy na naszym prawym skrzydle, prawie
bez walki. Kilku ciezko rannych czolga sie w nasza strone, ale im
nie mozemy pomoc. Przechodzimy do tylu, ale wiemy, ze Mokotow
juz wlasciwie padl. 27 wrzesnia dostajemy rozkaz oslony wycofania
kanalami i wchodzimy do wlazow na Szustra 6 jako ostatnia jednostka
wojskowa...

W kanalach bylo istne pieklo. Przed nami byla grupa dowodztwa
Mokotowa, ludzie w srednim wieku i starsi. Wielu nie moglo isc z
braku sil i powietrza i padali. Najpierw probowalismy im pomoc, ale
i nam niewiele brakowalo. Musielismy isc po nich, chociaz byli
jeszcze zyjacy i chwytali za nogi. Tracimy przewodnika.
Przechodzimy dwie barykady z drutu kolczastego ustawione
przez Niemcow. W kanale jest gaz z karbidu, ktory wrzucaja Niemcy.
Cuchnaca woda, brak powietrza, zupelny brak poczucia kierunku i
czasu. Sily opadaja. Napotykamy poloblakanych ludzi, potykamy sie
o ciala lezace w poprzek kanalu. Po 17 godzinach znajdujemy wyjscie
do wlazu na Srodmiesciu. Do dzis uwazam to za cud ...

Sp: Podobno film "Kanal" oparty byl na waszych wspomnieniach.

JM: Tak mi sie wydaje. Z wyjatkiem poczatku i konca. Nie bylo
tego, zeby tam wszystkich zastrzelili na wyjsciu, jak to bylo w
filmie. Ale to co sie dzialo w kanale to dobrze zostalo
podchwycone.

Nastepuje zawieszenie broni. Niemcy uznali AK za kombatantow.
"Parasol" wychodzi z Warszawy 4 pazdziernika, w ramach
zreorganizowanego Korpusu AK, zachowujac z rozkazu Komendanta AK
swa nazwe - batalion "Parasol". "Parasol", jako jedyny oddzial bojowy,
zostal odznaczony Krzyzem Srebrnym i Zlotym Orderu Virtuti
Militari. Ale zaplacil za to straszna cene. Ze stanu poczatkowego,
574 ludzi, poleglo okolo 75 procent.

Sp: Gdyby przyszlo panu organizowac dzisiaj walke podziemna, co
zrobilby pan inaczej? Jakiej rady moglby pan udzielic w chwili
obecnej?

JM: Jest jedna zasadnicza roznica pomiedzy wtedy a dzis. Wtedy
operowalismy w spoleczenstwie polskim i antyniemieckim, na ogol
bardzo zwartym. Bylo paru volksdeutschow i donosicieli, ale to byly
jednostki. Gdy pan mnie zobaczyl na ulicy z pistoletem, to ja sie
nie musialem praktycznie przejmowac, ze pan pojdzie i doniesie
Niemcowi. Ale po 45-ym nie wiedziales z kim masz do czynienia,
nawet we wlasnej rodzinie. A wiec konspiracja musialaby byc jeszcze
ostrzejsza, a wybor ludzi znacznie staranniejszy. Nie moznaby ufac
swoim ludziom. Nie wiem czy by sie to udalo. Musialoby byc
nieprawdopodobnie zakonspirowane i na mniejsza skale.

Sp: A zatem Rosjanie zrobili bardziej gruntowna robote?

JM: O tak. Oni rozbili rodzine. Mysmy wiedzieli jedno, ze zaden
Polak nie zostanie Jaruzelskim. Nawet gdyby sie taki znalazl, toby
dlugo nie zyl.

W latach 70-tych najbardziej mi imponowali ludzie, ktorzy dzialali
w Polsce jawnie. Ja bylem wychowany jako konspirator. Ja bym sie na
zadnej ankiecie czy protescie nie podpisal. Nie wierze, zeby tamci
to honorowali. Ja bym to zrobil inaczej. Mysmy nie mieli zasady, ze
nieprzyjaciela trzeba spotykac frontowo. Jak trzeba go bylo
wykanczac, to sie go wykanczalo. To bylo efektywne. "Parasol" byl
nastawiony na efektywnosc. Nie bylo czasu na mrzonki i sentymenty.

Sp: Czyli profesjonalizm a nie brawura.

JM: Tak, nie bylo wcale brawury. Zoska miala brawure - ich wiecej
zginelo.

Gdy stoje na cmentarzu wojskowym w Warszawie, na kwaterze
"Parasola", i patrze na zapalony znicz i nagrobki kolegow, to ta
roznica miedzy tymi co polegli, a nami zyjacymi, tak sie jakos
zaciera. Chodzi tylko o kilka lat roznicy. Z nimi razem
walczylismy o wspolne cele. Ich Bog juz rzucil na szaniec, a my,
zyjacy, mamy stale obowiazek dalszej pracy nad realizowaniem tych
wspolnych idealow. Tylko wlasne sumienie moze powiedziec nam, jak
to robimy.

                                   Waszyngton, wrzesien 1992
--------------------

[W notatkach p. Jerzego znalazlem owa "Czerwona zaraze". Nie byla na
pewno drukowana w Kronice Parasola, z przyczyn wiadomych. Zapewne
ostatnio gdzies byla wydana - choc moze i nie. Autorem jest pchor.
Ziutek (referencji poszukam i dostarcze pozniej).
Fikusnosc ostatniej strofy uderzajaca. A-ch]

Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
Bys wybawila nas od czarnej smierci,
Bys nam kraj przedtem rozdarlszy na cwierci
Byla zbawieniem, witanym z odraza.

   Czekamy ciebie, ty potego tlumu
   Zbydlecialego pod twych rzadow knutem,
   Czekamy ciebie, bys nas zgniotla butem
   Swego zalewu i hasel poszumu.

      Czekamy ciebie, odwieczny nasz wrogu,
      Morderco krwawy tlumow naszych braci,
      Czekamy ciebie - nie zeby cie splacic,
      Lecz chlebem witac na rodzinnym progu.

Zebys ty wiedzial, nienawistny zbawco,
Jakiej ci smierci zyczymy w podziece,
I jak bezsilnie zaciskamy rece,
Pomocy proszac, podstepny oprawco.

   Zebys ty wiedzial, jak to strasznie boli,
   Nas - dzieci Wolnej, Niepodleglej, Swietej -
   Skuwac w kajdany laski twej przekletej,
   Cuchnacej jarzmem wiekowej niewoli.

      Zebys ty wiedzial, naszych dziadow kacie,
      Sybirskich wiezien ponura legendo,
      Jak twoja dobroc klac tu wszyscy beda,
      Wszyscy slowianie, wszyscy twoi bracia.

Legla twa armia zwycieska, czerwona,
U stop lun jasnych plonacej Warszawy,
I scierwia dusze syci bolem krwawym
Garstki szalencow, co na gruzach kona.

   Czekamy ciebie - nie dla nas, zolnierzy,
   Dla naszych rannych - mamy ich tysiace.
   I dzieci sa tu, i matki karmiace
   I po piwnicach zaraza sie szerzy.

      Miesiac juz mija od powstania chwili.
      Ludzac sie czasem dzial twoich lomotem
      Wiemy jak ciezko bedzie znowu potem
      Powiedziec sobie, ze z nas znow zakpili.

Czekamy ciebie - ty zwlekasz i zwlekasz,
Ty sie nas boisz - i my wiemy o tem.
Chcesz bysmy wszyscy tu legli pokotem!
Naszej zaglady pod Warszawa czekasz.

   Nic nam nie zrobisz, masz prawo wybierac,
   Mozesz nam pomoc, mozesz nas wybawic,
   Lub czekac dalej - i smierci zostawic.
   Smierc nie jest straszna - musimy umierac.

     Ale wiedz o tym, ze z naszej mogily
     Nowa sie Polska Zwycieska narodzi!
     I po tej ziemi ty nie bedziesz chodzil,
     Czerwony wladco rozbestwionej sily ...

_______________________________________________________________________

[Gazeta Wyborcza, 19-20.09.1992]

Mariusz Ziomecki

                                 POWROT
                                 ======

Kiedy na ekranie telewizora miga postac bylego prezydenta Ronalda
Reagana, o ktorym latami pisywalem kasliwe komentarze w "Detroit Free
Press", moj syn, 9-letni Stas, wywoluje maly skandal w patriotycznym
domu dziadkow w Warszawie. "To jest moj president! - krzyczy. - I'm an
American, ja nie chce mieszkac w Polsce!"

Powrot z emigracji to seria wstrzasow, dla mlodszych i starszych.

Przygotowuje wanne do kapieli. Woda jakas brunatna, ledwo widac dno.
Matka radzi sie nie przejmowac. "To nic - mowi. Tylko taki kolor".
Wchodze rozpamietujac, jaka afera byla niedawno w Detroit, kiedy
kontrola rzadu federalnego ujawnila w najstarszych nitkach rurociagow
kilka ponadnormatywnych czasteczek olowiu na milion czasteczek wody. We
"Freepie" zrobilismy z tego wiadomosc na czolowke.

W przejsciu podziemnym przy placu Na Rozdrozu napis "SEXUALNOSC",
wymalowany na scianie czerwona "solidarka", nawet jest mala choragiewka
nad litera N. Stoje przed nim i zastanawiam sie: rewolucja seksualna w
dobie AIDS? W Stanach zupelnie wywietrzala ludziom z glow, zbyt sie
boja. Jedno z moich ostatnich wspomnien z pracy w amerykanskiej gazecie
to burzliwa dyskusja nad komentarzem o bezpiecznym seksie, w trakcie
ktorej jeden z moich kolegow wymachiwal wyjeta z portfela prezerwatywa.

Tu ludzie brzmia inaczej. "Nomenklatura", "ukradli", "manipulacja",
"podwyzki", "powiesic" pada gesto z ust starszej generacji na klasycznej
herbatce u cioci na imieninach. "U nas" - bede musial przyzwyczajac sie
od nowa, gdzie jest "tu", a gdzie "tam", kto to jest "my", a kto "oni".

                        Zmienily sie maniery

Znajomy pionier dekomunizacji, kiedys przyjazna dusza, a teraz zbolaly
weteran ekipy Olszewskiego, wyciaga reke na powitanie, ale syczy na
wiesc, ze zaciagnalem sie do "Gazety Wyborczej": "Wiec pracujesz dla
generala Jaruzelskiego...". Tam, skad przyjechalem, ludziom raczej nie
przychodzi do glowy mieszac polityki z zyciem prywatnym.

W ogole zaskakuje mnie reakcja znajomych na wiadomosc, ze tym razem
przyjechalem na stale. Niby sie ciesza, ale patrza troche jak na
wariata. I prawie zawsze pada to pytanie: "Czy mozesz tam wrocic?".

Ile razy na nie odpowiadam ("Nie lubie palic za soba mostow, madry
czlowiek mosty konserwuje"), przypomina mi sie pasja, z ktora jeszcze
nie tak dawno pietnowano tutaj emigrantow jako dezerterow i egoistow.
Slonce wolnosci najwyrazniej przyspiesza gojenie ran w duszach i
zabliznianie wyrw w szeregach.

Nie mogac dogadac sie z miejscowymi, lgne do znajomych z Ameryki. Ale
rozmowy z nimi tez maja surrealistyczny charakter. Siedze na przyklad w
ogrodku restauracji "Bazyliszek" na Rynku Starego Miasta ze znajomym
pisarzem - od dziesieciu lat mieszka w Nowym Jorku, chociaz ostatnio
coraz dluzej przesiaduje w Warszawie. "Sluchaj - mowi - jezeli znow
jestesmy tutaj i pijemy piwo, to po co bylo te dziesiec lat?".

Sam sie nad tym zastanawiam.

"Ty w dodatku zupelnie niepotrzebnie nauczyles sie jezyka - cieszy sie
pisarz. - Ja bylem ostrozniejszy".

Innego wieczoru, na spotkaniu wizytujacych emigrantow, dochodzimy do
zartobliwego wniosku, ze poprzednia Polska odpowiadala nam bardziej.
Dolar stal mocno. Wodka w Peweksie wychodzila za grosze, osoby plci
przeciwnej patrzyly laskawym okiem. Kazdy taksowkarz cieszyl sie jak
dziecko z dolara napiwku, znajomi zawsze mieli wolny czas na opowiesci,
jak jest zle. No i po tygodniu, dwoch czlowiek wracal do swojego Chicago
czy Nowego Jorku z ulga i poczuciem, ze bardzo dobrze zrobil przed laty
wyjezdzajac. A teraz wszystko sie jakos pokomplikowalo.

Jak nie patrzec, pierwszy okres po powrocie z emigracji nie jest
przyjemny. Nic mi sie nie podoba, wiele rzeczy denerwuje i czasem lapie
sie na rozwazaniach - ot, tak, nie wiazacych, oczywiscie - co nalezaloby
zrobic, zeby wszystko odkrecic.

Corka, lat 16, w ogole nie moze zrozumiec decyzji rodzicow. "Dlaczego tu
przyjechalismy? Podaj mi jeden praktyczny powod" - mowi z gorycza.

Zamyslam sie.

"Tata, czekam" - mowi.

W koncu chrzakam i sugeruje, ze w Polsce zawiera sie fantastyczne
przyjaznie, na cale zycie, ze tutaj pewnie pozna ludzi lepszych i
ciekawszych od tych banalnych malolatow z Ameryki.

Sceptycznie kreci glowa. "Moze, ale jak do tej pory nie mam szczescia.
Co kogo spotkam, to albo chwali sie, ile wczoraj wypil wodki, albo jak
wagaruje, albo opowiada glupie dowcipy o Zydach".

Jak slawny sen emigranta (snilo mi sie czesto, ze wrocilem, i budzilem
sie zlany zimnym potem), frustracja poprzyjazdowa jest naturalna i chyba
nieunikniona. Dziala to zreszta rowniez w druga strone, przy
przenosinach na Zachod. Cale lata spotykalem w Stanach ludzi, ktorzy
dokonawszy heroicznych wysilkow, zeby dotrzec do wysnionej Ameryki, po
przedarciu sie przez koszmarne obozy dla uchodzcow i sita selekcji
amerykanskiego "Immigration" dostawali w Chicago, Nowym Jorku czy
Detroit antyamerykanskiej goraczki. Oglaszali, ze kraj jest brzydki,
ludzie malo inteligentni, wodka slaba, a chleb jak wata. Swiezo
upieczeni emigranci nie potrafili powstrzymywac sie od tlumaczenia
wszystkim dookola, ze "w Polsce to bylo zupelnie inaczej".

                           Pytania postemigranta

Jestem dzis ofiara tej samej przypadlosci.

Po jakims czasie, zwykle niezbyt dlugim, choroba emigranta szczesliwie
mijala. Mam nadzieje, ze mnie tez przejdzie. Ale na razie musze sie
pilnowac, zeby na przyklad nie szepnac ministrowi spotkanemu na
konferencji prasowej, ze prawdziwie elegancki mezczyzna nie naklada
bialych skarpetek do garnituru. (Na Zachodzie jest juz cala literatura
opisujaca te tajemnicza przypadlosc dygnitarzy ze Wschodu.)

Zagryzam zeby, kiedy policjant zatrzymuje mnie "prewencyjnie" do
kontroli dokumentow, mimo, ze nie popelnilem zadnego wykroczenia, a
pojazd jest w calkowitym porzadku. Ta praktyka, jak rowniez pobieranie
mandatow i kar w trybie doraznym - karanie ludzi bez sadu - jest
przeciez wolajacym o pomste do nieba gwaltem na uznanych w cywilizowanym
swiecie swobodach obywatelskich.

Dlaczego nieemeryci - przytlaczajaca wiekszosc pasazerow - nie
protestuja w Warszawie, ze kaze im sie dwa razy, z obu koncow, kasowac
bilet na jeden przejazd?

Dlaczego prawie wszedzie w miejscach publicznych jest tak piekielnie
brudno? Za komuny mowilo sie, ze to ustroj winien. A teraz? Jakie jest
usprawiedliwienie?

Dlaczego wiekszosc nowo otwartych restauracji czy barow zaglusza klientow
straszliwie glosna muzyka? Kto wmowil nieszczesnym wlascicielom tych
interesow, ze tak jest nowoczesnie i swiatowo? (Sredni poziom kuchni,
trzeba przyznac, poprawil sie znacznie; z drugiej strony jednak, jeszcze
nie znalazlem w Warszawie knajpy, wlaczywszy w to najdrozsze, gdzie
karmiliby na poziomie calkiem przecietnej restauracji w Detroit.)

No i taka z pozoru drobna, a przeciez kapitalna sprawa: dlaczego
spotkawszy sie z kims wzrokiem na ulicy czy w windzie Polacy zachowuja
kamienne twarze? Lekki usmiech praktykowany w takich sytuacjach na
Zachodzie - czasem wsparty niezobowiazujacym, ale przyjaznym
pozdrowieniem - ogromnie uprzyjemnia zycie. Probuje sobie wyobrazic
Ameryke bez usmiechow... i nie potrafie.

                            Narod emigrantow?

To, ze mna rzuca, nie jest specjalnie dziwne. Ale przeciez wiekszosc
Polakow nie wrocila z Ameryki. Wiec dlaczego sa calkiem wytraceni z
rownowagi, poirytowani, nerwowi, agresywni? Przedstawicieli klasy
robotniczej tu i owdzie wrecz swierzbia rece, zeby komus przylac.

Im dluzej przygladam sie Polsce, tym bardziej to zjawisko wydaje mi sie
znajome. Przeciez doskonale znam ten rodzaj zdenerwowania: to podszyta
lekiem kulturowym irytacja emigranta.

No bo tak: Polska wyruszyla na Zachod. Nie ma specjalnego znaczenia, ze
wiekszosc ludzi fizycznie  nie ruszyla sie z miejsca. Skutek - pod
wieloma wzgledami - jest ten sam: radykalna zmiana warunkow gry.

Tak jak emigranci stawiajacy pierwsze kroki w nowym kraju, Polacy
dokonuja teraz szeregu przykrych odkryc: ze jestesmy biedni, ze musimy
sie strasznie duzo nauczyc, ze nikt nam za darmo nic nie da, ze trzeba
zaczynac prawie od zera...

Wielu nie portafi sie z tym pogodzic. Ludzie wychowani od dziecka w
przeswiadczeniu, ze Polska to uciemiezona potega, a Polacy to kwiat
narodow chwytaja sie rozpaczliwie mitu, ze to spiski wrogow podcinaja
nam skrzydla. Oskarzaja rzad czy byla nomenklature. Ktos musi byc winny,
ze wygladamy tak mizernie w momencie prawdy.

Ilez ja sie nasluchalem podobnych zlorzeczen wsrod braci emigrantow na
poczatku lat 80! Lekarze na przyklad utrzymywali, ze Amerykanie tylko
przez zlosliwosc nie uznaja ich dyplomow. Inzynierowie dowodzili, ze sa
o niebo lepsi od tych frajerow z General Motors, ktorzy jakos nie chca
oferowac im posad... Robotnikow oburzalo, ze "nawet Murzyni" wiecej
zarabiaja, i tak dalej.

Potrzeba bylo kilku lat, zeby te narzekania ucichly. Jeden po drugim,
ludzie pozdawali egazminy, nabrali doswiadczenia, powoli poprzebijali
sie lepszych posad, do wlasnych biznesow, do domow na eleganckich
przedmiesciach. I jakos nigdy nie slyszalem od lekarza po kilku latach
amerykanskiego stazu, ze stracil czas, ze go niczego pozytecznego nie
nauczyli, albo od inzyniera, ze na Zeraniu wiedza lepiej.

Porownanie dzisiejszej sytuacji w Polsce z sytuacja emigrantow jest
oczywiscie niedoskonale - tam jednak wchodzilismy w gotowy, precyzyjnie
funkcjonujacy uklad, do ktorego trzeba sie bylo - czy sie to podobalo,
czy nie - przystosowac. istniala tez, teoretycznie przynajmniej, jakas
alternatywa: powrot.

Obywatele Polski dzisiaj nie maja zadnego z tcyh dwoch luksusow.
Powstajacy tu nowy swiat ma wciaz rozmyte kontury, co pozwala na rozne
zludzenia. I nie widac nigdzie wyjscia awaryjnego.

Chyba, zeby dac noge do Ameryki i zaczynac caly cykl od poczatku.
_______________________________________________________________________

Jurek Karczmarczuk

                         JEZYK W WACIE, cz. II
                         =====================

Niniejszy tekst jest druga czescia eseju poswieconego pewnemu gorszemu
gatunkowi polskiej nowomowy, gorszemu, bo nie mamy nan szczepionki.
Omawiamy degenerujacy sie jezyk polski wystawiajacy do nas jezyk w prasie
i innych mediach, w reklamach a nawet w zyciu. Bywa to jezyk czasami
madry i naukowy, czasami popularny, czy wrecz populistyczny, dochodzacy
do wulgarnosci, ale zawsze tak ladny, ze az paskudny. W pierwszym
rozdziale sprecyzowalismy temat i podalismy pare przykladow.

Przypominamy, ze esej zostal zainspirowany francuska ksiazka "La Langue
de Coton" napisana przez Francois-Bernarda Huyghe.

Obiecalismy zajac sie analiza elementow skladni Waty Jezykowej zwanej
dalej WJ. Przeanalizujemy pewne terminy kluczowe jak Zaciemniacze,
Rozciagacze, Naginacze, Podkreslacze, Przekrecacze itp. (Moze zreszta w
trakcie pisania dalszych rozdzialow zmienimy terminologie, kto wie, jezyk
jest tworem zywym, a wate sie latwo modeluje...)

Poniewaz jednak teoria jezyka jest niczym bez eksperymentu, zaczniemy od
przykladu:

Leopold Ciborowski, ekspert Akademii Obrony Narodowej (Rzeczypospolita,
styczen 1992, cyt. przez Polityke z 1 lutego) pisze o naszej sytuacji
obronnej:

`...Dzisiejsza suwerennosc terytorialno-administracyjna Rzeczypospolitej
Polskiej utrzymuje sie tylko dlatego, ze nikt jeszcze nie zdecydowal sie
na krok agresji. Trzeba to jednak widziec w wymiarze wielkiej
nienormalnosci i koniecznosci przejsciowej. Utrzymywanie takiego stanu
jest zbyt ryzykowne.'

Eksperyment polega na przetlumaczeniu tego na polski.

Dziekuje, prosze oddac wypracowanie. Zgadza sie.

W wymiarze wielkiej ekspresywnosci tego cytatu widzimy zasadnicza roznice
miedzy ekspertem Akademii i moja trzynastoletnia corka, ktora pozbawiona
przez swoj mlody wiek mozliwosci caloksztaltowego zrozumienia
caloksztaltu powiedzialaby zapewne: `Nikt nas nie okupuje, bo nikt na nas
nie napadl. Ale trzeba uwazac, bo moze napasc.' (Moja corka ujela to tak
madrze, bo wlasnie co dopiero w szkole wyjasniono jej znaczenie slowa
okupacja.)

Powyzszy cytat z p. Ciborowskiego jest przykladem mieszanym, zawierajacym
w sobie i Rozciagacze i Podkreslacze i Zaciemniacze. Czym one sa i skad
sie biora? Rozumiemy, ze intuicyjnie czytelnik juz wie, wiec nie musimy
walic kawy na lawe, tylko powyzsze definicje wprowadzimy owijajac je duza
iloscia waty, gdyz taki jest styl tego eseju.

Wyobrazmy sobie czlowieka, ktory teraz w Polsce, w tym potwornym zalewie
pustoslowia i demagogii chce swoja opinie, teze, czy przekonanie
przekazac innym i musi jakos dotrzec do ludzi, przebic sie przez szum. A
czlowiek ow Demostenesem ani Katonem nie jest, a nawet wrecz przeciwnie.
Nie czuje sie pewnie w temacie (aha, wszelkie przypadkowe podobienstwa do
czegokolwiek w niniejszym eseju nalezy traktowac jako przypadkowe
poddobienstwa. Wszelkie nieprzypadkowe podobienstwa tez.)

Nasz podmiot jest wykarmiony na polskiej prasie, telewizji i rozmowach ze
znajomymi, troche tez czytal literatury.

1. Wie, ze nalezy sie wyrazac ladnie, unikac brutalnosci.
2. Wie, ze nalezy udzielic wypowiedzi konkretnej i wyczerpujacej, a nie
   urwanej i zdawkowej, gdyz nie robi to dobrego wrazenia.
3. Zdaje sobie sprawe z tego, ze trzeba mowic inteligentnie, ze nalezy
   pokazac iz wypowiadane slowa sa oparte na przemysleniach, ze zna sie
   mysli Ludzi Znanych.

(Na marginesie: w maju br. Telewizje francuskie przeprowadzily kilka
wywiadow z generalem Jaruzelskim. Widzialem dwa. Tematyka wywiadow -
oczywista. I w kazdym z tych wywiadow w pewnym momencie mowiac o
odpowiedzialnosci politycznej general od niechcenia, tak sobie, wskutek
przypadkowego skojarzenia, rzekl byl: `a wie pan, w tej sprawie to Max
Weber wypowiedzial sie nastepujaco:...' - po czym nastepowal (dwa razy
dokladnie ten sam, ma sie rozumiec) cytat z Webera, ktory w przesliczny i
smakowity obwarzanek splatal takie slowa jak sumienie, moralnosc i
odpowiedzialnosc. Juz nie pamietam czy to chodzilo o roznice miedzy
moralnoscia sumienia a moralnoscia odpowiedzialnosci, czy tez o roznice
miedzy sumieniem odpowiedzialnosci a odpowiedzialnoscia moralnosci. Ale
bylo przednio! Rozmowcy byli bardzo przejeci, zwlaszcza ten drugi, ktory
pewnie, tak jak ja, znal juz pierwszy wywiad. Niestety nie ogladalem
trzeciego wywiadu w programie "Le Divan", ktory zgodnie z tradycyjnym
exhibicjonizmem francuskim ma forme auto- psychoanalizy zaproszonego
goscia, ktory lezy na zoltym szezlongu i przez godzine plecie co mu
przyjdzie do glowy. Nie ogladnalem tego programu, bo wstyd mi bylo, ze
znowu bedzie jakis oryginalny cytat, a ja nigdy zadnego Webera nie
czytalem. Tylko czesciowa pociecha jest fakt, ze znaczna wiekszosc
(tutaj, gdybym byl Korwinem-Mikke, powinienem napisac: `99.875%, jak
wykazaly odpowiednie statystyczne badania') widzow tez nie.

Ta dygresja przerwala nam liste calkiem zreszta rozsadnych punktow
wyjscia wypowiedzi naszego podmiotu, wiec juz nie kontynuujmy tej
wyliczanki, jeszcze do niej wrocimy, tylko sprobujmy do tych prawidel
dorobic tzw. przepisy wykonawcze.

Gdyby kto nie wiedzial: termin "przepis wykonawczy" to jest typowy
przyklad WJ bioracy sie stad, ze u nas, zeby prawo bylo prawem nie
wystarcza je uchwalic. Tacysmy ostrozni. Najpierw uchwalamy z czuciem i
abstrakcyjnie a potem sie zastanawiamy cosmy naprawde uchwalili i jak te
zabe jesc skutecznie i elegancko. Stad tez czesto tych przepisow nie ma
przez cale lata. Ale my nie tacy. Przechodzimy od razu do rzeczy, ale
ostroznie i z czuciem.

ad 1. Przyklad. Nasz bohater nie powie "podwyzka cen" (czy czego innego),
tylko bedzie uparcie mowil o "regulacji". Zamiast powiedziec, ze ktos
zarabia za malo, powie, ze ksztaltuje sie dysproporcja. (Przypominam
cytat zamieszczony na koncu pierwszej czesci eseju.) Tak jest po
prostu ladniej. Nasz podmiot nie powie, ze w nowym ustroju premier nie
bedzie mial nic do gadania (tak jak gdyby w starym mial...) tylko
slicznie stwierdzi `Ograniczona pozycja rzadu znajduje juz odbicie w
planowanej nowej strukturze wladz panstwa' (Roman Graczyk, "Tygodnik
Powszechny" z 13 stycznia 1991)

Dekorowanie wata miewa tez na cely wyeksponowanie miejsc, w ktorych waty
nie ma. Porownajmy sami - (Gazeta Wyborcza z 15 maja br.) -

`Kiedy przeciwstawialem sie po wyborach koncepcjom prezydenta' -
powiedzial Kaczynski - `pan Wachowski grozil mi, mowiac: <>'

No i kto tu jest sympatyczniejszy? Wlasciwie mozna by napisac, ze gdy pan
Kaczynski chcial rozwalic pomysly prezydenta, wtedy czujny Wachowski
przeciwstawil sie jego koncepcjom, ale to juz nie bedzie to samo. Bo wate
sie wtyka z umiarem i selektywnie.

(Dla mlodziezy: slowo "selektywny" jest terminem WJ oznaczajacym, ze na
cos sie w ogole da zwrocic uwage. Specjalista od WJ ogladajacy pustynny
landszafcik z kaluza wody i rosnacym obok drzewem powie bez namyslu, ze
woda na pustyni wystepuje selektywnie i ze jest to zjawisko poniekad
inherentnie skorelowane z wystepowaniem roslinnosci.

Uwazny czytelnik nie przeoczy aby wystapienia w tym tekscie slow
"poniekad" i "inherentnie"! Ich znaczenie jest tu kluczowe, podobnie
zreszta jak znaczenie slowa "kluczowe" w niniejszym zdaniu!)

"Przeciwstawianie sie koncepcjom" jest zreszta tylko pol-wata. Mozna
lepiej. Mozna zasygnalizowac (tez dobre slowo!) powazny konflikt przy
pomocy takiego wygladzenia powierzchni tekstu, ze sie czlowiek niby
slizga, a naprawde lepi. Ksiadz Adam Boniecki w tym samym "Tygodniku
Powszechnym" z 13 stycznia 91 w znakomitym artykule o deklaracji
soborowej "Nostra Aetate" z 1965 i o dzialalnosci ekumenicznej Jana Pawla
II pisze: `Trudno nie pamietac REAKCJI na beatyfikacje Edyty Stein, a
nawet niektore NIEFORTUNNIE INTERPRETOWANE zwroty uzyte przez Ojca
Swietego w srodowych katechezach, czy kazaniach'. (Pokreslenia moje, ale
oparte o jawne stwierdzenie Bonieckiego, ze szereg szkod w dialogu
chrzescijansko - zydowskim wynika nie z wydarzen tylko z ich zlej
interpretacji.)

Przez swiadome polozenie nacisku na ODBIOR pewnych aktow mowy, a nie na
same akty unikamy bezposredniego zaangazowania i nie musimy szukac w
slowniczku WJ wlasciwego sformulowania na "paskudna sprawa". Wata pozwala
nam spiac nasza wypowiedz w pewna klamre, ktora chroni przed
natarczywoscia czytelnika.  Czytelnik moze chcialby zapytac: <> - ale jak ks. Boniecki
napisze:

`Ci, ktorym na sercu lezy kontynuowanie trudnego dialogu, z niepokojem
sledza podjecie postepowania w sprawie beatyfikacji krolowej hiszpanskiej
Izabelli Katolickiej, ktora wslawila sie podpisaniem w roku 1492 dekretu
skazujacego Zydow na wygnanie',

... to nie ma sie o co pytac, gdyz juz wiemy, ze ci, ktorym na sercu, to
sledza z niepokojem i nie ma sprawy.

ad 2. Kompletnosc wypowiedzi. Chodzi o to, by umiejetnym podkresleniem
zaciemnic fakt, ze wypowiedz jest niepelna. Ten problem czesciowo juz
zostal naswietlony i przedyskutowany powyzej, ale temat wymaga bardziej
szczegolowego rozwiniecia.

Niestety juz nastepnym razem, ale zauwazmy, ze poprzednie zdanie tego
tekstu, to o problemie, ktory juz zostal naswietlony, jest typowa wata,
wsadzona aby zapchac dziure!

Wiec jeszcze tylko dwa zadania domowe dla pilnych czytelnikow.
Pierwsze polega na skroceniu o 60 procent ponizszego tekstu tak, zeby i
tak bylo wiadomo o co chodzi autorowi. I zeby bylo jasne, ze jest on
ostrozny i delikatny. Cwiczeniem wstepnym bedzie podkreslenie slow, ktore
jak czytelnikowi sie (slusznie) wydaje, pelnia role rozciagaczy,
zaciemniaczy, wzglednie dystorterow zwanych tez bajasnikami. Dla
ulatwienia wypunktowalem kilka takich slow.

Senator Stanislaw Stomma, "Tygodnik Powszechny" z 27 stycznia 1991:

`Za sluszne uwazam zdanie wypowiedziane przez jednego z senatorow;
powiedzial on: <>'.

Zadanie drugie jest znacznie trudniejsze. Polega na poszperaniu po
"Nowych Drogach" i innych starych gazetach, tekstow z okresu Jednoczenia
Sie Partii. Nalezy nastepnie sformulowac wypowiedz popierajaca
zjednoczenie PPR i PPS w sposob elegancki, wywazony i sympatyczny. Tekst
winien sie powolywac na cudza opinie, nazwiska podawac nie trzeba,
powinien byc to czlowiek na zacnym stanowisku, ewentualnie o zacnym
zawodzie lub tytule (pisarz, profesor itp.). Tekst ma zauwazac drobne
rozbieznosci, wykazywac koniecznosc spolecznego consensusu i winien sie
konczyc stwierdzeniem, ze wygraja wszyscy i ze nie bedzie ani zwyciezcow
ani pokonanych.

_______________________________________________________________________

                              RAPPEM O WALESIE
                              ================

[Zamieszczamy piosenke "Sto Milionow" Kazika Staszewskiego, ktory wywolal
nia skandal na ostatnim festiwalu w Sopocie. Ponoc prezydent zareagowal
alergicznie i stwierdzil, ze Staszewski nie rozumie sytuacji w kraju, a
organizatorzy sie tlumaczyli, ze nie wiedzieli co on na zywo zaspiewa
przed kamerami (mimo, ze to samo zaspiewal na probie)...

Staszewski to u nas calkiem nowe pokolenie, choc wzorce znane. Punk,
rapp, bunt, koncerty skladankowe, ryzyko klapy. Ale i "Zlota Plyta" i
kilkaset tysiecy nielegalnie sprzedawanych kopii jego "Spalam sie".
Tytul "Rappem o Walesie", oraz tekst piosenki spisalem z tygodnika
"Wprost" z 13 wrzesnia br. J.K-uk]


                              STO MILIONOW
                              ------------

Wstalem dzis tak jak zwykle o piatej trzydziesci
Jeszcze szaro za oknami dymy snuja sie po miescie
Zjadlem to co zwykle jak zwykle sie nie mylem
Wyszedlem z domu na autobus zaczekalem.

Gdy autobus przyjechal ledwo wlazlem do srodka
Ta linia cala huta jezdzi kogom ja nie spotkal
Nagle jeden krzyknal - spojrzcie w okna na wystawy cen
Patrze - Jezu - w sklepach ceny obnizone o 100 procent

Ref.: Walesa dawaj moje 100 milionow

Krzyczy starszy czlowiek z tylu - ja mowilem, ze tak bedzie
Toc on zwykly taki czlowiek jak z nas kazdy na zakladzie
My pomogli mu rekami pomogli mu zwyciezyc
Widziales ty ja mowilem ze tak bedzie

Czekaj czekaj niech policze ile teraz mam pieniedzy
Nie chce jesc tego co zwykle
Co ty oszalales?! Niepotrzebne ci sa wiecej
Lepiej dobrze sie rozejrzyj popatrz na wystawy cen
Patrze - no tak w sklepach ceny obnizone o 100 procent.

Ref.: Walesa dawaj moje sto milionow

Ty na wiecu w naszej hucie obiecales nam pieniadze
I pamietam co mowiles mogles liczyc sie ze slowem
Nie chce jesc tego co zwykle chce zyc tak jak wy zyjecie
No i zobacz juz stalo sie sprawiedliwosc na tym swiecie

Krzycze teraz juz z innymi mowilismy ze tak bedzie
My pomogli mu rekami pomogli mu zwyciezyc
Miej na wszystko baczenie tu mnie oko kontroluje
Nie mysle nie czuje wykonuje

Gdzie mieszkalem w tej ulicy sto lat swietlnych do stolicy
Pokonalem to zawziecie i znalazlem to zajecie
Niech zatrwoza sie niewierni przyjaciele na sztorc kosa
Niech zobacza jak sie gniewa morda krwawego polusa

Obserwuje nasze zycie urzednicze za biurkami
Zobacz przyjrzyj sie uwaznie urzednicy tacy sami
W zyciu bywa tez tak czesto ze ktos kogos kontroluje
Ja to czuje

Obiecales sto milionow wyraznie slyszalem i minelo tyle czasu
Ja nic nie dostalem. Czekam jeszcze trzy dni i ani chwili dluzej
Niecierpliwosc zawsze wzrasta gdy czekanie sie wydluza
Twoi wszyscy koledzy oni mysla tak samo gdy sie klada wieczorem i gdy
                                                        wstaja rano
Pamietaja twoje slowa gdy sluchali cie na placu.

__Kazik Staszewski
_______________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)
stale wspolpracuje:  Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet)

Copyright (C) by Jerzy Karczmarczuk 1992. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP, adres:  (128.32.164.30), directory:
/pub/VARIA/polish.

____________________________koniec numeru 45___________________________