______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 10.04.1992.                                      nr. 20
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

      Witold Karczewski - Pismo do dyrektorow instytutow naukowych
        Hugon Karwowski - Odpowiedzialnosc za slowo - polemika 
Jurek Krzystek, Wlodzimierz Holsztynski - 360-stopniowe wahadlo
       Michal Radgowski - Ustroj
          Tomasz Wlodek - Massada (cz. II)
           Jerzy Wojcik - Zbyszek Cybulski
    Elzbieta Chelkowska - O profilu "Spojrzen" - list do redakcji
   Maciek Bl\asikiewicz - Strata czasu? - list do redakcji
_______________________________________________________________________

Od red. [J.K-ek]: Wydaje sie, ze wiekszosci czytajacych te slowa
nieobce jest zainteresowanie stanem nauki polskiej. Wiedza nasza
zalezy jednak od posrednich najczesciej informacji. Sadzimy wiec,
ze moze Panstwa zainteresowac autentyczny dokument zawierajacy
konkretne liczby, przyslany nam przez Romka Kotowskiego z Warszawy.
W pozostalej czesci numeru prezentujemy glos Hugona Karwowskiego 
polemizujacy z esejem Andrzeja Kobosa z numeru 18, kontynuacje reportazu 
Tomka Wlodka z Izraela oraz inne teksty. Szczegolnie jestesmy wdzieczni 
za listy do redakcji, choc akurat dwa zamieszczone prezentuja
calkowicie odmienny poglad na te sama sprawe.
_______________________________________________________________________

						Warszawa, 1992-03-10
PRZEWODNICZACY
  KOMITETU
BADAN NAUKOWYCH

				Do
				Panow/Pan Dyrektorow/Kierownikow

				- Instytutow i innych placowek
				  Polskiej Akademii Nauk
				- Instytutow i innych jednostek
				  badawczo-rozwojowych


Ustawa o prowizorium budzetowym okreslila wydatki na badania
naukowe w pierwszym kwartale 1992 r. na poziomie 1 054 mld zl.
Obliczenia przeprowadzone przez Komitet Badan Naukowych
wskazuja, ze minimalna kwota niezbedna dla racjonalnego
prowadzenia badan w Polsce - po dokonaniu niezbednej
restrukturyzacji - wynosi 10 000 mld zl w calym roku 1992.

Kryzys budzetu Panstwa zwiazany z utrzymujaca sie recesja
stwarza jednak trudniejsza sytuacje; kwoty przewidziane na
nauke w najnowszej wersji projektu budzetu na 1992r. wynosza
zaledwie 7.5 bln zl., tj. ok. 70% podanej wyzej sumy. Zmusi to
KBN do zaostrzenia polityki "trudnego pieniadza", a placowki
naukowe do wprowadzenia calego szeregu pociagniec
restrukturyzacyjnych. Przewiduje sie, ze 40 - 45 % tegorocznego
budzetu skieruje sie na finasowanie dzialalnosci statutowej
jednostek naukowych i badawczo-rozwojowych. Utrzymane bedzie
ostre zroznicowanie miedzy jednostkami zaliczanymi do kategorii
A, B i C; proporcje przyznawanych srodkow ukladac sie beda
odpowiednio jak 3,6 : 1,8 : 0,5. Nalezy przy tym stwierdzic, ze
nawet jednostki zaliczane do kategorii "A" beda zapewne zmuszone
do racjonalizacji swych dzialan.

W obliczu przedstawionej wyzej sytuacji, widze pilna koniecznosc
dokonania glebokiej reformy na poziomie placowek (jednostek)
naukowych. Celem tej reformy musi byc zapewnienie mozliwosci
prowadzenia najwazniejszych, najbardziej wartosciowych badan, a
takze zachowanie potencjalnych szans szybkiego rozwoju wowczas,
gdy nastapi poprawa sytuacji finasowej nauki.

Komitet Badan Naukowych nie moze formulowac wytycznych dla
poszczegolnych jednostek naukowych. Wydaje sie jednak pewne, ze
przy planowaniu decyzji dotyczacych biezacego roku niezbedne
bedzie w kazdej placowce:		

1. Okreslenie zakresu i tematow badan, ktore beda prowadzone.
Nalezy tu zastosowac ostre kryteria poziomu naukowego,
weryfikowalnej przydatnosci praktycznej oraz mozliwosci i
potrzeby pespektywicznego rozwoju - w zgodzie z interesami
Panstwa. 

2. Staranne i oszczedne zaplanowanie kosztow restrukturyzacji w
najblizszych miesiacach, a w szczegolnosci zas:

- kosztow wynagrodzen dla pracownikow zwalnianych;
- kosztow wynagrodzen i odpraw w przypadku zwolnien grupowych;
- kosztow likwidacji, badz "zamrozenia" czesci zaplecza
  badawczego placowki.

3. Zapewnienie mozliwie optymalnych warunkow pracy i wynagrodzen
pracownikom pozostajacym w jednostce. Komitet sugeruje
Dyrektorom wprowadzenie uprzywilejowan placowych ("dodatkow
stabilizacyjnych") dla najzdolniejszych mlodych pracownikow
naukowych i dla najwyzej notowanych specjalistow. Nie po raz
pierwszy zwracamy uwage, ze utrzymanie mlodej kadry w placowkach
naukowych i badawczo-rozwojowych jest warunkiem sine qua non
rozwoju tych jednostek, a jej odejscie grozi w niedalekiej
przyszlosci upadkiem nawet najlepszych z nich.

4. Poczynienie wszelkich mozliwych (ale i racjonalnych)
oszczednosci w wydatkach biezacych.

5. Bardziej aktywne, niz dotad, ubieganie sie o srodki finansowe: 

- z innych strumieni finansowania KBN (granty, projekty celowe,
projekty zamawiane, DOT);
- ze zrodel pozabudzetowych, takich jak sprzedaz wynikow prac,
dzialalnosc gospodarcza, srodki fundacji, pomoc zagraniczna; np.
wykorzystanie tej ostatniej jest - mimo znacznych i coraz to
rosnacych mozliwosci (NATO, EWG) - niewielkie.

Pragne z naciskiem podkreslic, ze srodki przekazywane jednostkom
w najblizszych miesiacach musza pokryc koszty koniecznych
pociagniec restrukturyzacyjnych i nie powinny byc przeznaczone
na utrzymywanie obecnego stanu posiadania w niezmienionym
ksztalcie. Ponownie stwierdzam, ze wszelkie odwolania od decyzji
Komitetu beda mialy znacznie wieksze szanse uwzglednienia, gdy
jednostka przedstawi podjete przez przez nia konkretne dzialania
restrukturyzacyjne. Odpowiedzialnosc za niepodjecie w pore
koniecznych, starannie przemyslanych krokow obciazy kierownictwa
placowek, ich rady naukowe, a takze organy nadzorujace, ktore
powinny aktywnie korzystac ze swoich uprawnien na podstawie
wlasnego rozeznania potrzeb wlasnych.

Chcialbym zwrocic Panstwa uwage na znaczenie stanowiska, jakie
zajma w obecnej sytuacji zwiazki zawodowe i inne ciala
spoleczne. Nieustepliwe stanowisko rewindykacyjne moze latwo
doprowadzic do szybkiej likidacji jednostki, natomiast
uczestnictwo w ustalaniu, a takze poparcie racjonalnych i
merytorycznych kryteriow restrukturyzacji (chodzi tu zwlaszcza o
pozytywna selekcje pracownikow) moze znacznie zwiekszyc szanse
przetrwania i przyszlego rozwoju placowki. Komitet Badan
Naukowych zrobi ze swej strony wszystko, aby decyzje budzetowe
dotyczace nauki uwzglednialy cywilizacyjne, strategiczne cele
Panstwa, ktore pokrywaja sie w znacznej mierze z interesami
srodowiska naukowego. Ten obszar wspolnych interesow jest i
bedzie przedmiotem szczegolnej troski KBN.


			prof. Witold Karczewski

nadeslal: Romuald Kotowski (rkotow@lkg1.ippt.gov.pl)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A teraz sytuacja jednego konkretnego instytutu (IPPT PAN w Warszawie) 
wg. Romka Kotowskiego:

Wg wiarygodnych danych uzyskanych wczoraj (2.04.92) sytuacja wyglada 
tak: KBN (Komitet Badan Naukowych) obiecal nam na caly 1992 rok 10.5 
mld zl na dzialalnosc statutowa oraz 750 mln na DOT (dzialalnosc 
ogolnotechniczna, czyli np. kupno ksiazek i czasopism).
 
W pierszym kwartale dostalismy 2.5 mld zl. Miesiecznie na przezycie 
(pensje sa b. niskie, z miesiaca na miesiac nizsze) Instytut potrzebuje 
ok. 3 mld zl czyli rocznie 12 * 3 = 36 mld, a od pierwszego kwietnia 
znow wzrosly ceny za energie, co dopiero rozpoczyna lancuszek powyzek 
ciagnionych.

________________________________________________________________________
 
Hugon Karwowski (hugon@tunl.bitnet)
 

               ODPOWIEDZIALNOSC ZA SLOWO - Polemika
               ====================================
 

W swoim eseju o Lecu i o zdradzie ["Spojrzenia" nr. 18] Andrzej Kobos 
pyta, czy mozna zapomniec poecie jego przestepstwa polityczne i po 
prostu cieszyc sie pieknem dziela. I odpowiada, ze odmawia swojego 
uznania, cytuje: "zdrajcom i tchorzom niezaleznie od ich zaslug".
 
Obawiam sie, ze moje zycie wewnetrzne bardzo by sie zubozylo, gdybym
przed wzieciem ksiazki do reki badal, kto jest a kto nie jest godny
czytania. Mielismy w historii literatury polskiej wielu poetow i
pisarzy, ktorzy nie popisali sie specjalnie swoja postawa patriotyczna.
Mielismy bawidamka i dziwkarza Trembeckiego, jeszcze wczesniej
Orzechowskiego, potem przedstawianego carowi w 1832 roku Krasinskiego.
Mielismy wielu innych zyjacych pod zaborami i podlizujacych sie carowi
albo cesarzowi. Mielismy w miedzywojennym dwudziestoleciu faszyzujacego
Nowaczynskiego i komunizujacego Kruczkowskiego. Trudno nawet zliczyc
tych, co brali stypendia i talony na malego Fiata od Zwiazku Literatow
Polskich pod wodza Jaroslawa Iwaszkiewicza - lista nieczystych jest
dluga, a bohaterow krotka.
 
Pojawia sie wiec kwestia, gdzie nalezy polozyc kreske. I jak juz ktos
zrobi jedno, dwa czy wiecej swinstw, to czy ma byc w rezultacie
potepiony na wiecznosc? Wziawszy jako pierwszy lepszy przyklad Czeslawa
Milosza, czy mam mu juz reki nie podawac, bo byl dyplomata
reprezentujacym komunistyczny rzad? A co z panem Iksinskim, ktory
donosil do UB na swojego kolege literata, zeby przyspieszyc wydanie
swojej ksiazki? A co z panem Ygrekowskim, ktory za tlumaczenie
enerdowskiej poezji otrzymal od Honeckera order plus tydzien wakacji w
osrodku wypoczynkowym dla Hitlerjugend czy jak tam ich zwal? Wielu z
tych, ktorzy grzeszyli flirtem z komuna w latach szescdziesiatych,
zwalczalo aktywnie teze komune pietnascie lat pozniej. Nie do mnie
nalezy wydawanie im cenzurki za caloksztalt dzialalnosci i decydowanie,
czy powinni isc do nieba, do piekla czy do czyscca.
 
W swoim oburzeniu na Leca, ktory napisal wiersz o Stalinie, kiedy dzieci
zamarzaly, a patrioci jechali na Kamczatke, Andrzej pomija zupelnie
kwestie motywacji, ktora prowadzila ludzi do tego, co z perspektywy lat
wyglada na jawna zdrade. Nie wiem, czy Lec pisal te bzdury bo sie bal,
czy dlatego, ze chcial zrobic kariere, czy dlatego ze potrzebowal
pieniedzy na chleb i maslo dla ciezko chorej matki. Trudno jest wydawac
wyrok bez znajomosci okolicznosci lagodzacych i obciazajacych.
 
Jest tez prawdopodobne, ze Lec moze po prostu w ten socjalizm i
wszechswiatowa rewolucje wierzyl. Jak pisze Milosz w 'Historii
Literatury Polskiej' Lec komunizowal na dlugo przed wojna. Mozna go
oczywiscie piecdziesiat lat pozniej nazwac glupcem, ale wahalbym sie
nazwac jego pean na czesc Stalina 'dnem sluzalstwa'. Byl to raczej
wyraz pogladow, ktore Lec wyznawal od dawna. Warto tu moze dodac, za
Miloszem, ze po swoich wyczynach we Lwowie Lec spedzil dwa lata w
niemieckim obozie koncentracyjnym. Udalo mu sie cudem uniknac smierci i
po ucieczce z obozu bil sie z Niemcami w komunistycznym podziemiu.
Wyglada wiec na to, ze jego poglady wyrazone w cytowanym przez Andrzeja
wierszu nie byly czystym koniunkturalizmem. Nie o to tu jednak chodzi,
czy Lec byl czy tez nie byl swinia.
 
Nie probuje usprawiedliwiac niczyjej podlosci, wiem natomiast, ze
potepiac jest latwo, trudno natomiast przewidziec, jak sami bysmy sie
zachowali w Auschwitz czy na Kamczatce. I co bysmy zrobili, gdyby
jedynym sposobem ocalenia wlasnego zycia bylo zostac kapo albo napisac
donos na przyjaciela. Przypominaja mi sie tutaj slowa mojego
przyjaciela, uczestnika kampanii wrzesniowej, obrony Tobruku i kampanii
wloskiej, kilkakrotnie odznaczonego za odwage na polu bitwy. Na pytanie
dlaczego nie wrocil w 1946 roku do Polski, gdzie proponowano mu katedre
uniwersytecka, odpowiedzial krotko: 'Balem sie, ze sie zeswinie'.
 
I nie wiem, czy lepiej byloby dla ludzkosci, zeby poeta Lec zdechl w
lwowskim wiezieniu z patriotyczna piesnia na ustach, czy tez moze lepiej
sie stalo, ze napisal wiersz o Stalinie i mial szanse potem zrobic w
zyciu cos pozytecznego (czy zrobil, tego nie wiem). Nie jest tez dla
mnie jasne, dlaczego decydujaca role w moich moralnych ocenach mialoby
odgrywac kryterium wiernosci sprawie narodowej, a nie na przyklad cnoty
rodzinne czy obywatelskie.
 
Bohaterstwo, rozlewanie krwi za idee i romantyczny stosunek do historii
byly i sa w Polsce znacznie popularniejsze niz praca. Mozna oczywiscie
argumentowac, ze bez Powstania Styczniowego nie byloby niepodleglosci w
1918, a bez Powstania Warszawskiego nie byloby obecnej wolnej RP. Ale
mozna tez argumentowac, ze obecna RP bylaby znacznie lepsza, gdyby tylu
znakomitych ludzi nie zginelo w sierpniu 1944 roku. Na personalna nute,
trudno mi uwierzyc, ze moj stryj Hugon powinien byl obrazony uderzyc w
1940 gestapowca w twarz - w rezultacie czego nikt juz go zywego nie
widzial. Moze lepiej byloby dla Polski, gdyby zachowal swoj oficerski
honor na lepsza okazje i dalej leczyl gruzlikow w Zakopanem.
 
Na koniec, zyczylbym sobie i Andrzejowi, zebysmy mieli dokladna miarke,
kto jest a kto nie jest wart naszego szacunku. I zeby ta miarka
stosowala sie nie tylko do poetow, ale tez do politykow, dzialaczy
spolecznych i innych ludzi, ktorym tak czesto przyczepiamy etykietke
komucha, ubeka czy faszysty. I zeby ta miarka przeliczala na te same
jednostki swinstwa pisanie wierszy o Stalinie, bicie Murzyna, kopanie
lezacego, molestowanie dzieci i glosowanie na kandydatow frontu
jednosci. A jak takiej miarki nie mamy, to moze lepiej byloby
powstrzymywac sie od odzegnywania innych od czci i wiary.
 
Hugon Karwowski

________________________________________________________________

Jurek Krzystek
Wlodzimierz Holsztynski (wiltel!wlodek@uunet.uu.net)
 
                          360-stopniowe WAHADLO
                          =====================
 
Wstepna notka:
~~~~~~~~~~~~~~
 
Inicjatywa napisania tego artykulu wylonila sie dzieki prywatnej
wymianie listow, w wyniku ktorej ustalilismy, ze mamy zgodne
poglady na poruszone ponizej tematy.
 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
     Kiedy w 1945 upadl faszyzm, inteligencja wielu krajow Europy
rzucila sie w objecia komunizmu. Sympatie dla tego ustroju i ZSRR
byly zreszta obecne i wczesniej, przed II Wojna, zas rosly w miare
sukcesow militarnych i kolonialnych bloku komunistycznego, popartych
rosnacym arsenalem atomowo-rakietowym.
 
     Przyczyny tego 'zniewolenia umyslow' sa rozliczne i opisane
przez lepszych od nas autorow, pominiemy je wiec w tym miejscu.
 
     W kazdym razie wahadlo zaczelo sie w 1945 roku raptownie
przesuwac na lewo, aby osiagnac skrajne polozenie gdzies we
wczesnych latach 50-tych (przed XX Zjazdem KPZR).
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
     W 1991 roku upadl ZSRR i w zasadzie rowniez komunizm. Coz wiec
daje sie zaobserwowac w zachowaniu sie wielu intelektualistow,
zwlaszcza w bylych demoludach? Przede wszystkim reakcje w pewnym
sensie przypominajaca te z 1945 roku, tylko au rebours. Poglady
prawicowe sa wyraznie lepiej widziane od lewicowych.
 
     Wahadlo AD 1992 przesuwa sie z kolei coraz bardziej na prawo.
 
     Nie byloby w tym nic zlego, gdyby ruchy wahadla byly silnie
tlumione i potrafily sie zatrzymac w punkcie rownowagi. Tak jednak
nie jest i po przekroczeniu tego punktu mozna zaobserwowac,
jak w wielu przypadkach pojawiaja sie poglady skrajne, a nawet
quasi-faszystowskie. Mysle, ze wiele osob je gloszacych jest w
stanie sie za to okreslenie obrazic, gdyz w Polsce faszyzm jest
kojarzony natychmiast z nazizmem. A jednak istnialo i istnieje wiele
oblicz faszyzmu, ktorych nazizm byl jedynie sublimacja. Polska
skrajna przedwojenna prawica na przyklad byla silnie antyniemiecka
i antynazistowska, ale wcale nie skrywala swej sympatii do faszyzmu
wloskiego lub hiszpanskiego.
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
     Powyzsze slowa sa nieco gole, przydaloby sie wiec troche
przykladow na udowodnienie tej tezy. Siegnijmy wiec do wybranej dosc
przypadkowo prasy i literatury krajowej i emigracyjnej.
 
     Jednym z objawow wahadla jest gloryfikowanie przeszlosci, ktora
raz juz zostala uznana za malo chlubna, pod pozorem, ze ta negatywna
opinia zostala urobiona przez komunistow.
 
     Niedawno w kraju zostala wydana ksiazka Jerzego Malewskiego
"Ptasznik z Wilna", poswiecona postaci Jozefa Mackiewicza. Mialem
ja/ (JK) w rekach tylko krotko, nie przeczytalem wiec calosci. Z
tego, co zauwazylem, nie dostarcza ona wielu nieznanych przedtem
faktow z przeszlosci pisarza, lecz zajmuje sie glownie jego
apologetyka.
 
     Z kolei w numerze 1/2 tegorocznej "Kultury" ukazal sie
zbiorowy list protestujacy przeciw wypowiedziom publicznym licznej grupy 
osob (w grupie tej sporo nazwisk, wsrod nich Wladyslawa Bartoszewskiego,
Cezarego Chlebowskiego, Jana Nowaka - Jezioranskiego), a szczegolnie
wypowiedzi Michnika okreslajacej Jozefa Mackiewicza jako uprawiajacego 
'zwierzecy antykomunizm'. List ten firmuje Jerzy Giedroyc i kilka mniej 
znaczacych nazwisk. Nikt przytomny nie bedzie chyba okreslal Giedroycia 
jako 'skrajnego prawicowca' i jego obecnosc tamze nieco nas zdziwila,
niemniej list ten (jak rowniez dodatek do niego kilku nowych nazwisk 
w numerze 3 "Kultury") jest wg. nas symptomatyczny.

     Zbyt slabo znamy tworczosc Mackiewicza, abysmy byli w stanie 
osa/dzic twierdzenie Michnika. Byc moze zamiast 'zwierzecym' 
antykomunizm ten powinien byc nazwany 'fanatycznym', skoro Mackiewicz 
potrafil nawet w Watykanie wietrzyc kolaboracje z komuna ("Watykan w
cieniu czerwonej gwiazdy"). Wszelako wiadomo powszechnie, ze 
antykomunizm Mackiewicza zaprowadzil go na pozycje redaktora naczelnego 
"Gonca Codziennego", pisma ukazujacego sie w okupowanym przez Niemcow 
Wilnie, powszechnie uwazanego wowczas za gadzinowke. Wylano na ten temat
morze atramentu, na co jednak chcemy zwrocic uwage to to, ze 
postepowanie Mackiewicza podczas okupacji bylo oceniane w zasadzie 
jednoznacznie negatywnie, czego dowodem wyrok smierci wydany (lecz
nie wykonany) przez AK. 

     Watpliwosci zaczely sie po wojnie, choc zdania byly poczatkowo
podzielone. W roku 1992 jak widac zaslugi Mackiewicza w kolaboracji
z Niemcami zostaly (chyba) zapomniane, jak gdyby odkupione jego 
pogladami antykomunistycznymi.

     Innym objawem wahadla jest wspominkowa fala o "Ogniu" - Jozefie
Kurasiu, ktora przetoczyla sie (przetacza?) zarowno w Polsce (ksiazka
Anny Bojarskiej: "Piec smierci") jak i na Poland-L. Ksiazka
Bojarskiej jest podobno rowniez apologetyka (nie czytalismy jej
jeszcze), przeczytalem (JK) natomiast serie trzech artykulow
"Ogniowisko" w "Przegladzie Tygodniowym" nr. 1-3/92. Seria ta
apologetyka nie jest, ma charakter raczej faktograficzny i daleka jest
od wysuwania konkluzji. Wnioski, jakie mozna sobie z niej wyciagnac
samemu, sa jednak takie, ze Ogien, gloryfikowany dosc powszechnie za
zabijanie komunistow, mial na swoich rekach rowniez mnostwo krwi
ludzi calkowicie przypadkowych. Innymi slowy, gdyby ktos popatrzyl na
te postac trzezwo, uzylby wspolczesnego terminu 'terrorysta'. Wprawdzie
w dobrej sprawie, ale terrorysta. No tak, ale zgodnie z ruchem
wahadlo na prawo, skoro on zabijal komunistow, to cel uswieca srodki, 
oraz 'gdzie drwa rabia...'
 
     Propaganda komunistyczna potrzebowala 'wrogow', czasem ich
nawet sobie 'prokurowala'. 'Wrogowie' typu Mackiewicza i Kurasia byli
komunie potrzebni. Oni de facto legalizowali komune i ja/
wzmacniali. Okolo roku 50-go, po doswiadczeniach wojennych i
powojennych mozna smialo zalozyc, ze 9 ludzi na 10-ciu wolaloby np. 
czekac na pociag w poczekalni w towarzystwie jakiegos tam 
przewodniczacego podstawowej komorki partyjnej niz byc narazonym 
na takiego Kurasia lub miec watpliwa przyjemnosc rozmawiania z bylym 
kolaborantem hitlerowskim. Nie o to chodzi, co obiektywnie bylo 
gorszym towarzystwem (dla matki z dwojgiem dzieci). Chodzi o to, ze 
ten 'zwierzecy' antykomunizm byl dla komunizmu dobrodziejstwem.
 
     Tego typu harmonia komunizmu ze 'zwierzecym' anty-komunizmem
i terroryzmem nie jest przypadkowa. Polityczne wahadlo, w 
przeciwienstwie do fizycznego, husta sie czesto w zakresie 360 stopni; 
nielatwo czasem, z obiektywnego punktu widzenia, odroznic pozycje 
komunistyczna od faszystowskiej lub terrorystycznej - roznice sa 
drugorzedne i trywialne (troche rozne slogany i parafernalia, ale ta 
sama propaganda, demagogia, zastraszanie, przekladanie panstwa nad 
jednostke, ...).  Przyklady wspolpracy komunizmu z faszyzmem i 
terroryzmem przeszly do historii, sa bolesnie znane.
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
     Przejdzmy moze do czasow wspolczesnych. Wpadl mi (JK) wlasnie do
reki "Kapitalista Powszechny" jako dodatek do "Przegladu
Tygodniowego", a w nim niezaleznie od wszechobecnego, jak sie wydaje,
Korwina-Mikke (ktory tez ma swoj powazny udzial w ruchu wahadla na
prawo, jesli go traktowac powaznie), regularne felietony nieznanego
mi Bronislawa L/agowskiego. W nr. 1(7) czytamy, cytuje/:
 
"Niezaleznie od stopnia rozgoraczkowania na tle narodowym, konflikty
nacjonalizmow sa w naszych czasach jalowe (Nie zawsze tak bylo).
Polska nie ma na szczescie powodow uczestniczyc w tej wojnie
anachronizmow. Mniejszosci etniczne w Polsce pozostaja w stosunku do
ogolu ludnosci w proporcjach wykluczajacych mozliwosc upolitycznienia
na serio ewentualnych konfliktow. Gdy sie incydentalnie pojawia,
wystarczy grzecznosc, takt, rozsadek, W OSTATECZNOSCI POLICJA
[podkr. nasze JK/WH] dla ich zalagodzenia czy rozstrzygniecia.
 
Przenoszenie takich niepowaznych konfliktow w sfere polityki jest
bezsensowne. Ale od czego sa ci literaci solidarnosciowi, ktorzy swoja 
misje widza w SIANIU MILOSCI [podkr. nasze JK/WH] miedzy narodami?"
 
     [...] 

Zaiste, bardzo piekne (mamy na mysli perfidne) jest slowotworstwo,
ktore 'sianie milosci' zrownuje z 'sianiem nienawisci'. Zastanawia
szczegolnie jednak koncepcja utrzymywania w panstwie spokoju 
narodowosciowego, opartego na policji. P. Lagowski nie przeczytal chyba 
w zyciu zbyt wielu ksiazek historycznych, dowiedzialby sie bowiem starej 
prawdy, sformulowanej przez Napoleona, ze na lancy mozna sie oprzec, ale 
nie da sie na niej siedziec.
 
     Te wahadlowe orbity, zarowno w prawo jak i lewo, politykow i
ludzi okreslajacych sie politycznie, przejmuja rownym obrzydzeniem.
Zwlaszcza gdy daja sie obserwowac u ludzi intelektu i piora. Sa
bowiem objawem relatywizowania moralnego, a nie jest to rzecz
chwalebna.
 
     Nie chodzi tylko o zgodna z rytmem historii cyniczna
hustawke w ramach kariery poszczegolnych politykow. Moze jeszcze
bardziej przygnebiajaca jest hustawka pogladow masy ludzkiej.
Przypomina to bowiem owczy ped, szczegolnie zlowrogi, gdy
odbywa sie w kierunku wyznaczanym przez obowiazujace 'trendy'.
 
-------------------------

Jurek Krzystek
Wlodzimierz Holsztynski

[Powyzszy tekst napisany zostal ok. 1 marca, nieznane nam bylo
wowczas jeszcze okreslenie 'politycznego wahadla' uzyte w identycznym
znaczeniu przez Krzysztofa Wolickiego w "Kulturze" nr. 3/92 (wywiad z 
Ewa Letowska) - przyp. aut.]
_______________________________________________________________________


Michal Radgowski

                                USTROJ
                                ======

[Rzeczpospolita, 18-19.01.1992]


Ulubionym zawolaniem wladz w czasach mej mlodosci bylo: "Co, 
ustroj wam sie nie podoba?".

To retoryczne pytanie zadawano w sledztwie, w kadrach, na 
zebraniach, a potem juz w kabarecie, gdzie bawilo wszystkich jako 
odbicie grozy czasow minionych.

Wczesniej, gdy rzucano je wiezniom, pracownikom, podwladnym 
towarzyszom nizszego szczebla - wielu z nich mialo klopoty ze 
zdefiniowaniem pojecia "ustroj". Totez zastepowano je takim oto 
rownaniem: Ustroj = Rzeczywistosc.

Oczywiscie, nie bylo to zgodne z definicjami prawnymi, 
konstytucyjnymi, itp. Ten "ustroj" rozrastal sie w szalonym 
tempie i wszystko, co tkwilo poza jego granicami, wydawalo sie 
nierzeczywiste. Do ustroju nalezala wladza, ale i kazdy urzad. I 
sekretarz, ale i kazdy milicjant, fabryka i manufaktura, wodka, 
chleb, mieso.

Kryla sie w tym straszna pulapka, bo gdy zaczeto postrzegac rozne 
zla czastkowe, wszystko szlo na rachunek GORY demaskujac jej 
niemrawosc.

Wczesny socjalizm byl wiec ustrojem, ktory MUSIAL SIE podobac. W 
niewole tego imperatywu wpadali pozniej rozni opozycjonisci, 
ktorzy chcieli zburzyc wszystko z wyjatkiem ustroju. "Socjalizm 
tak - wypaczenia nie". Wypaczenia to slowo, ktore zrobilo 
kolosalna kariere polityczna, wlasciwie jest w obiegu od 1953 
roku i choc jego tresc sie zmienia, istota pozostaje ta sama.

Gdy zastanawiam sie nad roznica miedzy ustrojem socjalistycznym a 
kapitalistycznym, jedno przychodzi mi na mysl: kapitalizm - rzecz 
zdumiewajaca - wcale nie pragnie nam sie podobac, nie zabiega o 
to, nawet robi rozne rzeczy, ktore podobac sie nie moga.

Totez nieraz brak mi po prostu tego terrorystyczno-ironicznego 
okrzyku: "Co, ustroj wam sie nie podoba?". Oczywiscie pytaja nas 
rozni badacze o stosunek do rzadu, parlamentu, Kosciola. Ale 
pojecie "ustroju" odchudzilo sie wybitnie, dzis nie jest to jakas 
wszechobejmujaca rzeczywistosc, ale raczej watly, niewyrazny 
kosciec tej zabidzonej polskiej szkapy.

Choc pod pewnym wzgledem przypisuje sie nam pewne wazne 
osiagniecia. Pewien cudzoziemiec powiedzial mi: "Jestescie 
unikalni. Tylko w Polsce zdarzylo sie, ze lud wywalczyl 
kapitalizm. Gdzie indziej zajmowaly sie tym inne warstwy: 
mieszczanie, burzuazja, nawet czesc arystokracji. Ale nie 
wielkoprzemyslowa klasa robotnicza. To jest rekord do ksiazki 
Guinessa".

Oczywiscie, mozna dyskutowac ze schematyzmem tej formuly. Trzeba 
powiedziec, ze lud nie mial wielkiego wyboru. Byl tak "wkurzony" 
na socjalizm, ze sklonil sie w strone przeciwna. W koncu tak 
naprawde istnialy tylko te dwa ustroje, o ich walce pisali 
uczeni, politrucy i poeci. Byc moze, gdyby nie bylo kapitalizmu, 
tylko feudalizm czy wspolnota pierwotna, lub wybralby te 
ostatnia, aby tylko nie mieszkac juz w socjalizmie. Przypuszczam 
zreszta, ze ze zbudowaniem wspolnoty pierwotnej bylyby te same 
klopoty, co z kapitalizmem.

Uczylem niebacznie slowa "budowa". Zwroccie uwage, ze podobnie 
jak "wypaczenia" jest to slowo quasi-socjalistyczne. Nie dlatego, 
ze kiedys budowalo sie mieszkania, a teraz nie. Dlatego, ze 
budowalo sie ustroj, mozolnie, dzien za dniem, wedlug scislych 
wskazowek kierownictwa sztabu.

To jest znowu polska specyfika. W krajach Zachodu, zwlaszcza tych 
"klasycznych", ktorych dzieje stanowia podrecznik historii 
powszechnej, ustroje rozwijaly sie same, narastaly jak sloje 
drzew. U nas w ten sposob rozwijaja sie tylko drobnoustroje. 45 
lat pracy trzeba bylo poswiecic na budowe socjalizmu. Teraz 
zabieramy sie do budowy kapitalizmu. Zabieramy sie w troche 
podobnym stylu, bo mamy juz pewne nawyki "budowniczych". Co z 
tego wyniknie, sam Bog raczy wiedziec.

Nasi ludzie rozgladaja sie za roznymi doswiadczeniami. Znam 
kogos, kto pasjonuje sie Hiszpanami. Hiszpanie dreczeni przez 
dyktature, zdemokratyzowali sie, odjedli i odpacykowali jak nowi. 
Jakos im sie ten ustroj buduje mniejszym wysilkiem. Ale znowu 
wszelkie analogie sa zwodnicze. TV pokazala film hiszpanski 
"Samotny o swicie". Ukazywal on przemiany inteligencji w okresie 
postfrankistowskim, slawil postepy demokracji. Pewnego dnia 
ludzie wiwatuja na ulicach, wymachuja czerwonymi choragiewkami. 
Co sie stalo? "Zalegalizowano partie komunistyczna. Hiszpania 
jest na dobrej drodze".

No, nie wiem, czy ten film podobal sie w naszym politycznym 
milieu. Ustroje bywaja zagadkowe jak kobiety. Maja tajemnice jak 
dna morz. Ale trzeba z nimi obcowac na codzien i to bywa czasami 
meczace.


Przytoczyl Zbigniew J. Pasek

_______________________________________________________________________

Tomasz Wlodek (fhtom@weizmann.weizmann.ac.il)

                           MASSADA (cz. II)
                           ================


Obudzilem sie jeszcze przed wschodem slonca. Na szczyt Massady mozna
wyjechac kolejka linowa ale a) bylo jeszcze za wczesnie b) i tak nie
mialem na to pieniedzy. Ksiezyc juz zaszedl za gory, wiec po omacku
odnalalem "Sciezke wezow" czyli szlak prowadzacy na szczyt.
Dlugie i zmudne podejscie, gdy juz bylem pod samym szczytem -
ponad horyzontem zarozowilo sie slonce, w ciagu paru minut caly
jordanski brzeg rozblysnal swiatlem. Gdy tylko slonce wznioslo sie
pare centymetrow ponad horyzont zaczelo dotkliwie przypiekac.

Na szczycie sa ku wygodzie turystow plastikowe cysterny z woda.
Probuje pic, woda jest obrzydliwa, ma smak plastiku.

Massada jest to starozytna forteca wzniesiona przez Heroda Wielkiego
posrodku pustyni judzkiej. Umieszczona na naturalnym gorskim plaskowyzu
odcietym ze wszystkich stron glebokimi przepasciami uchodzila
za niemozliwa do zdobycia. Na szczycie umieszczono olbrzymie magazyny
z zywnoscia, cysterny z woda, luksusowe palace dla notabli, oraz
koszary dla wojska. Mieszkancy mieli zapewnione wszelkie wygody
- baseny, laznie z ciepla i zimna woda, sauny i tym podobne luksusy.

Po wybuchu powstania zydowskiego przeciwko Rzymianom powstancy zajeli
Massade podstepem, zdaje sie zreszta, ze nie byla przez nikogo broniona.
Powstanie trwalo przez pare lat - Rzymianie nie spieszyli sie z jego
tlumieniem, gdyz akurat wowczas mieli klopoty u siebie w postaci
wojny domowej o to kto ma zostac nastepnym cesarzem. Gdy jednak
ten dylemat rozwiazali i gdy poczuli, ze maja w Palestynie rozwiazane
rece to sprawy potoczyly sie szybko. Jerozolima zostala zdobyta, jej
mieszkancy wymordowani lub uprowadzeni w niewole, potem kolej
przyszla na dalsze twierdze powstancow. Na koniec pozostala
tylko Massada - a w niej kilkuset ostatnich zelotow, czyli mowiac
jezykiem XX wieku - zydowskich skrajnych nacjonalistow.

Majac zabezpieczone tyly Rzymianie przystapili do metodycznego
oblezenia. Nie mieli najmniejszego zamiaru bawic sie w
alpinistow i piac do szturmow na parusetmetrowa sciane skalna. Zamiast
tego wybudowali u podnoza gory szereg obozow dla zakwaterowania wojsk,
zorganizowali transport zywnosci i wody (te pare tysiecy luda
trzeba bylo wyzywic - a z tym na pustyni trudno!). A potem przystapili
do budowy gigantycznej rampy po ktorej mieli zamiar sie dostac
na szczyt. Przedsiewziecie ambitne, biorac pod uwage poziom owczesnej
techniki. Jak by nie bylo, podstawowym sprzetem inzynieryjnym byly w 
owych czasach miesnie niewolnikow ...

Budowa trwala pare lat. W tym czasie oblezeni Zydzi prowadzili zycie
scisle wg przepisow prawa zydowskiego, poddawali sie rytualnym obmyciom,
odprawiali przepisane modly. Olbrzymie zapasy zywnosci w Massadzie w 
zupelnosci wystarczaly na ich potrzeby.

Wszystko na nic - rampa powoli rosla i rosla az wreszcie dosiegla 
szczytu gory. Wtedy Rzymianie wciagneli po niej tarany, ktore szybko 
sobie poradzily z murami - i obroncy staneli wobec okrutnej prawdy: 
upadek fortecy to tylko i wylacznie kwestia czasu. Nie chcac isc do 
niewoli popelnili zbiorowe samobojstwo.

Dziwne to miejsce ta Massada. Tu nastapilo zderzenie dwoch
swiatow - z jednej strony  Zydzi i cos co XX wieczny czytelnik gazet
nazwal by religijnym fundamentalizmem - walki za wszelka cene,
wbrew jakiejkolwiek nadziei. Z drugiej strony -  Rzymianie.
Spokojni, zorganizowani, pozbawieni sentymentow. Fanatyzmowi
zelotow przeciwstawili fenomenalna dyscypline i organizacje
legionow. Chlodna, pozbawiona uczuc maszyna do zabijania.

I dziwnie sie ta historia skonczyla - Zydzi walczac w obronie
swojej religii i Prawa - prawo to w koncu zlamali popelniajac
samobojstwo.

A Rzymianie - beznamietni zawodowi zolnierze, ktorych malo co
bylo w stanie wzruszyc, przezyli szok gdy weszli do opuszczonej
twierdzy i znalezli tylko dymiace ruiny i kilkaset trupow.
To sie nie miescilo w ich swiecie pojec.

Dzisiejsza Massada stanowi dla Izraelczykow wazny symbol narodowej
tozsamosci - tu wlasnie poborowi skladaja przysiege iz "Massada nie
upadnie juz nigdy".

I tak oto rozgadalem sie na tematy historyczne... No to ciagnijmy
dalej te dygresje.

Mozna oto postawic pytanie: kim byl Herod Wielki ?

Dla chrzescijan - oblakanym tyranem. Dla Zydow - odszczepiencem,
pol-poganinem, niemal zdrajca. A moze istnieje jakas inna miara
jaka nalezy go oceniac ?

Swiat jaki istnial 2000 lat temu pod wieloma wzgledami przypominal
swiat wspolczesny. Imperium Rzymskie obejmowalo wiekszosc ziem
Zachodu, w jego obrebie zyly miliony ludzi. Dzieki instytucji
niewolnictwa dla znacznej czesci mieszkancow Imperium nie bylo
to zycie lekkie.

Ale z cala pewnoscia mialo ono swoje zalety - otoz przede wszystkim
bylo to zycie stabilne. Rzym narzucil podbitym ludom administracje,
prawo i pokoj - legiony zelazna reka pilnowaly porzadku, wasnie i 
wojny plemienne nie byly mozliwe. Od czasu do czasu wprawdzie 
dochodzilo do wojen domowych gdy jeden cesarz usilowal obalic drugiego 
- ale wojny te nie obejmowaly calosci terytorium, zreszta summa 
summarum byly znacznie mniej krwawe niz chaotyczne walki "wszyscy 
przeciw wszystkim" jakie rozgorzaly gdy w przyszlosci imperium zabraklo.

I tu dochodzimy do Heroda Wielkiego. Byl on pol-Zydem, jednak
za Zyda chcial uchodzic. Wychowany w srodowisku greckim dysponowal
na pewno wieksza perspektywa polityczna niz wielu jego rodakow.
Wydaje sie iz rozumial, ze wojna z Rzymem to samobojstwo, z drugiej
zas strony widzial olbrzymie korzysci, jakie moze dac wspolpraca
z cesarstwem. Pokoj warunkowal dobrobyt, to dzieki niemu mozliwa
stala sie przebudowa Swiatyni, to - smutne to niestety - dzieki
okupacji Rzymskiej rozmaite sekty zydowskie nie skoczyly sobie
jeszcze do gardel. Wszak przeciez niedawno jeszcze bohaterska
walka Machabeuszy o niepodleglosc, zakonczona wywalczeniem tejze
doprowadzila do krwawych walk dynastycznych ... Walk, w ktorych
arbitrem okazali sie Rzymianie.

Tak, Herod nie mial zbyt dobrego mniemania o swoich rodakach.
Sojusz z wladcami swiata dawal Palestynie pokoj i uniemozliwial
rozlew krwi, dlatego tez wszelkie marzenia o niepodleglosci
nalezalo - zdaniam Heroda - o ile to mozliwe wytepic w zarodku ...
Stad bezwzgledne traktowanie wszystkich potencjalnych kandydatow
do tytulu Mesjasza ...

I chyba Herod nie mylil sie tak bardzo. Gdy jednak, juz po jego 
smierci, powstanie wybuchlo - przynioslo potworne zniszczenia, 
wymordowanie calych miast... I co w tej historii najbardziej 
pouczajace to to, ze zacieklosc jaka powstancy wykazywali w walce nie 
szla w parze ze zdrowym rozsadkiem. Wojna z Rzymem juz trwala - a 
poszczegolne ugrupowania powstancze mordowaly sie nawzajem -  po prostu 
kazdy szanujacy sie przywodca chcial zostac uznanym za Mesjasza.
A skoro kandydatow do tytulu bylo zbyt wielu...

Wiec moze jednak Herod nie byl takim do konca zlym wladca? Moze byl
okrutnym, przebieglym pragmatykiem - ktory jednak znal ludzka nature
i "chcial dobrze"- wiedzac jednak, ze to co jego lud chce nie jest dla 
niego dobre? I czy w swietle wspolczesnych wojen domowych nie mozna 
Herodowi przyznac racji? Jugoslawia nie byla krajem doskonalym, ale 
czy jej zniszczenie bylo warte ceny jaka za to przyszlo zaplacic jej
mieszkancom? ZSRR to kraj nie budzacy dobrych wspomnien. Tym niemniej
ZSRR '90 to nie to samo co ZSRR '50. Nie znamy przyszlosci, ale jezeli
w prozni jaka powstala po nim zaczna sie dziac rzeczy straszne - to czy
nie zapytamy kiedys: czy bylo warto? Ale to temat na dluzsze
rozwazania.

Tyle historii. Wracam do wlasciwego watku czyli mojej wycieczki.


Tomasz Wlodek

(dokonczenie w nastepnym numerze)

________________________________________________________________________

Jerzy Wojcik

                            ZBYSZEK CYBULSKI
                            ================

[Rzeczpospolita, 8.1.1992]


Byl 8 stycznia 1967 r. Jak zwykle, w ostatniej chwili, spozniony, 
usilowal dogonic uciekajacy pociag. Pedzaca masa stali przerwala 
romantyczne zycie. Mial tylko czterdziesci lat. Byl mitem, legenda 
mlodych, popazdziernikowych pokolen.

Urodzil sie w 1927 r., w Kniaziach kolo Sniatynia. Wojna opoznila 
mu normalny cykl edukacji, mature zdawal jako 20-latek. Zanim 
zdecyduje sie na studia aktorskie, trafia najpierw na Wydzial 
Konsularny Wyzszej Szkoly Handlowej, nastepnie na Dziennikarski 
Uniwersytetu Jagiellonskiego. Krakowska PWST, w ktorej wreszcie 
znajdzie swe miejsce ukonczyl w 1953. Pozniej byl gdanski teatr 
"Wybrzeze", debiutancka rola Ferdynanda w "Intrydze i milosci" 
Schillera, herszta anarchistow w "Tragedii optymistycznej" 
Wiszniewskiego, Mazepy. Zalozony i prowadzony wspolnie z Kobiela 
"Bim-Bom" i pierwszy kontakt z filmem. Niewielki epizod w 
"Pokoleniu" Andrzeja Wajdy. Rolka Kostka, chlopca z Woli zwraca na 
siebie uwage filmowcow. Wkrotce Stanislaw Lenartowicz proponuje mu 
udzial w "Trzech startach", Antoni Bohdziewicz w "Koncu nocy", 
Petelscy we "Wrakach", Ford w "Osmym dniu tygodnia".

Znakomita kreacja Macka Chelmickiego, w "Popiele i diamencie" 
Andrzeja Wajdy, wedlug powiesci Andrzejewskiego, uczynila go 
mitem, wiazacym legende akowskich dziejow i powojenne 
doswiadczenia. Stylem, moda...

-"Jesli gdzies w odleglych zakatkach kuli ziemskiej, znany jest 
film polski - to znajomosc ta opiera sie glownie na , a w nim - roli Macka Chelmickiego. Jest to z 
pewnoscia, jak dotad, najwybitniejsza rola filmowa polskiego 
aktora" - pisal biograf Zbyszka Cybulskiego, Konrad Eberhardt.

- Film mowil o wojnie, o walce, o smierci, o moim pokoleniu 
(...) Polubilem bardzo te postac, za jej tragedie, za duza doze 
romantyzmu, za pasje zycia, ktora w sobie zawierala. Ta pasja 
zycia zawierala taka, a nie inna koncepcje smierci - mowil Zbyszek 
Cybulski sam o swojej kreacji.

Czy mogl po roli Macka kreowac nowe postacie-mity? Zyskac 
powszechny aplauz widowni? Nielatwo przeciez wyzwolic sie ze 
stereotypu funkcjonujacego w powszechnej swiadomosci, z 
mlodzienczych reakcji, uniformu, ciemnych okularow... Kazda z 
pozniejszych rol mogla byc tylko skokiem z Olimpu. A przeciez 
wiedzial, ze musi grac przeciwko sobie. "W kinematografii 
produkujacej dwadziescia siedem filmow rocznie odrzucenie roli 
jest jednoznaczne z samobojstwem..." - probowal odpierac zarzuty 
widzow oczekujacych na kolejne "Popioly i diamenty". Proponowane mu 
role nie zawsze pozwalaly zademonstrowac kunszt aktorski, pokazac 
wlasna indywidualnosc. Przeciwnie, groteskowa postac zootechnika w 
"Krzyzu Walecznych" Kutza, mitomana i alkoholika w "Jak byc 
kochana" Hasa, kapitana MO w "Zbrodniarzu i pannie" Nasfetera, 
pospolitego pantoflarza w "Ich dniu powszednim" Aleksandra 
Scibora-Rylskiego budzily niechec widowni, oczekujacej serialu z 
Mackiem Chelmickim. Okrutny czas zaokraglal sylwetke, czynil z 
wiotkiego mlodzienca w dzinsach coraz powazniejszego pana.

"Tryb zycia jaki prowadzil, ten sam tryb zycia, ktory zjednywal mu 
przyjaciol wsrod knajpowych szatniarzy, kolejarzy w nocnych 
zajezdniach, ludzi wszystkich zyciowych marginesow - sprzyjal owej 
fizycznej metamorfozie" - wyjasnial gasnaca moc mitu Krzysztof 
Teodor Toeplitz.

Znakomite komediowe role Staszka w filmie "Giuseppe w Warszawie" 
Lenartowicza, Alfonsa van Wordena w "Rekopisie znalezionym w 
Saragossie" Hasa, urok Fredrika w szwedzkim filmie Joerna Donnera 
"Kochac", prawda ekranowa postaci Kowalskiego-Malinowskiego w 
"Salcie" Konwickiego przypominaly czas swietnosci utalentowanego 
artysty. Na krotko. Roli gangstera-Radeckiego w sensacyjnym obrazie 
"Morderca zostawia slad" nie zdolal zagrac do knoca.

6 stycznia 1967 r. stanal na planie po raz ostatni.

- Zbyszek byl niepowtarzalny. Rozsadzal wszystko swoja 
osobowoscia. Gral siebie. Zarowno w filmie jak i w teatrze. Role 
wyrazal poprzez swoja indywidualnosc. Tchnal swiezoscia, 
poszukiwal. Wbrew schematom i stereotypom wystepowal z osobista, 
oryginalna interpretacja (...). Powinien byl zagrac o wiele wiecej 
w swoim zyciu, nie zostal w pelni wykorzystany - wspominal rezyser 
Janusz Morgenstern w jednym z wywiadow.

- Z moich kolegow on pierwszy w sposob integralny umial stopic to, 
co ma na codzien, z tym co go zachwycilo - napisal Tadeusz 
Lomnicki.

- Czy byl wielkim aktorem? - nie. Czy mial talent - na pewno. Czy 
byl genialny - kto wie. Ale przede wszystkim byl fascynujacy i nie 
dokonczony - powiedzial o Zbyszku Cybulskim Jan Kreczmar.


Przytoczyl Zbyszek Pasek

_________________________________________________________________________

LISTY DO REDAKCJI:


Elzbieta Chelkowska (ryba@tasman.cc.utas.edu.au)

                         PROFIL "SPOJRZEN"
                         =================

   [..]

SPOJRZENIA (18) rowniez czytalam jednym tchem... Natomiast nr. 17
przeczytalam z mieszanymi uczuciami. Innowacja w postaci "Dostrzezone 
- rozwazone" zmienia moje wyobrazenie o profilu Spojrzen. Na dobra 
sprawe, nie cieszy mnie czytanie po raz n-ty: prezydent to, rzad tamto,
fundusz walutowy... :-(  Chcialabym, by Spojrzenia pelne byly spojrzen, 
nie powtorek z Donosow (Dyrdymalki n.p. zawieraja te najbardziej 
interesujace fakty i nigdy nie sa nudne!). Bardzo cenie sobie wywiady ze 
znanymi ludzmi, wspomnienia, refleksje... Wszystko, co bylo w 18 
numerach, poza poczatkiem 17 oczywiscie ;-) I mam nadzieje, ze 
"Dostrzezone - rozwazone" nie "przyjmie sie" na lamach Spojrzen ;-)

   [..]

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Maciek B\lasikiewicz  (matthew@maths.uwa.oz.au)


                          STRATA CZASU?
                          =============

Przeczytalem numer Spojrzen (17), ktory ktos mi przyslal.
Byla tam prosba od redakcji o uwagi o nowej stalej rubryce. Oto moje:
Jedyne co nie bylo wieksza lub mniejsza strata czasu w Spojrzeniach 17
to "Rozwazone".  To zupelnie pokrywa sie z moimi odczuciami o pierwszych
paru numerach Spojrzen, ktore byly rozeslane po P-L i s.c.p., i ktore
zadecydowaly, ze nie zaprenumerowalem Spojrzen wczesniej.

[...]

Otacza nas masa roznych informacji. Niestety, biezacych informacji o 
Polskich sprawach jest tutaj (w Australii) malo. Donosy podaja swieze 
informacje, ale (za) bardzo streszczone. Jest tam takze malo komentarza. 
Polskie gazety przychodza tutaj z opoznieniem, nie sa latwo dostepne 
(trzeba sie fatygowac do polskiego sklepu), biblioteka ich nie 
prenumeruje i potrzeba duzo czasu (ktorego mam malo) aby wybrac 
interesujace artykuly i wchlonac zawartosc kiedy nie jest ona 
wystarczajaco zwiezla. Radia Polskiego nie slucham (bo nie mam 
wystarczajaco dobrego odbiornika). Dyrdymalki podaja raczej informacje 
dla rozrywki. Dlatego Dostrzezone-Rozwazone uzupelnia swietnie 
informacje z Donosow, Dyrdymalek, i innych zrodel informacji, podajac 
ciekawy, swiezy, i zwiezly komentarz ekonomiczno-polityczny z Polski, 
ktorego bylo mi brak.

Teraz napisze dlaczego inne artykuly wydawaly mnie sie pewna strata
czasu. Artykul o kwadratach magicznych bardziej pasuje do zurnalu
Recreational Mathematics niz do Spojrzen. Artykul o Solidarnosci byl
dosc ciekawy, ale tego typu wypracowania sa dosc czesto publikowane w
przeroznych gazetach, ksiazkach itd; mozna takie rzeczy znalezc w
bibliotekach. Artykul o Morzu Aralskim malo sie odnosil do spraw
Polskich (ostatnich pare linijek nie usprawiedliwia), i tez jest to
temat o ktorym dosc latwo dowiedziec sie tutaj. Przedruk wywiadu z
polskim naukowcem byl interesujacy jedynie pod wzgledem podania
pozytywnej informacji o Polskiej nauce; informacja o dekadzie mozgu
i tajemnicach mozgu jest tutaj takze latwo dostepna, czyli jak sie tym
interesuje, to nie ma problemu aby sie dowiedziec.

Uwazam, ze selekcja ciekawszych artykulow o sprawach zwiazanych z
Polska, szczegolnie ekonomicznych i politycznych, podanych bez
opoznienia i w troche streszczonej formie bylaby bardzo cenna.
Zapotrzebowanie na wlasnie taka informacje jest teraz w pewnym stopniu
spelniane przez rubryke Dostrzezone-Rozwazone w Spojrzeniach.
Wspomnienia z przeszlosci czy informacje lub komentarze o sprawach o
ogolnym zainteresowaniu (nie zwiazanych czysto z Polska) sa dosc latwo
dostepne, i uwazam, ze w tej dziedzinie konkurencja dla Spojrzen jest
bardzo mocna. Jest faktem, ze Spojrzenia sa amatorskie, a konkuruja o
czas czytelnikow z duza liczba profesjonalnych zrodel informacji.
Spojrzenia nie moga liczyc na to, ze ktos je bedzie czytal bo akurat
ten ktos ma dla autorow Spojrzen szacunek i chce im zrobic przyjemnosc.
Spojrzenia maja szanse jedynie jezeli wyspecjalizuja sie w jakims
"niche market", tak jak Donosy i Dyrdymalki, na przyklad drukujac
wiecej w stylu Dostrzezone-Rozwazone.

________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)

Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie 
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem 
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne w formie 'compressed'
dostepne przez anonymous FTP, adres:  
(128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish.

____________________________koniec numeru 20____________________________