______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Piatek, 8.05.1992.                                      nr. 24
_______________________________________________________________________

W numerze:

      Andrzej Pomian - Nad faksymile Konstytucji Majowej
Tadeusz K. Gierymski - Getto cz. II
       Jacek Walicki - Trzy tygodnie w Polsce
       Tomek Sendyka - Rodney King - nasza wspolna wina?
                     - Listy do redakcji
_______________________________________________________________________

Od red. [J.K-ek] W dzisiejszym numerze, ktory rozpoczynamy tekstem
okolicznosciowym, zamieszczamy dokonczenie artykulu T. Gierymskiego
o likwidacji getta waszawskiego. Pozostale dwa duze teksty to: kolejny
reportaz z Polski piora (?) J. Walickiego, (w nastepnym numerze bedzie
jeszcze jeden - wyglada, ze sezon podrozy zaczal sie wczesnie w tym
roku :-) oraz dyskusyjny tekst T. Sendyki o problemie, ktory jak dawno
zaden inny zbulwersowal w tych dniach spoleczenstwo amerykanskie.

________________________________________________________________________

Andrzej Pomian

                NAD FAKSYMILE KONSTYTUCJI MAJOWEJ
                =================================

["Tydzien Polski", 15.02.1992, przytoczyl Zbyszek Pasek, skroty red.]


"Saskie ostatki", jak nazwal Kraszewski czasy Augusta III Sasa,
uchodza zwykle za dno upadku politycznego i moralnego Polakow. Prof.
Konopczynski uwazal, ze dnem tym byl w gruncie rzeczy koncowy
okres panowania Augusta II Mocnego [1]. Zgadzajac sie pod tym
wzgledem w profesorem, troche inaczej patrze na nasz tzw. upadek.
() W swietle strasznych poprzednich wydarzen czasy Augusta III
byly okresem nie budujacego wprawdzie, lecz koniecznego wytchnienia.

Byly one zarazem, jak to podniosl Konopczynski, rowniez czasami
malo widocznego, mimo to silnego, zdrowego fermentu. Ukazywaly
sie wowczas podstawowe prace nawolujace do reform [2]. Prawdziwy
jednakze ruch odrodzeniowy rozpoczal sie pod koniec czasow
saskich, gdy zabral sie do niego skromny, lecz niestrudzony
ksiadz Stanislaw Konarski, reformator szkol pijarskich, autor
dziela "O skutecznym rad sposobie". () Watpie, czy bez
dzialalnosci Konarskiego zostalyby przeprowadzone w tak krotkim
stosunkowo czasie doniosle reformy u schylku XVIII wieku.

Za ich korone uwaza sie slusznie wspomniana Konstytucje Majowa,
ktorej dwochsetlecie obchodzila Polska w roku ubieglym.
Najcenniejszym chyba poklosiem tej rocznicy jest wydane przez
Ossolineum we Wroclawiu faksymile Konstytucji 3 Maja 1791 r., z
poslowiem Jerzego Michalskiego i nota edytorska Jozefa Plochy
[3]. ()

Tekst Konstytucji rozchodzil sie szybko juz w roku jej uchwalenia
w licznych drukach. () Jeden z nich, pochodzacy z
Archiwum Publicznego Potockich przedrukowalo w roku 1981
Panstwowe Wydawnictwo Naukowe w bardzo starannym opracowaniu
Jerzego Koweckiego [4]. Wydanie Ossolineum opiera sie na drugim
rekopisie, z tzw. Metryki Litewskiej, ktory byl niegdys podstawa
pierwszych drukow i oblaty., tj. tekstu wpisanego oficjalnie do
ksiag grodzkich w Warszawie, ma wiec wage najbardziej autentycznego
przekazu. ()

Sprawy ustrojowe sa dzis w Polsce bardzo aktualne i warto sie
przyjrzec sposobowi, w jaki ustroj panstwowy traktowali tworcy
Konstytucji Majowej.

Za malo sie zwraca uwagi na wplyw, jaki wywarla na nich
wczesniejsza o trzy i pol roku konstytucja Stanow Zjednoczonych.
Zapozyczyli z niej koncepcje rzadu. W Europie utarlo sie nazywac
rzadem tylko Rade Ministrow, a wiec nie cala nawet wladze
wykonawcza, w sklad ktorej wchodzi przeciez i glowa panstwa: w
republikach - prezydent, w monarchiach konstytucyjnych - krol. W
Ameryce jest inaczej. Tu rzad uwaza sie za organiczna calosc
wszystkich galezi wladzy, a zatem na pierwszy plan wysuwa sie ich
wspoldzialanie. Tak tez postanawia Konstytucja Majowa, w ktorej
art. V czytamy: "Rzad czyli oznaczenie wladz publicznych poczatek
swoj bierze z woli Narodu. Aby wiec calosc panstw, wolnosc
obywatelska i porzadek spolecznosci w rownej wadze na zawsze
zostawaly, trzy wladze Rzad Narodu Polskiego skladac [sie] powinny
i z prawa niniejszego na zawsze skladac beda: Wladza Prawodawcza w
Stanach Zgromadzonych (tj. w Sejmie), Wladza Najwyzsza Wykonawcza
w Krolu i Strazy i Wladza Sadownicza". Podobnie jak w Ameryce w
owczesnej Polsce glowa panstwa, czyli krol, stal na czele Rady
Ministrow, zwanej wtedy Straza Praw. Krolowi powierzala rowniez
Konstytucja Majowa, jak amerykanska - prezydentowi, "rozrzadzanie
najwyzsze silami zbrojnymi w czasie wojny i mianowanie
komendantow wojska" oraz dobor ministrow. W wielu donioslych
sprawach Konstytucja Majowa odstapila jednakze od modelu
amerykanskiego. Postanawila, ze uchwaly Strazy Praw wymagaja nie
tylko podpisu krola, ale i kontrasygnaty jednego z ministrow.
Gdyby krol jej nie uzyskal, moglby sie zwrocic o zatwierdzenie
uchwaly so obu izb Sejmu. Krol musialby odwolywac ministrow na
zadanie dwoch trzecich Sejmu (art. VII). Konstytucja zabraniala
krolowi wydawania dekretow, nawet rozporzadzen wykonawczych,
gloszac, ze "wladza wykonawcza nie bedzie mogla praw stanowic,
ani tlumaczyc" (art. VII). Ale i stwierdzala, ze "poslowie (...)
w prawodawstwie i ogolnych narodu potrzebach (...) uwazani byc
maja jako reprezentanci calego narodu" (art. VI). Innymi slowy
proklamowala ochrone interesu ogolnego przed partykularnym, lokalnym.
W Ameryce poslowie uwazaja sie przede wszystkim za reprezentantow
swojego okregu, a senatorowie - swoich stanow. W sumie tworcy
Konstytucji 3 Maja wybrali droge posrednia miedzy amerykanskim
systemem prezydenckim a brytyjska dziedziczna monarchia
parlamentarna, stawiajac na miejscu pierwszym wsrod wladz
panstwowych niezalezny Sejm, jako organ "ufnosci powszechnej"
(art. VI). [...]

Jerzy Michalski przedstawia w poslowiu jasno i zwiezle
okolicznosci uchwalenia i upadku Konstytucji Majowej oraz jej
wielkie znaczenie dziejowe. Jest zdania, ze oboz konstytucyjny
nie ocenial realistycznie sytuacji miedzynarodowej i prowadzil
hazardowa polityke zagraniczna, nie dostosowana do posiadanych
sil. Zarazem jednak przyznaje, ze spotykalo sie to z aprobata
narodu. Moim zdaniem, oboz patriotyczny, czy jesli kto woli -
konstytucyjny mial wszelkie prawo sadzic, ze okolicznosci
zewnetrzne sprzyjaja Polsce. W roku 1787 Rosja wdala sie w wojne
z Turcja, a w czerwcu tego roku - takze i ze Szwecja. Wojna na
dwa fronty zwiazala wszystkie jej sily dyspozycyjne. Nie mogla
juz sobie pozwolic na interwencje zbrojna w Polsce. Byla to
wyjatkowa sposobnosc, z ktorej skorzystal oboz patriotyczny:
przeprowadzil na Sejmie Czteroletnim (1788-1792) zniesienie
"protekcji" rosyjskiej, z ktorej Petersburg nie chcial dobrowolnie
zrezygnowac i przywrocil Rzeczypospolitej niepodleglosc. Rosja
popadla tymczasem w nowy, grozny konflikt polityczny z Prusami i
stojaca za nimi Anglia. Sejm pod wplywem obozu patriotycznego
zawarl 29 marca 1790 roku sojusz obronny z Prusami, nie bardzo
sie orientujac, ze celem Berlina jest oderwanie od Polski ziem
polnocno-zachodnich, jesli sie da - za zgoda Warszawy, jesli sie
nie da - w nowym porozumieniu z Rosja. Ale czy mozna bylo
postapic inaczej w obliczu grozby rosyjskiej? W blizszych nam
czasach, w roku 1934, Pilsudski zawarl pakt nieagresji z
Niemcami, wiedzac doskonale, ze nie zabezpiecza sie naprawde od
przyszlej ich napasci. Chcial zyskac na czasie. Sejm Czteroletni
takze nie mial wyboru. Stworzyl jednakze nowa sytuacje. Na
poczatku roku 1791 Petersburg do tego stopnia obawial sie wybuchu
jeszcze jednej wojny - tym razem z Anglia, Prusami i Polska, ze
wycofal czesc wojska z frontu tureckiego, zebral spore sily w
rejonie Rygi, zmobilizowal swa flote baltycka i na dowodce armii
w poludniowej Finlandii wyznaczyl swego najlepszego generala -
Suworowa [5]. Ale Anglia zrezygnowala ostatecznie z planow
wojennych. Polska nigdy o nich nie myslala. A Prusy, zniechecone
polska nieustepliwoscia terytorialna przestawialy sie po cichu na
porozumienie z Rosja. Nowa wojna rozeszla sie po kosciach. Z
wczesniejszych - jedna juz dobiegla konca: wojna szwedzko-
rosyjska (1790), druga go dobiegala: turecko-rosyjska, w ktorej
Rosjanie odnosili teraz zwyciestwo za zwyciestwem. Petersburg
odzyskiwal z wolna swobode ruchow, ale nie calkowicie. Chcial
ukarac Polske za smialosc pokuszenia sie o niepodleglosc i
przywrocic nad nia swoj protektorat, musial sie jednak liczyc z
interesami Prus, a takze Austrii. Na wlasna reke nie mogl
rozstrzygnac jej losu [6]. Berlin wiedzial juz w lutym 1791 roku,
ze za zgode na interwencje rosyjska w Polsce Petersburg gotow
jest zaplacic Prusom i Austrii ziemiami polskimi [7]. Zanosilo
sie na nowy rozbior Rzeczypospolitej. Oboz patriotyczny w
Warszawie nic o tym nie wiedzial. Polegal dalej na przymierzu z
Prusami. Postepowal - twierdzi sie - naiwnie. Ale czy mial inne
wyjscie? Co mogl zrobic? Wyrzec sie niepodleglosci i zdac sie na
laske i nielaske Petersburga? Aby wzmocnic kraj, przeprowadzil na
Sejmie 3 maja Konstytucje, ktora usuwala glowne zrodlo slabosci:
zastarzale wady ustrojowe. Nie pogorszyl tym polozenia.
Konstytucja byla pozniej, w roku 1792, tylko pretekstem do
najazdu rosyjskiego. Petersburg nosil sie przeciez z jego
zamiarem przed jej uchwaleniem. Chodzilo mu nie o nia, lecz o
pozbawienie Polski niepodleglosci.

Dzialalnosc Sejmu Czteroletniego kryla w sobie niebezpieczenstwa,
mozna ja nazwac hazardowa. Sa jednak sytuacje, w ktorych trzeba
brac na siebie ryzyko. W roku 1939 Polska zgodnie z wola narodu
odrzucila rzadania niemieckie, wiedzac, na co sie naraza. W
latach 1788-1792 patrioci polscy przy poparciu narodu siegneli po
niepodleglosc, aby nie zmarnowac okazji, pierwszej od
dziesiecioleci, choc nie bylo to wolne od ryzyka. W zyciu narodow
sa rzeczy wazniejsze od lekliwej ostroznosci za wszelka cene.
Pilsudski nazywal je imponderabiliami. One to daja narodom
poczucie godnosci zbiorowej i decyduja o ich istnieniu.

----------------

[1] W. Konopczynski - "Dzieje Polski nowozytnej", wyd II uzup.,
    t. II, Warszawa 1986, PAX, s. 136
[2] J.w. poz. 1, t. II, s. 136-137
[3] "Ustawa rzadowa. Konstytucja 3 Maja 1791. Faksymile rekopisu
    z Archiwum Glownego Akt Dawnych w Warszawie", Wroclaw 1991,
    Zaklad Narodowy im. Ossolinskich - wydawnictwo in folio,
    stron 58
[4] "Konstytucja 3 Maja 1791. Statut Zgromadzenia Przyjaciol
    Konstytucji", opr. Jerzy Kowecki, Warszawa 1981, PWN
[5] W.Onacewicz "Empires by Conquest", Fairfax 1985, Hero Books,
    vol. I, s. 159
[6] J.w., poz. 1, t. II, s. 343
[7] J.w., poz. 1, t. II, s. 342

_______________________________________________________________________

Tadeusz K. Gierymski (t9gierymski@stthomas.edu)


                            GETTO -  cz. II
                            ===============

18 stycznia 1943.  Niemcy wkraczaja do getta. ZOB walczy. Plan
ostatecznej likwidacji odlozony na nieokreslony czas.

	- Dawidek, kiedy jest swieto Pesach?
	....
	- Jak sie przygotowujesz do chag ha-Pesach?
	- Najpierw oczyszcze dom, pozniej sprowadze mace.
	- Jak oczyscisz dom?
	- Trzeba dokonac bedikat chamec, przeszukac dom, kwas
          zgromadzic w jednym miejscu.
	...
	- Pozniej?
	- Po bedikat chamec trzeba powiedziec: "wszelki kwas i
          wszelki chleb kwaszony, ktory moze sie znajdowac w miejscu
	  nalezacym do mnie, ktorego nie widzialem i nie uprzatnalem,
          niech bedzie niczym i uwazany bedzie jako proch na ziemi".
	- Dobrze. Co zrobisz z wszelki chamec?
	- Nalezy go spalic.
	...
	- I co mowisz?
	- Mowie wtedy: "wszelki kwas i wszelki chleb kiszony, ktory
          jeszcze miec moge w ktorymkolwiek miejscu nalezacym do mnie,
	  ktory widzialem lub ktorego nie widzialem, ktorego uprzatnalem
	  lub ktorego nie uprzatnalem, niechaj bedzie niczym i niech ma
	  znaczenie jako proch na ziemi."
	...
	- Co najpierw nalezy sobie przypomniec?
	- Przypomniec sobie historie ucieczki z Egiptu. Opowiesc ta
	  nazywa sie Hagada paschalna.
	- Od czego zaczniesz uczte?
	- Najpierw na stole maja byc trzy placki macy polozone jeden
	  na drugim i to jest symbol trzech plemion izraelskich: Judy,
	  Leviego i pokolenia Arona, pozniej pieczone jajko, udziec z
	  koscia, miska ze slona woda, maror, czyli gorzkie ziola:
          salata, chrzan, pietruszka, charoset, czyli pasta z jablka,
          wina i migdalow posypana cynamonem i ona przypomina gline, z
          ktorej Izrael jako niewolnik lepil domy.
	- Jutro wymienisz stale punkty porzadku sederowego. Ile ich
          jest?
	- Czternascie, dziadziu.

		Antoni Renski, "Chanukowe Swiece", Czytelnik W-wa 1990.

Swieto Paschy to swieto uwolnienia z Egiptu.
Obowiazuje w nim unikanie nie tylko chleba pieczonego na zakwasie,
ale wszystkiego co uczynione jest z maki i wody bez zachowania
scislych regul. Je sie tylko chleb przasny, mace, a ortodoksyjni uzywaja
nawet w te swieta specjalnych naczyn kuchennych, zastawy stolowej i
sztuccow. Pierwszy wieczor Paschy to Wieczor Sederowy, doniosly
moment swiat, obchodzony uroczyscie z cala najblizsza rodzina i z
przyjaciolmi. Spozywa sie wtedy specjalna wieczerze rytualna. Jest to
obrzadek wazny dla dzieci, ktore biora w nim udzial pod kierownictwem
rodzicow. Pietnascie jest punktow w sederze paschalnym, czyta sie
Hagade, ktora z czasem rozrosla sie na poematy i piesni, sklada sie
dziekczynienie Bogu wielokrotnie, wychyla sie cztery puchary wina.
Dzieci zadaja pytania, a jedno z tych pytan to:

Jak rozni sie ta noc od wszystkich innych nocy?

Pod koniec obrzedu biesiadnicy spiewnie odmawiaja psalmy Hallelu,
psalmy dziekczynne, psalmy Bogu chwalebne. Tak byc mialo i w ten
poniedzialek 19 kwietnia 1943 r. (15 nissan roku 5703). Na to swieto
wracali nawet do getta Zydzi ukrywajacy sie po aryjskiej stronie,
by byc z rodzina.

17 kwietnia 1943.  Doswiadczony ludobojca, SS-Brigadefuehrer Juergen
Stroop, skrycie przyjezdza w te sobote do Warszawy.

W niedziele, 18 kwietnia, jedzie w Aleje Ujazdowskie, na odprawe
u SS-Oberfuehrera Ferdynanda von Sammern-Frankenegg, dowodcy SS i
policji w Warszawie, ktory nawet nie wiedzial o jego przyjezdzie.
Von Sammern zaplanowal juz atak na getto. Stroop z pogarda
obserwuje panujacy w sztabie balagan, niedociagniecia planu i
osobiste braki dowodcy, ale zostawia mu wolna reke. Popoludniem,
bez monokla i odznak oficerskich, w skromnym aucie i z mniejsza
niz pozniej ochrona pojechal na poufna inspekcje jutrzejszego
terenu walk. Getto wtedy juz bylo okrojone i podzielone na mniejsze
obszary, gdzie oficjalnie skupiono utrzymujacych sie jeszcze przy zyciu
Zydow.

Tak mowil o tym Moczarskiemu w celi mokotowskiej:

	"- Nalykalem sie tam smrodu zydowskiego, choc na ulicach
	pustki. Mowiono przedtem, ze podworza i ulice getta sa
	tlumne, a tu prawie zupelny brak przechodniow. Pozorny
	spokoj i niewielka ilosc ludzi swiadczyly, ze Zydzi byli
	uprzedzeni o zaplanowanej akcji".

("Rozmowy z katem", PIW, W-wa 1983)

Jak rozni sie ta noc od wszystkich innych nocy?

Nad ranem von Sammern umacnia wokol getta stanowiska Niemcow i ich
najemnych siepaczy.

19 kwietnia 1943. Poniedzialek, 6 rano. Atakujace getto oddzialy
natykaja sie na silny, planowany i celny ogien na Nalewkach, Gesiej i
Franciszkanskiej, przy Zamenhofa i Milej. Pali sie czolg i samochod
pancerny, Niemcy traca ludzi, ogarnia ich panika, uciekaja.

		Slysz niemiecki Boze,
		Jak modla sie Zydzi w dzikich domach,
		Trzymajac w reku zlom czy zerdz.
		Prosimy Cie, Boze, o walke krwawa.
		Blagamy Cie o gwaltowna smierc.
		Niech nasze oczy przed skonaniem
		Nie widza jak sie wloka szyny,
		Ale daj dloniom celnosc, Panie,
		Aby sie skrwawil mundur siny.

				Szlengel "Kontratak"

8 rano.  Stroop obejmuje komende. Himmler stawia w stan alarmu
wszystkich Niemcow w Warszawie rozkazujac nie prowokowac Polakow,
ale zarzadza pogotowie dla SS i policji w dystrykcie warszawskim
i dla dywizji Wehrmachtu i oddzialow Luftwaffe w Guberni.

Stroop porzadkuje, uspokaja slowem, sznapsem i winem swoje oddzialy,
przydziela do walki nowe jednostki, nowy czolg i samochod pancerny,
zmniejsza liczbe zolnierzy w atakujacych grupach, kaze sie im posuwac
ostroznie, ostrzeliwujac ogniem pistoletow i karabinow maszynowych
domy i stanowiska zydowskie, rozwalac je ogniem haubicy i dzial
przeciwlotniczych, podpalac miotaczami plomieni, minowac. Ciezko
walcza o osrodki oporu, domy i bunkry. Zydzi wycofuja sie powoli, przez
dachy, podziemne przejscia i kanaly na nowe stanowiska. Okolo
godziny 22 Stroop wycofuje swe wojska z getta.

19 kwietnia, wieczor.

Jak rozni sie ta noc od wszystkich innych nocy?

Seder w bunkrze na Karmelickiej 5.

	"Pieciu mezczyzn z bronia w reku trzyma warte. Moj ojciec -
	mowi Szymka Korngold - przewodniczy. Dwie swiece rzucaja
	blask na kielichy wina. Nasza sie one nam wydaja byc
	wypelnione krwia, a my sami jestesmy dzis ofiara. Dreszcz
	nas przechodzi przy slowach 'Wylej swoj gniew...'.
	Oczekiwalismy cudu - nie bylo go".

	('Wylej gniew twoj na pogany, ktorzy cie nie znaja:
	i na krolestwa, ktore imienia twego nie wzywaly.
	Albowiem pozarli Jakuba i miejsce jego spustoszyli.
	Wylej na nie gniew twoj: i zapalczywosc gniewu
	twego niech je ogarnie.
	Gonic bedziesz w zapalczywosci, a skruszysz je pod
	niebem, Panie!'  - Psalm 79:6-7; 69:6; Tren 3:66)

20 kwietnia, wtorek.  Oddzialy szturmowe, kazdy zlozony z trzydziestu
szesciu ludzi pod dowodztwem oficera lub podoficera, wkraczaja do getta
o siodmej rano. Natykaja sie na opor, na zamaskowane stanowiska,
ostrzeliwane sa, obrzucane granatami, butelkami z benzyna. Rodzi sie
taktyka Stroopa uzywania saperow, zapalania domow i minowania bunkrow
wykorzystujac kierunek wiatru przeciw powstancom, by ich zmuszac do
opuszczania stanowisk. Stroop uzywa stumilimetrowych haubic i
szybkostrzelnych dzialek przeciwlotniczych. Rozmawia z Kruegerem w
Krakowie, z centrala berlinska, pali i niszczy zydowskie bloki oporu.
Wieczorem wycofuje oddzialy bojowe.

Nastepne dni przechodza podobnie, tylko ze powstancy wracaja do
wypalonych lub czesciowo plonacych domow. Stroop podziwia liczbe i
techniczna doskonalosc bunkrow. Przyznaje sie do bezradnosci wobec
kanalow uzywanych do zaskoczenia i do ucieczek i nabiera respektu
dla dziewczyn z Haluzzenbewegung - z ruchu syjonistyczno-
socjalistycznego. Nakazal nie brac tych Haluzzenmadeln do niewoli,
trzymac sie od nich z daleka i na odleglosc rozwalac pistoletami
maszynowymi. Wstrzasa nim smierc Untersturmfuehrera Dehmke,
poleglego w usunieciu powstanczych flag - bialo-niebieskiej
i bialo-czerwonej. Pisze dlugi kondolencyjny list do jego rodzicow,
a konczy swoj codzienny raport wzmianka o koniecznosci roztrzeliwania
polskich bandytow i komunistow od reki, za ataki na oddzialy niemieckie
z aryjskiej strony.

Strzelcy nabieraja wprawy w trafianiu "spadochroniarzy", mowi Stroop
Moczarskiemu, wirujac jak strzelajacy do kaczek mysliwy:

	To ci Zydzi, Zydowki i zydowskie dzieci, ktorzy z okien,
	balkonow i poddaszy domow, plonacych od parteru, wyskakiwali
	na ziemie, na asfalt i bruk. Przed tym zrzucali pierzyny,
	koldry i inne bety i na to skakali. Moi SS-mani zaczeli ich
	nazywac "spadochroniarzami". Cala noc trwala ta zabawa...

Jak rozni sie ta noc od wszytkich innych nocy?

Codziennie zagarniani sa cywile i powstancy; czesc jest mordowana
na miejscu, reszta idzie na transport. Stroop podaje w swych dziennych
raportach, ze rozstrzeliwuja kilkuset ludzi dziennie, czasem duzo
wiecej niz tysiac.

Getto plonie, saperzy ciagle przy pracy, minuja, rozwalaja budynki,
wysadzaja bunkry. W nocy luny, w dzien pioropusze dymow, roznokolorowe
gejzery ognia, w powietrzu swad, iskry i rozpalony kurz, fruwaja
sadze, pierze, szmaty, papiery...  Charakterystyczny odor palacych sie
ludzkich cial, betow, galganow ...  Smierc cuchnie.

8 maja 1943.  Pada bunkier przy Milej 18. Ginie smiercia samobojcza
Mordechaj Anielewicz i czesc sztabu ZOB-u.

12 maja 1943.  Szmul Zygelbojm, dzialacz Bundu, czlonek Polskiej Rady
Narodowej w Londynie, popelnia samobojstwo by poruszyc "sumienie
swiata". Pisze w ostatnim liscie adresowanym do Prezydenta Raczkiewicza
i do Prezesa Rady Ministrow Sikorskiego:

	..."Smiercia swoja pragne wyrazic najsilniejszy protest
	przeciw biernosci, z ktora swiat przyglada sie i dopuszcza
	do zaglady ludu zydowskiego"...

		A w noc grozy co przyjdzie
		po dniach kul oraz mieczy
		wyjda z kufrow i domow
		wszystkie zydowskie rzeczy
		I wybiegna oknami,
		beda szly ulicami,
		az sie zejda na szosach
		nad czarnymi szynami.
		Wszystkie stoly i stolki,
		walizeczki, tobolki,
		garnitury, sloiki,
		i platery, czajniki
		i odejda i zgina,
		nikt nie zgadnie co znaczy,
		ze tak rzeczy odeszly,
		i nikt ich nie zobaczy.

Warschau, den 16. Mai 1943

	Das ehemalige judische Wohnviertel Warschaus besteht nicht
	mehr. Mit der Sprengung der Warschauer Synagoge wurde die
	Grossaktion um 20.15 Uhr beendet.

			Der SS- und Polizeifuehrer
			   im Distrikt Warschau

			        gez. Stroop

			  SS-Brigadefuehrer
		       u. Generalmajor d. Polizei

-------------------------------------

Tadeusz K. Gierymski

P.S. Potyczki w getcie, "wylawiania" i mordy ciagnely sie jeszcze przez
dlugi czas po dacie tego raportu.

_______________________________________________________________________

Jacek Walicki 

                        TRZY TYGODNIE W POLSCE
                        ======================
                        (marzec/kwiecien '92)


   Sam raz widzialem cud. Bylo to wtedy, gdy obylo sie bez cudow.
                                                     (St. J. Lec)


Pojechalem zobaczyc nowy cud nad Wisla (i Odra).  Bylem trzy tygodnie,
ale im dluzej bylem tym mniej widzialem. Po pewnym czasie wszystko
zaczyna wydawac sie normalne, gdy naprawde nie jest. Staralem sie
skrzetnie notowac na goraco co widzialem i jak to widzialem. Staralem
sie szukac roznych opinii i zrodel, ale nie mam najmniejszych
watpliwosci, ze moje widzenie bylo subiektywne. Wynikiem moich
notatek jest bardzo osobisty dzienniczek z tej podrozy.


	----

(Dojazd)

  Lecialem do Berlina (bo taniej). Muru nie ma, ale sa po nim slady.
Na scianie szarej kamienicy, pomiedzy jednymi drzwiami a drugimi, jak
cien z Hiroszimy, widac duch muru. Nie widzialem muru gdy stal. Teraz
go widze, gdy juz go nie ma. Zaraz obok biergarten. Zimno jak diabli,
ale pijemy z Jurkiem (ktory odebral mnie z lotniska) dobre piwko. Pod
Brama Brandeburgska sniadzi mezczyzni sprzedaja ruskie czapki, medale
i uszanki.

  Na granicy w Olszynie kupa barakow. Trudno mi powiedziec gdzie sie
zaczyna Polska. Jurek szuka kogos zeby mu podbili jakis papier celny.
Polskie 'graniczniki' nie wykazuja zadnego zainteresowania.
Przynajmniej do chwili, gdy Jurek mowi do mnie dosyc glosno "Pokazales
paszport? no to mu pokaz". Na co z okienka wychyla sie mundurowy i
mowi kasliwie "Mu!? to do krowy!". Jestem w Polsce.

  Krzaczki, laski, mgielki i mzawka. Pieknie. Nowa prywatna stacja
benzynowa. Obok nastojaszczyj mobile home. W pisuarze za dwa siki
cztery tysiace. Za chwile w lesie policja lapie nas za jazde stowka
(a trzeba bylo 90). "Dycha za dyche" mowi przyjaznie policjant.
Zadnego ale. Sto tysiecy mandatu i jedziemy dalej. Wroclaw wita
deszczem i dziurami w jezdni.

  Mam ostre zapalenie spojowek. Wizyta w spoldzielni lekarskiej
(Vita). Dzwonie o 8:15. "Niech Pan przyjdzie zaraz! bo doktor jest do
8:30". Niemozliwe. Jestem za daleko. "Wiec niech Pan przyjdzie o
9:30". Czy mozna umowic sie na okreslona godzine - pytam. "Nie trzeba
- niech Pan przyjdzie o 9:30". O 9:30 okazuje sie, ze jestem szosty.
Place 50 tysiecy i siadam w kolejce. O 9:45 pielegniarka spisuje
czekajacych. O 10-tej przyjmuja pierwszego pacjenta. O 11-tej dostaje
trzy recepty do zrealizowania w aptece na parterze (36 tysiecy).

  Obgolone nastolatki pod Ratuszem pija piwo z butelek i kiedy kieruje
kamere w ich strone patrza na mnie bez usmiechu. W 'Feniksie' pelno
towaru. W wejsciu wozki robiace popkorn. Nagle jakas reka zaslania mi
obiektyw i mloda, atrakcyjna sprzedawczyni mowi stanowczo "nie
wolno!". Obok dwaj mlodziency wtracaja sie zaraz "jak nie wolno! co
nie wolno!?". I do mnie: Sprechen Sie Deutsch?

----
Anka: "Wszyscy robia interesy. Nie maja czasu pogadac. Dzwonia tylko,
zeby cos zalatwic albo ustalic. Ja tez bym chciala miec interes..."

Grazyna: "Niedlugo w moim przedsiebiorstwie tylko dyrektorzy zostana,
bo nas zwalniaja bo nie ma pieniedzy. Ale zeby cos dyrektory pokrecily
glowa jak zarobic to tego nie widac. Firmy prywatne w tej branzy
opieraja sie glownie na kontaktach, znajomosciach i dalej na lapowkach.
Wy co wracacie po dziesieciu latach, nie macie szans bo nie znacie
ukladow."

Fela: "Czytam NIE - bo wtedy rozumiem podklad pyskowek w Sejmie."
---

  8:30 rano. Wygladam przez okno. Czterech jezdzcow apokalipsy
trzymajac butelki za szyjki z trudem pokonuje chodnik. A ja
zastanawiam sie czy istnieje jakakolwiek forma wiezi spolecznej.
Nawet, a moze najbardziej, w lokalnym sensie. Ciagle slysze "my" -
znaczy dobrzy, i "oni", nieznani - znaczy zli. Moi znajomi czuja sie
w mniejszosci. Na marginesie i niepotrzebni. Sa skonfudowani faktem,
ze wszyscy w ich otoczeniu glosowali na Unie, a "rzadzi" ZChN.  Wiec
pesymizm i uczucie wyobcowania.

  Prawdziwe zaambarasowanie wystepami Walesy. Akurat Prezydent
pojechal do Niemiec. I choc o tej dupie i nocniku naprawde bylo
niewiele, to trudno to zignorowac. Trudno tez machnac reka na
komentarze z niemieckich gazet, ze propozycje EWG bis i NATO bis sa
wyraznie niedopieczone skoro Prezydent Walesa nie potrafil nic
konkretnego odpowiedziec na pytania 'w tych tematach'.

  Pytam niektorych co wiedza o programie rzadowym. Nikt nie potrafi mi
udzielic nawet przyblizonej i prostej odpowiedzi. To pytanie
najczesciej wywoluje tyrade na temat bylych i obecnych afer
gospodarczych i 'tego co wyprawiaja czarni'. W mediach trwa taniec
chocholow "poszerzajacych" rzad. Zaczal sie grubo przed moim
przyjazdem. Nikt naokolo mnie specjalnie sie tym poszerzaniem nie
przejmuje. Wszyscy maja raczej cyniczny stosunek do terazniejszosci (a
zatem i przyszlosci) politycznej Polski.

  Pierwszy raz dociera do mnie, ze Walesa przynosi wiecej szkody niz
pozytku. Zwlaszcza psychicznego. Zupelnie nie odczuwam jakiejkolwiek
formy identyfikacji z panstwem, jego problemami i przyszloscia. Mowia
nan' "Burak".

  Ide na Politechnike. Duzo pecetow. Duzo dymu papierosowego. Wsrod
pracownikow marazm. Do samej gory. Przyznaje, sytuacja jest trudna i
trzeba byc tytanem zeby z niej wyjsc. Na pecetach supergry. Pierwszy
raz widze 3D Tetris. W stolowce politechnicznej jak bylo. Kompot z
kotla jak za dawnych lat. W Instytucie zapraszaje mnie na seminarium.
Dostaje folie ale jakos nie mozna akurat znalezc pisakow.

  Obiad z daleka kuzynka z Drawska. Oboje z mezem stracili prace w
lokalnych zakladach. Otworzyli piwiarnie. Idzie im to niezle. Spozycie
piwa wzrasta o jedna beczke w dniu wyplat.

  Dwaj panowie koncza piwko na skwerku i z fantazja wala butelkami o
asfalt. Nikt im nie zwraca uwagi. Pewnie ludzie sie boja. Ja tez.
Obawa przed 'kryminalnym elementem' juz dorownuje (albo nawet i
przewyzsza) takiez obawy w duzych amerykanskich miastach. Czy
uzasadnione - nie wiem do konca. Ale codziennie w gazecie jest o
pobiciach, wlamaniach i rozrobach (najczesciej z bronia gazowa).
Czesto przez 14 - 16 latkow. Janusz nosi gazowego 'colta' (wyglada
jak zywy) w kaburze pod pacha. Idzie nowe. Idzie szybko. Zwlaszcza w
tych najbardziej paskudnych objawach. Przemoc, egoizm, glupota.
Dlaczego to pierwsze?

Napis na murze:  SKINI DO GAZU

---
Grazyna: "W wielu szkolach podstawowych i srednich jest problem
narkotykow i zupelnego braku dyscypliny. Strach tam dziecko poslac.
Wiec bogatsi zabieraja swoje dzieci do szkol prywatnych."

Aldona: "Przywiezli nam dziewczyne ze szkoly sredniej. Ktos ja w
ubikacji zlal gazem paralizujacym."

Baska: "Nie moge scierpiec tych mlotow z pieniedzmi. Kiedys nie
musialam sie z takimi stykac, a teraz oni rzadza, a ja nie wiem co z
tym zrobic. Chamstwo z pieniedzmi liczy sie bardziej niz inteligencja
z intelektem."
---

  Piewszy lykend (kopiuje to slowo z jakiegos plakatu zapowiadajacego
"Lykend'92"). Jade w najmniejsze i najwspanialsze gory swiata (bo tyle
tam wspomnien zostawilem) - Skalki kolo Trzcinska. Doktor matematyk
Czesio prowadzi teraz Skalkowe taborisko. Jest slicznie i sielankowo.
W Skalkach wycinka drzewa bo czesc lasu marnieje. Ale lasy dalej
wygladaja okazale i spacery sa znakomite. Wiecej smieci. Tym razem to
juz opakowania po jogurcie i plastikowe woreczki. Drwale pracujacy
przy wycince ukradli Czesiowi rurociag i oltarz lesny. W lesie bylo -
znaczy niczyje.

---
Ksiezulo jakis, w TV: "zaplodnienie poza lonem matki (in vitro) to
pogwalcenie prawa dziecka do matczynego plodu".

Anka: "Zakon Franciszkanow robi znakomite rzeczy dla dzieci
uposledzonych (ruch muminkow i paszczakow).  ...  Nastapila absolutna
deprecjacja wyksztalcenia. Hucpa Solidarnosciowa dorwala sie do
koryta. Korupcja i poczucie bezsilnosci wobec niej sa obezwladniajace.
...  W literaturze nic specjalnego i nowego sie ostatnio nie dzieje."
---

  Wieczorem autobusikiem bardzo przegubowym do F. Wsiadamy przy Dworcu
Glownym. Stoi tam chyba ze sto taksowek (w trzech rzedach). Z tylu
autobusu wytaskuja sie Rosjanie z wielkimi czemodanami.

  F. opowiada o rzeczywistosci gospodarczej. Sytuacja prawna jest
niezwykle pogmatwana, a w dodatku brak dobrej woli na wszystkich
szczeblach. Kazdy dba o swoj interes i swiat jest widziany wylacznie
przez pryzmat strat i zyskow. Julia pracuje w firmie kartograficznej.
Roboty mnostwo - przez zmiany nazw (ulic i wszystkiego).

  Wedruje na Jatki i natykam sie na otwarcie solowej wystawy w galerii
tkanin. Sympatyczne rozmowy. Dostaje kawe i harcerzyka. Filmuje
wszystko dla Anki i rozmawiam z szefowa o stanie sztuki. Ciezko. Zeby
utrzymac galerie, sprzedaje welne. Coraz wiekszy nacisk na zamiane
artystowskich sklepikow na butiki itp. Pocieszam ja, ze w Colorado
jest tak samo.

  Pije sie jak dawniej, pali tez. Dym papierosowy dokucza mi wszedzie.
Odzwyczailem sie. Pewnie bym sie z powrotem przyzwyczail. Chociaz z
paleniem to jest chyba nieco lepiej. Wsrod znajomych pali sie mniej.
Wszedzie niedopalki. Na przystanku tramwajowym, pomiedzy torami, sa
ich setki.

  Staly watek rozmow to samochod. Ameryka jest niby krajem urzadzonym
przez samochod, ale dopiero tutaj widac do czego dominacja auta moze
doprowadzic. Jezdnia jest do jezdzenia, wiec parkuje sie na
chodnikach, wiec chodzi sie po trawnikach. Logiczne.

  Porownuje Wroclaw ze znanymi mi duzymi miastami amerykanskimi. Duzo
podobienstw, ale i tez jedna zasadnicza roznica. Wroclaw wyglada w
moich oczach jak olbrzymia 'zla dzielnica', w ktorej mieszkaja obok
siebie, czasem w rownie absurdalnych warunkach i ukladach, bogaci i
biedni. W przejsciu podziemnym na Swidnickiej koczuje 'szambonurek' z
dwoma psami. Trzy metry nad nim mkna Mercedesy za pol miliarda. Polska
kraj kontrastow. Pomiedzy rozwalajacymi sie kamienicami staja nowe
plomby. Moze to podciagnie i reszte. Ale na razie ludzie sie zachowuja
jakby im brud, kurz i degeneracja ulic i budynkow nie przeszkadzala.
Oby tylko ich wlasne rzeczy funkcjonowaly.

  Tkanka gospodarcza to lekko obrzekniete trzydziestoparolatki w
bialych skarpetkach z interesownym wyrazem zaaferowania na twarzy.
Starsi ludzie przemykaja sie w cieniu. "Zatrudnie mloda, ladna
ekspedientke". Wczesny a pazerny kapitalizm powoduje, ze w
rownouprawnieniu kobiet nic sie dobrego nie dzieje. Ze o losach kobiet
decyduja mezczyzni. Jak wszedzie zreszta. Swiatlejsze kobiety
protestuja, 'ale kto by tam bab sluchal'.

  Teraz sa rekolekcje, co w praktyce oznacza zaburzenie (a czasem i
zawieszenie) normalnego funkcjonowania szkoly. O dziwo niewiele sie o
tym mowi. Dowiaduja sie, ze tak jest z przypadkowej rozmowy. Pytam
znajome nauczycielki co sie dzieje z niewierzacymi dziecmi. "Nie wiem"
slysze.

  Ale im bardziej rozmawiam to staje sie oczywiste, ze "problemu"
niewierzacych prawie nie ma. Nawet niewierzacy sa "wierzacy" gdy
siedza cicho.  Religia ma byc na swiadectwie. Jak kto niereligijny to
moze miec 'etyke'. Tylko nauczycieli etyki nie ma i nie wiadomo jak
tego uczyc. Ale nie bedzie chyba problemu, bo rodzice 'dla swietego
spokoju' posylaja dzieci na religie. Niewierzacy rodzice tez.
Rownoczesnie w domu lza "czarnych". Kiedys tak zaliczalismy 'Podstawy
Marksizmu'...

  Seminarium w Instytucie. CASE - Why & How. Folie przygotowalem po
angielsku bo mi nijak nie szlo inaczej, ale mowilem po polsku. Mowilo
mi sie opornie, choc sluchacze twierdzili, ze nie zauwazyli. Juz dawno
sie tak nie nameczylem przez poltorej godziny wykladu. Kilka razy
zwracalem sie o podporke jezykowa do doktorantow siedzacych pod
sciana. Odpowiadali mi zazwyczaj angielskim teminem. Ja: debugger?
Oni: debugger! Wsio charaszo. Choc byli ciekawi to wykladu nie
przerywali. Jestem przyzwyczajony do bardziej agresywnej, zywej sali.
Moze zapomnialem jak to bylo. Z pytan wynikala niemoznosc i marazm.
Smutne.

  Rozmowy z profesorami i adiunktami (szanowanymi za wklad naukowy w
szerokim swiecie). Jest calkiem dobry sprzet (tzn. dobre pecety).
Pomieszczenia wygladaja marnie. Kurz. Ludzi pala. Rozmawiam z
profesorem i adiunktem. Pytaja czy pale. Gdy odpowiadam, ze nie, obaj
zapalaja. Kontynuujemy rozmowe.

(Wyjazd)

  Pakuje sie. Wyrywam cale strony z Wyborczej. Pakuje ksiazki dla
moich dziewczyn, pol litra bimbru, kalosze dla malej Hanki, 6 godzin
video. Wieczorem ostatnie 'posiady'. Wiesio opowiada o nocnym zyciu
(w wersji ulicznej). Obecna cena 200, 300 tysiecy za 'numer'. O
czwartej rano wyjezdzamy do Berlina.

Na pytania kiedy znowu przyjade odpowiadam wymijajaco.

-----------------------------

Jacek Walicki

PS: Dziekuje Rafalowi Konopce za konstruktywne uwagi.

________________________________________________________________________

Tomek Sendyka (sendyka@pdfvax.lrsm.upenn.edu)


                    RODNEY KING - NASZA WSPOLNA WINA?
                    =================================


  Wlacza sie teraz radio - zamieszki w Los Angeles, wlacza sie telewizor
- zamieszki w Los Angeles, pralki nie wlaczam, ale pomyslalem sobie, ze
nic sie nie stanie, jezeli po wlaczeniu komputera tez wyskoczy komentarz
na temat losangelitanskich zamieszek.

  Wyroku uniewinniajacego nie spodziewalem sie, podobnie jak chyba
wiekszosc ludzi sledzacych te wydarzenia. Bardzo nie lubie procesow
pokazowych, tak dobrze nam znanych z okresu Polskiej Rzeczpospolitej
Ludowej, a proces czterech policjantow oskarzonych o pobicie pijanego
kierowcy byl w pewnym sensie takim procesem.

  Czterech ludzi odpowiadalo za pobicie czlowieka, a patrzyla na to cala
Ameryka. Cala Ameryka spodziewala sie przykladnej kary. Ale dla mnie
bylo to oczekiwanie na igrzyska. Tych czterech policjantow mialo zostac
rzuconych na pozarcie gawiedzi, odpowiedziec nie tylko za to pobicie,
ale i za wszystkie inne pobicia i naduzycia policji w Los Angeles, i
reszcie Stanow Zjednoczonych. A takze mieli oni byc czastka wyrownania
rachunku za wszystkie potworne krzywdy, za lata niewolnictwa, segregacji
czy reganomike rujnujaca wielkomiejskie getta.

  Wyrok "niewinni" przyjalem z ulga. Spodziewalem sie ostrych slow i
protestow, ale to, co sie stalo, przeszlo moje oczekiwania.

  Tradycja sadownictwa amerykanskiego, opartego na Magna Carta, mowi, ze
sadzic powinni rowni oskarzonemu ("peers"), wiec przeniesienie miejsca
procesu i co za tym idzie dobor sedziow przysieglych nie szokowal mnie
i nie oburzal. Komentatorzy sa zgodni, ze gdyby proces odbyl sie w
centrum Los Angeles, to wynik bylby inny. Zapewne tez kilku z ludzi,
ktorzy pladrowali sklepy, znalazloby sie wsrod przysieglych.

  To, co stalo sie w Los Angeles, to co wszyscy widzielismy w telewizji
(nawet ja, mimo iz telewizora nie posiadam, ani nie znam soltysa, co
firanek nie zasuwa, odwiedzalem znajomych, zeby cos poogladac), pozwala
mi zrozumiec brutalne zachowanie policjantow. Oni wiedza, co sie w
miescie dzieje, a sa tez tylko ludzmi, rodzicami, malzonkami, sa
odpowiedzialni za swoje zycie. Na codzien sa odpowiedzialni za
bezpieczenstwo w tych najgorszych zakatkach miasta. Jezeli czlowiek nie
zatrzyma sie na wezwanie i nie podporzadkuje wezwaniom, obrywa, zanim
sam zdazy zbic policjantow. Jest to zle i odrazajace, ale najlatwiej jest
w takiej sytuacji powiedziec "winny". Pytanie tylko, kto jest winny i do
jakiego stopnia.

  Nie wiem, czy wszyscy zdaja sobie zprawe, ze czesto pobicie przez
policje jest jedyna kara, jaka spotyka przestepce za niewielkie
wykroczenia. Prawie rok temu zostalem poproszony o zawartosc portfela
przez niezbyt ladnie wygladajacego, acz dosc grzecznego czlowieka.
Moj rozmowca poinformowal mnie, ze jak sie nie przestane ociagac, to
wyjmie on rewolwer. Wkrotce oddalil sie w pospiechu. Nie na dlugo
jednak, zostal zatrzymany przez policje kilka minut pozniej. Po
spisaniu raportu zostalem poproszony bardzo grzecznie przez policjantow
o laskawe zjawienie sie na rozprawie. Zjawilem sie, ale oskarzony sie nie
zjawil. Wypuszczono go, bo w areszcie nie ma miejsca. Dwa dni pozniej
widzialem go na tym samym rogu. Spedzilem wowczas troche czasu na
rozmowach z policjantami. Bardzo jest to dla nich frustrujace, jak lapia
czlowieka, niejednokrotnie z narazeniem wlasnego zycia, ktory zaraz
potem wychodzi na wolnosc i dalej stanowi zagrozenie dla otoczenia.
Jedyne co tak naprawde mozna zrobic, to mu przylac. Za burmistrza Rizzo,
w mojej Philadelphii bicie przez policjantow bylo standardowa praktyka.

  Jaki ma pasc wyrok w procesie tego - jak by na to nie patrzyc -
odrazajacego procederu? Ja mowie "winny". Ale nie powiedzialbym
"winny" w procesie policjanta zlapanego na goracym uczynku. Bo on
jest najmniej w tym wszystkim winien. A juz na pewno nie powinien taki
policjant zostac "przykladnie ukarany", za wszystkie zbrodnie,
o ktorych za chwile.

  Wiec kto tu jest winny? Do niedawna moglem powiedziec "nie ja".
Moglem powiedziec, ze zaden z moich przodkow nie handlowal niewolnikami,
nie wyzyskiwal ich na plantacjach bawelny, ani nie wyrzucil ich jak
smieci bez szans na normalne wyksztalcenie, gdy przyszly maszyny i mozna
juz bylo czarnych niewolnikow wyzwolic. Zaden z moich przodkow nie
czerpal korzysci z takiej sily roboczej, a co za tym idzie z dynamicznie
rozwijacego sie dobrobytu. W tym roku dostalem Zielona Karte i powoli
doszlo do mojej swiadomosci, ze jestem teraz jednym z winnych. Wchodzac
to tego Wspanialego Kraju, przejmuje na siebie czastke winy za potworne
grzechy, na jakich ten kraj zostal zbudowany i jakie popelnili
nieliczni w sumie ludzie i do tego dawno temu. Obecna Ameryka, to
przeciez zespol ludzi, ktorych przodkowie w wiekszosci przyjechali juz
na gotowe, gdy cale zlo zostalo juz popelnione, gdy Indianie zostali
juz przegnani na zachod, zapedzeni do rezerwatow, nieodwracalnie
zniszczeni wraz ze swoja kultura i tradycjami. We wspolczesnej Ameryce
malo jest ludzi, ktorych bezposredni przodkowie dorobili sie na
plantacjach bawelny. Wiekszosc przyjechala - podobnie jak i ja - juz po
wszystkim, kiedy to Afrykanczycy stali sie juz tylko niepotrzebnym
balastem w tym pieknym, kwitnacym kraju.

  No i zapomniano o problemie. Do lat szescdziesiatych sytuacja tych
zapomnianych Amerykanow byla bardzo zla. Wybuchlo to dosc nagle i
wszystkich obudzilo. Dostrzezono problem. Tylko nie bardzo bylo
wiadomo co z tym zrobic. Powstaly najrozmaitsze programy w rodzaju
"equal opportunity", czy "affirmative action". Wprowadzono na sile
rownouprawnienie, ktore tylko zaostrza konflikty rasowe. Upycha sie
Afrykanczykow i wszystkich innych reprezentantow uposledzonych
spolecznie grup tam, gdzie sie da, i demonstruje Urbi et Orbi, ze tak
nalezy postepowac. Tylko ze denerwuje to zarowno ludzi, ktorzy nie
dostaja awansu, czy tez pieniedzy na studia dlatego, ze sa biali, jak
i nie satysfakcjonuje spoleczenstw owych mniejszosci, dla ktorych jest
to nie tylko kolejny pic na wode, ale i zabieranie im najwartosciowszych
jednostek, ktore wejda w normalne zycie w spoleczenstwie bialej
wiekszosci zapominajac o reszcie, ktora szybko przeistacza sie w
warstwe marginesu.

(Wyrywanie Afrykanczyka z jego srodowiska i urzadzanie go w swiecie
bialego czlowieka nazywa sie od niedawna w "social sciences"
klarencyzmem - tlumaczenie moje slowa "clarencism" - od Clarence'a
Thomasa, ostatnio nominowanego sedziego sadu najwyzszego).

  No i dzialania takie, choc w zamysle szlachetne, przynosza troche
szkod i troche korzysci. Ale problemu w zadnym stopniu nie rozwiazuja.
Bo co z tego, ze Afrykanczycy beda stanowic iles procent tu i tam, jak
przewazajaca ich masa w wielkich miastach nadal nie bedzie miec
zielonego pojecia o tym, co to jest swiat, nie mowiac juz o mozliwosci
zdobycia elementarnego wyksztalcenia. Co z tego, ze maja oni te same
prawa obywatelskie?

  Maja te same prawa, i Ameryka tym sie szczyci, pokazuje to calemu
swiatu i co wiecej przykazuje postepowac swoim szlakiem. A jak ktos ma
inne zdanie, to nawet nakazuje to roznymi sankcjami.

  Rowne prawa dac bylo latwo, to nic nie kosztowalo. Przynajmniej w
danym momencie. Ale czy nie trzeba bylo dac czegos wiecej?
Wyksztalcenia? Odrobiny szacunku i serca? Przygotowac jakos tych
niechcianych przybyszow do zycia w spoleczenstwie, w ktorym sie
niechcacy znalezli? A moze nawet z pustymi prawami troche zaczekac?
Czy aby na pewno ma Poludniowa Afryka podazac amerykanskim szlakiem?

  Mamy, co mamy, jest ZLE, i bedzie jeszcze gorzej. W gettach w
wielkomiejskich aglomeracjach tylu zawodowo czynnych mezczyzn nie ma
pracy, i nawet nie probuje jej znalezc. Dla dzieci, ktore rosna w tych
osiedlach, narkotyki i zablakane kule sa chlebem powszednim.
Rosnie kolejna stracona generacja. Ameryka ma wielki problem, ktorego
nie rozwiaze jeden pokazowy proces, ani nawet "affirmative action"
i inne programy wziete do kupy. Jest to juz bowiem problem kazdego
z nas indywidualnie, kazdego, kto tu mieszka. Placimy za niewolnictwo,
i za pospieszne wyrzucenie milionow ludzi na smietnik.

  A co mozemy zrobic? Chyba tylko tyle, ze dotrzemy z oswiata
na samo dno getta, ze mlodemu pokoleniu pokazemy inny swiat, w ktorym
bedzie moglo ono zyc, i ktory prawnie do niego tez nalezy. I o ile dla
pokolenia zawodowo (nie)czynnego chyba nie ma juz ratunku i jedynym
srodkiem jest niekiedy twarda policyjna palka, to musimy myslec o tym,
ze trzeba jakos odpowiedzialnie inwestowac w mlodziez.


Tomek Sendyka

________________________________________________________________________

Andrzej Kobos (kobos@krdc.int.alcan.ca)


                             NIESCISLOSC
                             ===========

Szanowny Redaktorze,

	Wstyd mi sie przyznac, ale dopiero dzisiaj zauwazylem
niescislosc i blad w pewnej dacie, przytoczonej przez Zbigniewa Paska
w Spojrzeniach nr. 19:

>	Zbigniew J. Pasek

>              HISTORIA POLSKI DZIEN PO DNIU - MARZEC

> 7. 1945 Aresztowanie przywodcow AK przez NKWD


	Sadze, ze chodzi tutaj o aresztowanie 15 przywodcow Polski
Podziemnej, z ostatnim dowodca wtedy juz rozwiazanej Armii Krajowej,
gen. bryg. Leopoldem Okulickim, ps. "Niedzwiadek". Aresztowanie to
nastapilo w dniach 27 i 28 marca w Pruszkowie. Gen. Okulicki zostal
aresztowany 27 marca i byl jedynym "przywodca" AK w tej grupie.
Pozostali byli politykami cywilnymi. (16-ty polityk zostal aresztowany
wczesniej). Gen. Okulicki zostal najprawdopodobniej zamordowany przez
NKWD w wiezieniu na Lubiance w Moskwie 24 grudnia 1946 r.

	Natomiast, rzeczywiscie, 7 marca 1945 r., zostal przypadkowo
aresztowany przez NKWD w Milanowku gen. brygady Emil Fieldorf, wowczas
dowodca organizacji "NIE". [...]


Andrzej Kobos

________________________________________________________________________

Wlodzimierz Holsztynski (wiltel!wlod@uunet.uu.net)

                       A PROPOS GIEDROYCIA
                       ===================

W swoim kolejnym imponujacym artykule w "Spojrzeniach" nr. 22 p.t.
"Cud wydawniczy, czyli Instytut Literacki Giedroycia", Tadeusz
Gierymski przypomnial nam, jak niezwyklym bylo przedsiewziecie
Giedroycia, czlowieka, ktory na wielkie czerwone slonce porwal sie majac
tylko motyke i sile ducha (zreszta czarne slonce bylo Giedroycowi rownie
wrogie).

Tadeusz Gierymski wspomina tez pewne historyczne fakty, ktore raz
jeszcze, implicite, ilustruja teze o organicznej jednosci komunistow
(czy tez ekstremalnej lewicy) i faszystow/szowinistow (ekstremalnej
prawicy). Na ten szczegolny przypadek znanego powiedzenia, o spotykaniu
sie przeciwleglych skrajnosci, ludzie zwrocili uwage juz od dawna.
(Ostatnio ten poglad byl przypomniany na lamach "Spojrzen" przez Jurka
Krzystka i mnie w "Spojrzeniach").

W artykule Tadeusza czytamy nastepujacy cytat z Michnika:

	Na wygnaniu Kultura oskarzana byla o kryptokomunizm,
	przez prase w Polsce o zwiazki z agenturami szpiegowskimi
	na zachodzie, a gdy ostro zjechala rzad za kampanie
	antysemicka w 1968 r., o syjonizm.

Pozornie, dwie strony, super-lewa i super-prawa mowia rozne rzeczy.
Ale bija w te sama/ instytucje. Obiektywnie patrzac, a nie na slowne
detale, obie "super-strony" dzialaja w pelnej "harmonii" ku nieszczesciu
wiekszosci z nas. W tym wypadku ich zgodnie nienawistna reakcja byla
skierowana przeciwko "Kulturze".

[...]

Wlodzimierz Holsztynski

________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)

Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne w formie 'compressed'
dostepne przez anonymous FTP, adres: 
(128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish.

____________________________koniec numeru 24____________________________