___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_________________________________________________________________________
 
   Poniedzialek, 24.03.1997          ISSN 1067-4020             nr 142
_________________________________________________________________________
 
W numerze:
 
       Izabella Wroblewska - Penderecki w Warszawie
           Bohdan Gadomski - Smierc Poetessy. Wywiad z Agnieszka Osiecka
I. Wroblewska, T. K. Gierymski, K. Zajac 
                           - Wiecej o Osieckiej
             Dabrowka Ujec - 21 marca
          Malgorzata Zajac - Niedziela Palmowa
           Katarzyna Zajac - Przypadki ciekawego czlowieka
       Izabella Wroblewska - "Koniec Wieku"
      Tadeusz K. Gierymski - Pro bono publico
 
_________________________________________________________________________

[Od red. Przypominamy, ze "Spojrzenia" opieraja sie w wiekszosci na
materialach listy dyskusyjnej "Papirus". Informacje o tej ostatniej do
uzyskania od jej opiekuna, Tadeusza Gierymskiego - adres:
tkgierymski@stthomas.edu>]

_________________________________________________________________________

 
Izabella Wroblewska 
 
 
                      PENDERECKI W WARSZAWIE
                      ======================
 
 
W piatek odbyla sie w Filharmonii Narodowej w Warszawie polska premiera
"Siedmiu bram Jerozolimy" Krzysztofa Pendereckiego. Nie widzialam tego
na zywo, ogladalam jedynie fragmenty w TV. Przypomne, ze dzielo zostalo
napisane na zamowienie wladz miasta Jerozolimy dla uczczenia trzech
tysiacleci Swietego Miasta. Swiatowa premiera odbyla sie w Jerozolimie
9 stycznia tego roku z udzialem miedzynarodowej obsady solistow, chorow
radiowych z Monachium, Stuttgartu i Lipska, oraz orkiestr: Radia
Bawarskiego w Monachium i Symfonicznej w Jerozolimie pod dyrekcja Lorina
Maazela. Pisalam o tym obszernie 13 stycznia na Poland-L.
 
Premiera polska byla jednoczesnie koncertem inauguracyjnym III Forum
Witolda Lutoslawskiego. Wystapili solisci: Izabela Klosinska, Bozena
Harasimowicz, Ewa Podles, Wieslaw Ochman, Romuald Tesarowicz, Gustaw
Holoubek, oraz Chor i Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej w
Warszawie pod dyrekcja Kazimierza Korda. Koncert byl transmitowany
bezposrednio w drugim programie Polskiego Radia. Wczoraj (15 marca)
koncert powtorzono w kosciele Wszystkich Swietych przy pl.Grzybowskim w
Warszawie.
 
Ponizej przedstawiam obszerne fragmenty wywiadu, jakiego udzielil
"Rzeczpospolitej" Penderecki przed polska premiera swego dziela. Z
kompozytorem rozmawial Marek Zwyrzykowski. ("Rzeczpospolita" - "Plus
Minus" 8-9 marca 1997, str.13)
 
 
                          *     *     *
 
Rz :
 
Kiedy po raz pierwszy znalazl sie pan w Jerozolimie? Czy wizycie tej
towarzyszyly jakies szczegolne emocje?
 
KP :
 
Pierwszy raz bylem tam w 1974 roku, nieoficjalnie zreszta, bo wtedy nie
mozna bylo jezdzic do Izraela, to byl temat tabu. Wize musialem dostac
na kartce papieru, zeby nie znalazla sie w paszporcie, w przeciwnym
razie mialbym klopoty. Zreszta mialem, bo nieopatrznie udzielilem
wywiadu radiu wojskowemu. Mysle, ze dla nas wszystkich Jerozolima jest
takim kluczowym miastem, obok ktorego nie mozna przejsc obojetnie. Cala
Ziemia Swieta wywarla na mnie wielkie wrazenie. Bylem wowczas i w
Nazarecie, i Betlejem, w Masadzie i w Hebronie. Objechalem wlasciwie
caly dostepny mi Izrael i byla to podroz sladami Chrystusa. Fascynowaly
mnie wowczas takze pozostalosci rzymskie, w Jerozolimie szczegolnie, no
i slady krzyzowcow, na przyklad w Betlejem, tak wiec przezywalem te
podroz przede wszystkim z tych dwoch powodow. Wowczas nie myslalem, ze
kiedykolwiek napisze utwor poswiecony Jerozolimie, a tym bardziej na
trzy tysiace lat tego miasta.
 
Rz :
 
Miasta swietego dla wyznawcow trzech religii : judaizmu, chrzescijanstwa
i islamu.
 
KP :
 
To prawda, jednak kiedy wyniknela sprawa napisania utworu, bylo dla mnie
absolutnie jasne, ze nie bede mogl zmiescic tych trzech religii w jednej
kompozycji. Bardzo krotko ulegalem takiej pokusie, ale szybko
zorientowalem sie, ze to niemozliwe. Bylby to sztuczny zabieg i nikomu
nie wyszedlby na dobre. Powstaloby niebezpieczenstwo napisania utworu
politycznego, a ja nie komponuje muzyki na jedna okazje. Poza tym
jestem chrzescijaninem, i z tej pozycji zainteresowal mnie ten temat.
Zrezygnowalem zatem z tradycji islamskiej i zydowskiej.
 
Zaczalem od tekstow, ktore sa dla mnie najwazniejsze. Tak bylo kiedys w
przypadku pasji. Mialem je wybrane trzy lata przed pisaniem muzyki.
Wokol nich powstal utwor. Podobnie bylo tutaj, moze poza pewnymi malymi
fragmentami, ktore dodalem pozniej. Szukalem w ksiegach Starego
Testamentu, ktorego niektore fragmenty maja dla nas charakter mesjanski,
zapowiadaja przyjscie Mesjasza. Wybrane przeze mnie teksty sa
chrzescijanska interpretacja Starego Testamentu, poza ktory nie
wyszedlem, chociaz mialem wielka ochote siegnac na przyklad do
Apokalipsy sw. Jana. Jednak wertujac kilkakrotnie Pismo Swiete
znalazlem to co chcialem w ksiedze Daniela, uwazanej zreszta za
apokaliptyczna w Starym Testamencie. To jest zaledwie jedno zdanie, ale
wlasnie to, ktore bylo mi potrzebne.
 
Oparlem sie glownie na Psalmach Dawida, wybierajac przede wszystkim
fragmenty zwiazane z Jerozolima. Byl to wlasciwie powrot do Psalmow,
ktore napisalem jeszcze bedac w kolysce, bo w czasach studenckich.
"Psalmy Dawida" okazaly sie pierwszym moim wydanym utworem. Pamietam,
ze Andrzej Markowski, wowczas dyrektor Filharmonii Krakowskiej, namowil
mnie, zebym napisal utwor z chorem i obiecal, ze to wykona. Wtedy po
raz pierwszy zetknalem sie z Psalmami, zreszta w tlumaczeniu
Kochanowskiego. W przypadku "Siedmiu bram Jerozolimy" wykorzystalem
Psalmy w wersji Wulgaty. Podobnie w przypadku innych tekstow, poza
proroctwem Ezechiela w czesci szostej, ktore zawsze bedzie czytane w
jezyku zrozumialym dla publicznosci - w Jerozolimie po hebrajsku, czyli
oryginalnym jezyku tego tekstu, a w Polsce po polsku. Pojawiaja sie tu
zatem wspomniane juz Psalmy Dawida, a takze fragmenty ksiag Izajasza,
Daniela, Ezechiela i Jeremiasza.
 
Rz :
 
Kiedy zaczal pan pisanie muzyki?
 
KP :
 
Muzyka powstala dopiero w 1996 roku. Wiosna robilem jakies szkice,
ktore potem zarzucilem. Dwie czesci naszkicowalem w czerwcu, ale
rowniez nie weszly one do utworu. Moze je kiedys rozwine. Potem
wyjechalem nad morze do Jastrzebiej Gory. Tam, gdzies w polowie
sierpnia naszkicowalem "De profundis" na chor a capella. To jest
zreszta moja stara metoda: nie komponuje utworu od poczatku, tylko od
srodka, a pisanie a capella jest najtrudniejsze. Potem wokol "De
profundis" zaczalem rozwijac caly utwor. Myslalem nawet, ze bedzie to
symfonia.
 
Mialem koncepcje dziela symfonicznego z adagiem i scherzem, ktore
powstalo i weszlo do utworu po prostu jako vivace. Gdzies w jesieni
zorientowalem sie, ze utwor nie ma jednak formy symfonicznej, a poza
tym, gdybym tak go nazwal, pozostalyby mi do napisania jedynie trzy
symfonie : szosta, osma i dziewiata. Postanowilem bowiem napisac ich
dziewiec. Jest to taka magiczna liczba, ktorej nie nalezy przekraczac.
W zwiazku z tym nazwalem swoj utwor "Siedem bram Jerozolimy", co
traktuje jako licentia poetica. Siedem jego czesci nie nawiazuje
oczywiscie do poszczegolnych bram. Jest to forma oratoryjna, chociaz
nie okreslam swojej kompozycji mianem oratorium.
 
Rz :
 
W wykladzie wygloszonym w grudniu w Monachium okreslil pan forme
symfonii konca XX wieku mianem arki. To okreslenie w kontekscie dziela
komponowanego na trzy tysiace lat Jerozolimy nabieralo szczegolnego
znaczenia i tym bardziej wzmacnialo nasze oczekiwanie uslyszenia
kompozycji symfonicznej, nawiazujacej do IX Beethovena i symfonii
wokalno-instrumentalnych Mahlera.
 
KP :
 
Tak, ale ja ten tekst pisalem w lipcu i sierpniu, a w tym momencie
rodzila sie dopiero forma tego utworu. Wtedy rzeczywiscie myslalem, ze
to bedzie symfonia, dlatego w zapowiedziach koncertu istotnie byla mowa
o VII Symfonii.
 
Rz :
 
Czy odniesienia jerozolimskie zawarte zostaly tylko w warstwie slownej
czy moze, za sprawa odpowiednich cytatow, takze w muzycznej ?
 
KP :
 
Wydaje mi sie, ze bylaby to slabosc, gdybym chcial oprzec sie tutaj na
jakichs cytatach, czy probowal imitowac muzyke na przyklad synagogalna.
Cytat choralu luteranskiego w "Czarnej masce" ma inne znaczenie. Tutaj
balbym sie po prostu niespojnosci utworu. Poza tym wydaje mi sie, ze
pisze juz inna muzyke, ze poszedlem w innym kierunku i cytat bardzo by
mi przeszkadzal. Staralem sie napisac utwor bez zadnych nalecialosci,
bez zadnej inspiracji tego typu, bo bylyby to po prostu powierzchowne
inspiracje.
 
Rz :
 
Wspomnial pan "Czarna maske", a ja przypomne "Te Deum", gdzie jako
niezwykla kulminacja dziela pojawia sie piesn "Boze cos Polske".
 
KP :
 
Tak, ale bylo to zupelnie inne zamierzenie. Ja to pisalem wtedy ku
pokrzepieniu serc, w bardzo trudnym dla nas okresie, na przelomie 1979 i
1980 roku. Ten cytat ma dla nas znaczenie sentymentalne, ale i
polityczne. Tutaj natomiast staralem sie napisac utwor poslugujac sie
wylacznie moim jezykiem muzycznym, nie nawiazujac do niczego innego,
nawet poprzez zestaw instrumentalny. Tym bardziej, ze tej tradycji
wlasciwie nie ma. Muzyka zydowska nie wyksztalcila form
instrumentalnych i wokalnych w naszym pojeciu. Zostalismy wychowani na
wzorach od, powiedzmy, muzyki renesansowej, skomplikowanej,
polifonicznej, na wzorach, ktorych nie ma na przyklad w muzyce
synagogalnej.
 
Dlatego ten slad, ten nurt w tym kontekscie mnie nie interesowal. Tutaj
balem sie jakichkolwiek cytatow. Myslalem jedynie, ze w czesci szostej,
gdzie pojawia sie cudowny tekst Ezechiela o polu kosci oblekajacych sie
w cialo, tekst bedacy dla nas wizja zmartwychwstania, otoz myslalem, ze
posluze sie w tym miejscu szofarem, instrumentem waznym dla tradycji
hebrajskiej. Jest to naturalny rog. Mozliwosci gry na nim sa jednak
bardzo zawezone, trudno byloby poza tym zestroic go z orkiestra.
Dlatego zrezygnowalem z niego i wprowadzilem trabke basowa, ktora
symbolizuje dla mnie glos Pana Boga. Tego oczywiscie we wspomnianym
fragmencie ksiegi Ezechiela nie ma, ale ja tak to odczuwam.
 
Rz :
 
W pana tworczosci pewne watki muzyczne przenikaja rozne dziela. Czy w
"Siedmiu bramach Jerozolimy" pojawia sie material ktorejs z
wczesniejszych kompozycji ?
 
KP :
 
Widze pewne zwiazki z "Te Deum", szczegolnie w pierwszej i ostatniej
czesci. Mam poza tym swoj sposob pisania a capella, moga byc zatem
zwiazki ze "Stabat Mater" i "Agnus Dei". "Siedem bram Jerozolimy"
kontynuuje linie takich utworow, jak "Pasja", "Jutrznia", "Te Deum",
"Magnifikat" i "Polskie Requiem". [...] Widze tu jednak przede wszystkim
pewne zwiazki z moimi ostatnimi utworami, szczegolnie z III Symfonia.
Byl to utwor napisany przed przystapieniem do pracy nad "Siedmioma
bramami Jerozolimy". Pewne watki przechodza z utworu do utworu,
poniewaz pracujac nad jednym robie szkice do nastepnego.
 
Zdarza sie, ze pomysly, ktorych nie wykorzystuje w jednej kompozycji,
pojawiaja sie w nastepnej. I tutaj tez tak sie stalo, ze piszac III
Symfonie robilem szkice, ktore potem staly sie materialem do "Siedmiu
bram Jerozolimy", szczegolnie czesci piatej, i bylo to jeszcze zanim
wybralem teksty. Jest to utwor na dwa soprany, mezzosopran lub alt,
tenor, bas, glos recytujacy, ktory pojawia sie tylko w czesci szostej we
wspomnianej wizji zmartwychwstania, i rozbudowana~ orkiestre~. Sklada
sie on z siedmiu czesci, z ktorych druga i czwarta, z udzialem glosu
sopranowego, traktowac mozna jako intermezzo.
 
Planuje bowiem napisanie jeszcze dwoch czesci - szybkiej i wolnej.
Mysle o adagio z solowo potraktowanym glosem altowym. Poniewaz chce
zachowac budowe siedmioczesciowa, czesci druga i czwarta znajda sie w
innym nieco ukladzie calosci.
 
Rz :
 
Bardzo czesto pan podrozuje. Gdzie zatem powstawal utwor?
 
KP :
 
Komponowalem wlasciwie wszedzie. Pierwsza czesc naszkicowalem juz w
ostatecznej formie, podczas tournee po Francji. Bylem w La Chaise-Dieu
na festiwalu oratoryjnym, i tam w hotelu napisalem te czesc. "De
profundis" ukonczylem w Luslawicach. Duze fragmenty czwartej i piatej
czesci powstaly w Niemczech - w Lipsku i w Berlinie. Zakonczenie czesci
piatej i czesc szosta napisalem podczas tournee po Japonii. Wprawdzie
mam bardzo malo czasu, ale jakos potrafie sie koncentrowac. [...]
 
Rz :
 
A gdzie konczyl pan "Siedem bram Jerozolimy"? Gdzie zostala postawiona
przyslowiowa kropka ?
 
KP :
 
W Lucernie, gdzie mieszkamy od kilku lat. Nasz czas dzielimy pomiedzy
Krakow, Luslawice i Lucerne. Tam wlasnie skonczylem utwor, skad zreszta
zawiozlem go do mojego wydawcy, ktory czekal juz niecierpliwie, gdyz
przed swietami Bozego Narodzenia zamykaja zawsze wydawnictwo na dwa
tygodnie, wiec gdybym sie spoznil o dwa dni, nie byloby prawykonania w
Jerozolimie.
 
                             *     *     *
 
Wyklad, o ktorym mowil Penderecki, zatytulowany "Arka" wygloszony zostal
w Residenztheater w Monachium podczas jednego ze spotkan swiatowego
cyklu odczytow "Koniec wieku". Tekst wykladu opublikowala
"Rzeczpospolita" takze w dodatku "Plus-Minus" z 24-26 grudnia 1996.
 
 
Izabella
 
_________________________________________________________________________
 
 
"ANGORA" numer 12 (354) 1997
sciagnal z http://www.angora.pdi.net
i przeformatowal z html na ASCII
Mirek Bielewicz
 
 
"Kiedy juz bede tam, na gorze, to czasem tu do was na ziemie zejde..."
 
 
                            SMIERC POETESSY...
                            ==================
 
 
Z rozmow BOHDANA GADOMSKIEGO z AGNIESZKA OSIECKA
 
                     "Gdy zniknie z gazet szpalt
                     twoj ostatni rym
                     a twoj srebrny alt
                     rozplynie sie jak dym
 
                     tam w obloku hen,
                     nie zapominaj nas
                     niech ci sie wieczny sen
                     rozjasnia raz po raz..."
 
AGNIESZKE OSIECKA, urodzona 9 pazdziernika 1936 roku pod znakiem Wagi,
poznalem pozno, bo w 1988 roku. Pamietam: siedzimy w jej slynnym
mieszkaniu na Saskiej Kepie w Warszawie i przez trzy godziny rozmawiamy
o zyciu. Konkluzja byl tytul wywiadu "Zyjmy niebezpiecznie", z wiele
mowiacym podtytulem "Resztkami sil czepiam sie mlodosci" oraz
podarowanie mi przedziwnego zdjecia ("poetessa" - jak sama siebie
nazywala): cala w czerni, w czarnej chustce na glowie, lezy wsrod
jesiennych lisci na cmentarzu kolo pomnika i... trzyma w reku zapalona
swieczke.
 
Minelo 6 lat.  Znow siedze w tym samym mieszkaniu (jakze odmienionym,
zdewastowanym, brudnym, ponurym, szalenie zaniedbanym). Agnieszka jest
tuz po smierci matki i po wlamaniu, ktore mialo miejsce w noc
poprzedzajaca moja wizyte na Saskiej Kepie.
 
Agnieszka Osiecka otworzyla drzwi i zaprezentowala sie w kompletnym
nieladzie (halka, podarte ponczochy, sweter zalozony napredce tyl na
przod), potargane siwe wlosy i... szklanka z alkoholem w lekko drzacej
dloni. Zamarlem i nie moglem wydobyc z siebie ani slowa. Ale
Agnieszka jakby tego nie zauwazyla, byla troche zmieszana i
przepraszala za balagan i za to, ze przyjmuje mnie w halce, ale nie
mogla znalezc spodnicy, ktora zlodzieje prawdopodobnie tez ukradli...
 
 
             I. "Resztkami sil czepiam sie mlodosci..."
 

- Czym pani zyje?
 
- Mlodoscia, ktora goni w pietke. Resztkami sil czepiam sie mlodosci.
 
- Wraz z uplywem lat zmienia sie czlowiek. Jak to przebiega u pani?
 
- Jak w starym powiedzonku: charakter zmienia sie co 7 lat. Podobno co
7 lat nastepuje calkowita wymiana krwi w czlowieku. To mi dziala na
wyobraznie. Zmieniam krag znajomych, rodzaj pracy, chcialam powiedziec,
ze zmieniam poglady, ale nie mam wlasciwie pogladow. Podejrzewam, ze
chyba do konca zycia nie wyrobie sobie wyrazistego systemu wartosci,
przynajmniej politycznych. Lubie szczerosc i naturalnosc. To chyba
jedyna stala cecha mojego charakteru. Poza tym jestem jak bumerang - po
wszystkich zyciowych burzach wracam do tego samego mieszkania, pod ten
sam adres.
 
- Co przezywa pani bardziej: osobiste konflikty i problemy czy
niepowodzenia zawodowe?
 
- Osobiste konflikty.
 
- W zyciu prywatnym jest pani obecnie sama?
 
- Nie jestem sama.
 
- A kto jest obok pani?
 
- Nie wiem, czy jest to czlowiek lubiacy wystepowac publicznie np. w
wywiadzie, bo ja mam stosunkowo male opory. Jestem dosc otwarta. W
kazdym razie moge powiedziec, ze zajmuje sie rowniez pisaniem. Lubi
dziela wielkich filozofow, muzyke Tadeusza Nalepy i duze piaszczyste
plaze.
 
- Wiem, kto to jest i jezeli pani nie ujawni jego nazwiska, zrobie to
sam w nastepnym pytaniu do pani, wiec?
 
- O Boze! Pan jest niemozliwy, pan chce mnie z nim poroznic, on sie
moze obrazic. Zastanowmy sie - czy ujawnic swiatu jego imie i
nazwisko.
 
- Tak, pokazmy swiatu kochanka Agnieszki Osieckiej, jej wielka milosc
i wielka namietnosc. To przeciez znany...
 
- Dziennikarz i pisarz Zbigniew Menzler, za ktorym biegalam przez
cale lata, a on... uciekal.
 
- I co, udalo mu sie od pani uciec?
 
- O tak. Uciekl bezpowrotnie.
 
- Teraz ma pani drugiego, rownie mlodego i o wiele od pani mlodszego
przyjaciela, to...
 
- Nazywa sie Andre Huebner-Ochodko i jest niemieckim rezyserem. Na
stale mieszka w Gdyni. Byl zwiazany z teatrem Jerzego Gruzy. Obecnie
ma swoj wlasny teatrzyk eksperymentalny "Atelier". Wspolnie pracujemy
nad adaptacja ksiazki "Wrogowie" Singera na sztuke teatralna z
piosenkami. Beda graly cztery osoby i Pan Bog.
 
- Ile on ma lat?
 
- Okolo 40.
 
- Dzieli was prawie 20 lat...
 
- Nigdy o tym nie myslalam. Przy nim czuje sie znow mloda, niczym
jego rowiesnica. Fascynuje mnie jego niezwykla, niepokojaca osobowosc.
Ja zawsze bardzo gwaltownie poszukiwalam uczucia, milosci drugiej osoby
i, jak do tej pory, nie moglam jej znalezc.
 
- Bo nie byla pani laskawa dla swoich partnerow...
 
- Oj, nie bylam, za to pozostawalam bogata wewnetrznie. Moze bylam
zbyt skomplikowana?
 
- Czy ktorys z pani chlopcow, mezczyzn, kochankow, wielbicieli,
oszalal na pani punkcie?
 
- Nigdy. Zaden.
 
- A Andre Huebner-Ochodko?
 
- Nie wiem. Jeszcze tego nie odczuwam. Ale chcialabym, zeby mnie
pozadal tak, jak ja jego pragne.
 
- A tymczasem?
 
- Mysle, ze wzbudzam letnie uczucia.
 
- Ale za to pani zyje, zyla pelnia zycia?
 
- Tak i niebezpiecznie. I wie pan, jaka recepte przepisalabym sobie
samej?
 
- Jaka?
 
- "ZYJMY NIEBEZPIECZNIE" Jozefa Conrada.
 
 
                II. "Nie umialam sie smiac od ucha do ucha!
 

- W pani tekstach piosenek, ksiazkach i sztukach jest sporo madrej
filozofii zyciowej. Skad ja pani czerpie?
 
- Nie wiem, czy to jest filozofia, to raczej pewna postawa wobec
zycia. Pol-przekorna, pol-akceptujaca. Wyrobilam ja sobie juz we
wczesnym dziecinstwie. Wydaje mi sie, ze nigdy nie umialam sie smiac
od ucha do ucha. Zawsze wesole mieszalo sie ze smutnym, a groteska z
tragedia. Te same cechy dostrzeglam u innych ludzi i takim wlasnie
ludziom staram sie niesc cos w rodzaju pociechy. Najbardziej jest to
widoczne w mojej piosence "Slodkie rodzynki, gorzkie migdaly".
 
- Czy jest pani typowa Waga?
 
- Typowa. Mam trudnosci z podjeciem decyzji i swoiscie to lubie. Lubie
te meczarnie. Czesto znajduje sie w sytuacjach konfliktowych, a nieraz
sama nie popadam. Probuje byc buforem pomiedzy ludzmi. Jestem niezlym
dyplomata, ale na granicy konformizmu. Ale sama nie lubie takich
ludzi. Jestem za miekka na obecne czasy.
 
- Ale nie jest pani typem domatorki i wzorowej matki, wrecz
przeciwnie?
 
- Nie jestem. Lubie przebywac w lokalach, w ponurych spelunach i
mordowniach. Co nie znaczy, ze czasami nie wpadam do wykwintnej
restauracji.
 
- Moze to kwestia genow?
 
- Moze. Moi rodzice mieli przed wojna restauracje w Zakopanem, ktora
do dzis istnieje. Nazywa sie "Watra". Gdy tam przebywam, zawsze
czekam, kiedy kelner zawola: "Dziedziczka przyjechala!" Ale nic z
tego, nie wola. Nawet pewnego razu wyrzucono mnie z "Watry", gdy nie
mielismy z przyjaciolmi pieniedzy na tzw. konsumpcje.
 
- Czy to prawda, ze czesto wloczy sie pani po miescie bez celu i
zaglada do podejrzanych knajp?
 
- Tak. Wlocze sie i bardzo duzo chodze. A czynie to dlatego, ze
potrzebny jest mi pewien sposob obcowania z ludzmi, ktory nie jest
konwersacja. Lubie przebywac w tlumie, ocierajac sie o ludzi. Nie
boje sie ludzi. Nie boje sie chodzic po nocach. Nie boje sie takze
lasu. A bedac w Ameryce, nie balam sie chodzic po czarnych
dzielnicach. Najbardziej sie boje byc sama w nocy w pustym mieszkaniu.
 
- Wyobrazam sobie, jak czula sie pani sama w tym zdewastowanym
mieszkaniu po wlamaniu?!
 
- To byl jakis mlody zlodziej, bo ukradl mi sprzet grajacy (duze
radio, jeszcze wiekszy telewizor, walkmana, aparat fotograficzny), a
nie np. drobne pamiatki po matce. Siedze tu, w straszliwym balaganie, w
stosach papierow i... ukladam tomik wierszy "Trzecie morze". Musze
odnalezc moje dawne wiersze, ktore utonely w morzu papierow. Wie pan,
ze zmarla moja matka, ktora bardzo cierpiala, a bardzo nie chciala
umrzec. W pewnym momencie byla chora na wszystko, a mimo to klocila sie
z Panem Bogiem. W czasie jej straszliwych cierpien jakis bydlak
zamordowal nasza kocice i to w sposob wyjatkowo brutalny, bo rozcial
jej glowe jakims kilofem.
 
- Matka umarla, kocica zamordowana, corka w Ameryce, nowa sympatia
nad morzem. A pani sprawia wrazenie osoby przerazliwie smutnej,
przybitej i samotnej?
 
- Na gwiazdke kupie sobie bardzo zlego psa z niebieskimi oczami i nie
bede taka samotna. Kupie go, chociaz jestem kociara, zeby wystraszyc
czlowieka, ktory w mojej dzielnicy systematycznie morduje koty.
 
- Dlaczego w kuchni i w pokoju pani matki jest tak brudno, tak ponuro
i zimno? Moglaby pani dac do naprawy te zniszczone sprzety i ten
stary, kulawy fotel, z ktorego przed chwila omal nie spadlem?
 
- Moglabym, ale ja nigdy nie umialam stworzyc prawdziwego domu i
wyczarowywac domowej atmosfery.
 
- Wydaje mi sie, ze mimo uplywajacego czasu prowadzi pani jakby
studencki sposob zycia i bycia?
 
- Jesli moje zycie prywatne jakos sie w koncu sklei, to i tak wcale
nie zamierzam stworzyc mieszczanskiego domu. Nie znosze stylu zycia,
ktory opisalam w jednej z piosenek "Panstwo do nas, my do panstwa".
Nie wyobrazam sobie siebie w roli gospodyni domowej, przygotowujacej w
niedziele obiad z 6 dan.
 
- A jak ktos wpadnie do pani?
 
- Robie jajecznice, podaje herbate i wino.
 
- Nigdy nie byla pani ani dobra gospodynia, ani dobra matka...
 
- Bylam nia na tyle, na ile moze kobieta rozwiedziona.
 
- Jaki jest obecny stan pani ducha?
 
- Jestem na etapie marzenia.
 
 
               III. "Przestalam sie wloczyc nocami,
                    ale wlocze sie w dzien..."
 

- Czy nadal wloczy sie pani nocami po miescie, zagladajac do barow i
restauracji?
 
- Przestalam sie wloczyc nocami, ale za to wlocze sie w dzien,
najchetniej po mojej dzielnicy. Zagladam do barow i kawiarenek, gdzie
ukladam sobie wszystko, co mam do napisania. Nigdy nie pracuje przy
biurku. Kiedy siadam do maszyny, jestem gotowa tworczo. Teksty
wymyslam wylacznie podczas spacerow.
 
- Gdzie odbywa sie akt tworczy?
 
- W drodze, na ulicy, w tramwaju, w samochodzie.
 
- Ciekawy jestem - czy piszac meczy sie pani, czy odpoczywa?
 
- Odpoczywam, bo pisanie zawsze bylo dla mnie zabawa.
 
- Woli pani byc stara i madra, czy mloda i glupia?
 
- Mloda i glupia.
 
- Jest pani osoba bardzo niezorganizowana. W torebce tez jest taki
straszliwy balagan?
 
- W torebce mam porzadek, ale, jak mowi moj stary znajomy: ma
porzadek w lozku, ale balagan na biurku.
 
- Krystyna Sienkiewicz powiedziala mi, ze jest pani osoba z
poczekalni dworcowej, bo albo gdzies wyjezdzala, albo wracala, czesto
bez uzasadnionego powodu ot, tylko dla samego podrozowania. Czy
rzeczywiscie tak bylo?
 
- Sienkiewicz ma swieta racje, bo duzo i bezsensownie krecilam sie po
swiecie i Polsce. Moja mama powiedziala do mnie: "Ty jestes taki
ucieczkowy typ". Teraz, gdybym wybrala sie w kolejna bezsensowna
podroz, bardzo bym cierpiala.
 
- Czy jest pani osoba szczesliwa?
 
- Umiem byc szczesliwa. Ostatnie lata byly dla mnie wyjatkowo
ciezkie i nawet gdybym chciala, to nie potrafilabym utkac z nich
najmniejszego szczescia. Co prawda, w zawodzie wiodlo mi sie dobrze,
zarobilam duzo pieniedzy, ale gdyby Pan Bog zapytal mnie - czy wole,
zeby udalo mi sie zycie osobiste, czy zawodowe, to natychmiast
odpowiedzialabym, ze osobiste.
 
- Ale sie nie udalo, bo ci faceci, z ktorymi pani byla, zyla, bawila
sie, nie kochali pani jak nalezy. Czy dlatego pije pani tak duzo
alkoholu?
 
- Zawsze nalezalam do ludzi, ktorzy duzo pili.
 
- A co najchetniej pani pije?
 
- Winiak klubowy. Nie pije w ogole wina.
 
- Dzisiaj znowu pani pila. Za duzo. Zdecydowanie za duzo. Prosze
juz odlozyc te szklanke z alkoholem. Prosze...
 
- A pan nie pije w ogole?
 
- Niczego, co ma smak alkoholu. Jestem calkowitym abstynentem.
 
- Ach, to pan nigdy nie zrozumie tych, co sa uzaleznieni od alkoholu.
 
- Wlamano sie do pani mieszkania, ukradziono pani samochod. Konczmy
wiec rozmowy i pedzmy na policje...
 
- Dobrze. Chodzmy, ale pozwoli pan, ze po drodze wstapie na chwilke
do baru? Mam taki swoj bar, nazywa sie "Bar Expresso", jest przy
rondzie Waszyngtona. Czesto tam przebywam.
 
- Pani Agnieszko!
 
 
                   IV. W drodze do baru "Expresso"...
 
 
- Pamieta pani, jak w 1988 roku zwierzyla mi sie, ze resztkami sil
czepia sie mlodosci. Czy to prawda, ze niedawno wpadla pani w panike,
bo straszliwie przestraszyla sie starosci. Czy boi sie pani takze
smierci?
 
- Od uplywajacego czasu otrzymuje coraz mocniejsze ciosy. Owo
"czepianie sie mlodosci" pojmuje jako wspolprace z mlodymi ludzmi,
ktorzy duchowo maja pewna swiezosc, co z kolei daje niepowierzchowna
radosc intelektualna. Kiedy juz bede tam, na gorze, to czasem tu do
was na ziemie zejde. Mam swiadomosc przemijania i smierci. Naleze do
pokolenia, ktore umiera mlodo. Wie pan, ze nie jest szczesliwie zyc
bardzo dlugo. Nie wyobrazam sobie siebie jako wesolej staruszki.
Bardziej boje sie starosci niz smierci.
 
 
                                *  *  *
 
Agnieszka Osiecka zmarla w piatek 7 marca 1997 roku w warszawskim
szpitalu. Od dawna byla bardzo powaznie chora na raka, ale w ogole nie
poruszala tego tematu i nikt, poza lekarzami, o tym nie wiedzial.
Napisano po jej, niespodziewanej dla ogolu i dla przyjaciol, smierci, ze
"czas Agnieszki Osieckiej skonczyl sie, ze jej epoka zamknela sie wraz
z jej smiercia". Nie zdazyla napisac ostatniej ksiazki o dwojgu
ludziach, ktorzy wciaz opowiadaja sobie te sama historie. Nie
zdazylismy sie umowic na kolejny wywiad i nie odwiedzilem pani
Agnieszki na Saskiej Kepie, chociaz kilkakrotnie mnie tam zapraszala.
Nie pokaze mi juz swojego domu w Sopocie i nie poplyniemy jej malym
jachtem w morze, bo nie zdazyla go kupic.
 

                  "Czasem zanuc sobie o nas od niechcenia -
                  do widzenia, do widzenia, do widzenia,
                  my po siedmiu przedpokojach, siedmiu sieniach
                  zasiadziemy obok ciebie - do widzenia.
                  
                  Pozostaniesz w naszych sercach i marzeniach,
                  do widzenia, do widzenia.
                  My jestesmy tu na ziemi naprzeciwko,
                  zamow dla nas tam na gorze male piwko."
 
 
Rozmawial BOHDAN GADOMSKI
 
_______________________________________________________________________

Dla zrownowazenia agresywnego, w naszym odczuciu, i bezpardonowego tonu
wywiadu - czyzby to byl nowy styl w polskim dziennikarstwie? - 
zamieszczamy kilka faktograficznych informacji o zyciu i tworczosci 
Agnieszki Osieckiej nadeslanych przez uczestnikow listy dyskusyjnej 
"Papirus":
 

Izabella Wroblewska 
 

Agnieszka Osiecka urodzila sie 9 pazdziernika 1936 roku w Warszawie.
Ojciec jej byl lwowskim pianista kawiarnianym. Ukonczyla dziennikarstwo
na Uniwersytecie Warszawskim (1956) i rezyserie w lodzkiej szkole
filmowej (1962). W latach 50. pisywala reportaze prasowe m.in. do "Po
prostu" (1955-57). Byla czlonkiem Rady Artystycznej i autorka w
Studenckim Teatrze Satyrykow (STS).
 
Napisala ponad 2000 piosenek. Jej piosenki spiewali: Maryla Rodowicz
(Malgoska, Niech zyje bal, Dama byc, Sing-sing), Seweryn Krajewski,
Skaldowie, gdanski Bim-Bom, krakowska Piwnica Pod Baranami, kabaret J.
Pietrzaka "Pod Egida")
 
Pisala:
 
   - powiesci i wspomnienia:
                             "Zabilam ptaka w locie" (1971),
                             "Szpetni 40-letni" (1985),
                             "Czarna wiewiorka" (1986),
                             "Rozmowy w tancu" (1992).
   - musicale :
                             "Apetyt na czeresnie"  (1969),
                             "Dzis straszy"    (1972),
                             "Niech no tylko zakwitna jablonie"
                             "Znajomi znajomych"
 
   - monodram :
                             "Biala bluzka"   (1986)
 
Byla piekna i madra kobieta, adorowana przez wielu artystow.
 
Zartowala jednak:
 
        "Sklamalabym, gdybym powiedziala, ze nikt mnie nie kochal,
         ale jeszcze zaden mezczyzna nie oszalal na moim punkcie.
         Ja zawsze wzbudzalam letnie uczucia."
 
Zapytana 3 lata temu o to, co jest dla niej najwazniejsze, powiedziala:
 
        "Milosc, pisanie, dom"
 

----------------------------------------------------------------------


Tadeusz K. Gierymski 
 
 
Urodzila sie 9.10.1936 r. w Warszawie, gdzie ukonczyla Wydzial
Humanistyczny (dziennikarstwo) Uniwersytetu Warszawskiego. Ukonczyla
takze Wydzial Rezyserski PWSFiTV w Lodzi.
 
Debiutowala w 1954 r. jako reportazystka w dzienniku "Glos Wybrzeza",
publikowala m. in. w "Radarze", "Szpilkach", "Zwierciadle", "Gazecie
Robotniczej", "Zarzewiu", "Przekroju", "Literaturze".
 
Byla czlonkiem kolegiow redakcyjnych "Po prostu" i "Sztandaru Mlodych"
 
1954-72 pisala skecze i piosenki dla STS, od 1961 wspolpracowala z TV, a
w latach 1963-69 byla redaktorka w Radiowym Studiu Piosenki Literackiej.
 
Prozaik, autorka sztuk scenicznych (m.in. "Oskarzeni", "Przesady",
"Niech no tylko zakwitna jablonie"), autorka tekstow piosenek, widowisk
rewiowych satyryk, poetka.
 
Pisala do "Polityki" i "Exlibris".
 
Laureatka nagrody ZAiKSu oraz Komitetu ds. Radia i Telewizji.
 
Wydala:
 
  "Dzien dobry, Eugeniuszu", Powiesc, NK 1969
  "Listy spiewajace", Satyry, piosenki, Cz 1970
  "Zabilam ptaka w locie", Powiesc, Cz 1970
  "Dixie", Utwor dla dzieci, Ruch 1972, KAW 1975
  "Wzor na diabelski ogon", Utwor dla starszych dzieci, NK 1974
  "Sztuczny miod", Satyry, Cz 1977, Bibl. Satyry
  "Imionnik z kwiatem", Poezje, KAW 1979
  "Wada serca", Poezje, Cz 1981
  "Koleda myszki", Utwor dla dzieci, KAW 1985
  "Zywa reklama", Satyry, Iskry 1985 Bibl. Stanczyka
  "Szpetni czterdziestoletni", Wspomnienia, Iskry 1985, 1987
  "Biala bluzka". Opowiadania, WL 1988
  "Ptakowiec", Utwory dla dzieci, KAW 1988
  "Czarna wiewiorka", Powiesc, Cz 1989
  "Zabawy poufne", Felietony, KAW 1990
 
 
Wyciag tytulow z: Leslaw Bartelski, "Polscy pisarze wspolczesni
1939-1991: Leksykon", Wydawnictwo Naukowe, PWN, Warszawa 1995.
 
Dodatkowo i nie z Bartelskiego. Niestety niekompletne:
 
  "Rozmowy w tancu", 1992
  "Zabawa w Sielance", folklor warszawski
  "Kolory. Piosenki estradowe", 1962
  "Pantoflisko", 1975
 
                                                               tkg

----------------------------------------------------------------------
 
Katarzyna Zajac 
 
Na zyczenie Wlodka z Grochowa tekst "Malgoski":
 
 
Agnieszka Osiecka
 
                               MALGOSKA
                               ========
 
                 To byla maj, pachniala Saska Kepa
                 szalonym, zielonym snem
                 To byl maj, gotwa byla ta sukienka
                 i noc sie stawala dniem
                 Juz zapisani bylismy w urzedzie,
                 biale koszule na sznurze schly
                 Nie wiedzialam, co ze mna bedzie,
                 gdy tamta dziewczyne pod reke ujrzalam z nim ...
 
                      Refren:
 
                      Malgoska, mowia mi,
                      On niewart jednej lzy,
                      On nie jest wart jednej lzy (oj, glupia)
                      Malgoska, kochaj nas,
                      Na smutki przyjdzie czas,
                      Zaspiewaj raz, zatancz raz.
 
                      Malgoska, tancz i pij,
                      A z niego sobie kpij,
                      A z niego kpij sobie, kpij.
                      Jak wroci, powiedz "nie!",
                      Niech idzie tam, gdzie chce.
                      Ej, glupia ty, glupia ty.
                      Glupia ty.
 
                 Jesien juz,
                 Juz pala chwasty w sadach
                 I pachnie zielony dym.
                 Jesien juz,
                 Gdy zajrze do sasiada,
                 Pytaja mnie, czy jestem z kim.
                 Widzialam bialy slub - ida swieta.
                 Nie slyszalam z daleka slow.
                 Moze rosna im juz piskleta,
                 A suknia tej mlodej uszyta jest z moich snow.
 
                      Refren:
 
                      Malgoska, mowia mi,
                      On niewart jednej lzy.
                      Oj glupia ty, glupia ty.
                      Malgoska, wroza z kart,
                      On nie jest grosza wart.
                      A wez go czart, wez go czart.
 
                      Malgoska, tancz i pij,
                      A z niego sobie kpij,
                      A z niego kpij sobie, kpij
                      Jak wroci, powiedz "nie!",
                      Niech zginie gdzies na dnie.
                      Ej, glupia ty, glupia ty,
                      Glupia ty.
 

----------------------------------------------------------------------

I jeszcze, przy okazji, cos o cietych kwiatach i dodatkowo wspomnienie
sierpniowego motyla znad Czarnej Hanczy (ostatni raz bylam tam pod
koniec sierpnia ub. roku).
 
 
Agnieszka Osiecka
 

                       "KWIATY CIETE SA SWIETE"
                       ========================
 

                        Kwiaty ciete sa swiete,
                        leza na wznak,
                        a potem na pierwszy znak
                        dlugo konaja w wazonach.
 
                        Ludzie kupuja te sliczne trupy
                        i wrecz im nie przejdzie przez mysl,
                        ze wczoraj to bylo wczoraj,
                        a dzis jest dzis.
 
                        Smierc koluje nad kwiatem
                        jak motyl nad Czarna Hancza,
                        a weselnicy tancza, tancza !
 
 
jest to jeden z ostatnich wierszy Agnieszki Osieckiej.
(Gazeta Wyborcza, 10 marca 1997)
 
                                                         Kasia
_________________________________________________________________________
 
Dabrowka Ujec 
 
 
                            21 MARCA
                            ========
 

Tak, kochani, dzis pierwszy dzien wiosny! Pieknie u mnie z tej okazji
zaswiecilo slonko, buchnelo w calej pelni zielonosciami i
kwiecistosciami... Jednym slowem - zaczyna sie robic naprawde
pieknie...
 
A swoja droga - pamietacie topienie Marzanny? To wlasnie dzis uciekloby
sie z lekcji (Dzien Wagarowicza) - czy to sie jeszcze praktykuje?),
albo gromadnie wybralo nad jakas miejscowa rzeke, aby pozegnac sie
oficjalnie z zima...
 
Bo dawnymi czasy zwyczaj ten byl baaaaardzo podobno wazny, nie tylko
zreszta w kulturze slowianskiej... Obrzedy zwiazane z odejsciem zimy i
powitaniem wiosny byly popularne rowniez na terenach germanskich, gdzie
w zaleznosci od terytorium, w czwarta niedziele postu czy tez w polowie
postu, badz tez w zupelnie innym terminie przygotowywano, najczesciej
zrobiona ze slomy kukle, ktora symbolizowala Smierc. Odnoszono sie do
niej z wielkim szacunkiem, bowiem ubierano ja prawie zawsze bardzo
starannie i z duza dbaloscia. Wazne bylo tez miejsce przygotowania
kukly, bowiem istnial przesad, iz w domu, gdzie zostanie wykonana, nikt
nie umrze w nadchodzacym roku...
 
Ubrana kukla, w Gornych Luzycach na przyklad, nosila obowiazkowo welon
podarowany przez mloda mezatke i koszule z ostatnio zmarlej osoby. Tak
przywdziana, slomiana lala, wedrowala w tlumnym pochodzie... I albo
"zatlukiwano" ja na koncu wsi kamieniami, kijami, zdzierajac przy tym ow
szczegolny ubior, badz tez palono, ja, czy tez rzucano do wody...
Pamietam, ze wcale jeszcze nie tak dawno, szlo sie gromadnie cala szkola
nad miejscowa rzeke, aby przy spiewie wesolych piosenek, podpalic zla
Marzanne - Zime - Smierc i wrzucic ja bezceremonialnie do plynacej
wody...
 
Uwaza sie, ze cala ta ceremonia miala chronic ludzi przed chorobami,
smiercia i wszelkim zlem, ktore mialoby pojawic sie w malej, zazwyczaj,
spolecznosci wiejskiej...
 
Jako ciekawostke o 21 marca zapodam moze jeszcze, ze w Chinach jest to
nie tylko data zrownania dlugosci dnia i nocy, ale dzien, a wlasciwie
tydzien "okolowiosenny", powitania jaskolek. Przypisywalo sie im
niegdys bardzo szczegolna role (teraz pewnie zarzucona ze wzgledow
ideologicznych), a mianowicie plodnosc. Liczne legendy wskazuja
bowiem na fakt, iz nadmierne spozycie jaj jaskolczych moglo podobno
spowodowac ciaze dziewicy. W ten sposob mial przyjsc wlasnie na swiat
protoplasta rodu Czangow, do ktorj nalezal znany, chinski filozof,
Konfucjusz (551-479 p.n.e)...
 
Jaskolka to w ogole bardzo ciekawy symbol w literaturze i wierzeniach
ludzkich. Jest zwiastunka zmartwychwstania - przylatuje przeciez w
pierwszy dzien wiosny, po mrocznej zimie, jest zatem zwiastunem i
zapowiedzia "nowego"...
 
Wedlug mitologii greckiej Filomena, corka Pandiona, krola Aten,
zamieniona zostala po dokonaniu na niej brutalnego gwaltu i wyrwaniu
jezyka, wlasnie w jaskolke.
 
W jaskolke przemieniala sie rowniez Izyda, bogini egipska, ktora latala
nocami wokol grobu Ozyrysa i kwilac obwieszczala swiatu swoja
rozpacz....
 
To tyle na razie o symbolach wiosny...
 
Calkiem z innej beczki przypomne, ze 312 lat temu urodzil sie niejaki
Jan Sebastian Bach. Nie bede go rekomendowac, powiem tylko, ze bardzo
go lubie w wykonaniu organowym i klawesynowym... Wybieram sie rowniez w
ramach tzw. przedswiatecznych rozrywek kulturalnych na "Pasje Sw. Jana"
i jezeli wykonanie mi sie spodoba, badz tez nie, to moze cos
jeszcze na ten temat napisze...
 
                                                     Dabrowka
 
_______________________________________________________________________
 
Malgorzata Zajac 


                       NIEDZIELA PALMOWA
                       =================


W krakowskich kwiaciarniach i na placach targowych juz od dobrych
kilku dni jest bajecznie kolorowo od palm wielkanocnych. Sa one
czesto bardzo ladne, szczegolnie jak sie je ozdobi suszonymi
zielskami, na przyklad zbozem, lnem lub krwawnikiem, oraz
niesmiertelnikami. Co natura, to natura ...

Za zwykle palmy trzeba zaplacic, w zaleznosci od ich wielkosci,
w granicach 3-12 zlotych. Ale na przyklad u krakowskich kwiaciarek
na Rynku Glownym mozna specjalnie zamowic nawet kilkumetrowa palme.
No, to juz jest duza ekstrawagancja, bo taka palma moze sie nie
zmiescic potem w pokoju.

Wielkanocne palmy nie zdolaly sie uchronic przed moda. Jeszcze
kilka lat temu mozna bylo bez klopotu kupic sobie wierzbowe bazie
z bukszpanem, ktore potem samemu zdobilo sie roznymi elementami,
na przyklad kolorowymi wstazkami, kolory zaleznie od nastroju.
Teraz przyszla niestety moda na palmy gotowe, malowane farbami.
Nie wyglada to zbyt sympatycznie, niestety.

Najstarsza krakowska kwiaciarka handlujaca na Rynku twierdzi, ze
ma znajoma klientke, ktora juz od 37 lat kupuje u niej palmy
i potem nie wyrzuca ich, tylko trzyma wszystkie w wazonach.
Zastanawiam sie, gdzie ona ma na to miejsce. Ale podobno przynosi
to szczescie domowi.

Ja preferuje palmy naturalne, bez malowanych traw, czy kwiatow.
Taka palma umieszczona w wazonie przede wszystkim wytwarza pewien
przyjemny klimat podobny do klimatu wiosennej l/a~ki.

Kto jednak chce zobaczyc najpiekniejsze i najwieksze palmy wielkanocne
w Polsce, powinien sie wybrac do Lipnicy Murowanej. Od poczatku
XIV wieku odbywaja sie tam na rynku konkursy palmowe. Bylismy tam
przed rokiem popatrzyc sobie na te cuda. Nie uwierzylabym, gdybym
nie widziala na wlasne oczy - palmy moga byc kilkunastometrowe.
Nagrodzone na tym konkursie palmy zdobia potem przez caly rok
figure blogoslawionego Szymona z Lipnicy. Taka tradycja ludowa.

Ale krakowianie tez mogli dzis zobaczyc najladniejsze palmy
z podkrakowskich wiosek. Zaraz po 14-tej ruszyl spod Barbakanu
korowod palm, ktory poprzez Florianska przeszedl do Rynku. Bylo
co podziwiac, zareczam.

                                               Malgorzata
________________________________________________________________________

Katarzyna Zajac 
 
 
                   PRZYPADKI CIEKAWEGO CZLOWIEKA
                   =============================
 
 
Niedawno przeczytalam fajna ksiazke - autobiografie znanego fizyka
Richarda P. Feynmana "Pan raczy zartowac, panie Feynman! Przypadki
ciekawego czlowieka" (oryginal "Surely You're Joking, Mr. Feynman!
Adventures of a Curious Character") w przekladzie Tomasza Bieronia,
wydana niedawno przez "Znak" (Krakow 1996). Bardzo mi sie podobala.
 
Moze czytaliscie, bo w Stanach byla wydana juz dawno (w 1985 r.), ale
jezeli nie, to zalaczam jeden z fragmentow, ktorego akcja toczy sie w
Los Alamos, gdzie Feynman pracowal przy Projekcie Manhattan, t.j. przy
budowie pierwszej bomby atomowej.
 
 
                                *  *  *
 

Wreszcie postawili dom mieszkalny. Poszedlem tam, gdzie przydzielali
pokoje i powiedziano mi, ze moge sobie wybrac, ktory chce. A ja co
zrobilem? Sprawdzilem, ktore okna wychodza na blok mieszkalny dla
kobiet i wybralem sobie odpowiedni pokoj. Niestety potem okazalo sie,
ze drzewo zaslania mi widok.
 
Powiedzieli mi, ze bedziemy mieszkac po dwie osoby w pokoju, ale tylko
tymczasowo. Kazde dwa pokoje beda mialy wspolna lazienke, a spac
bedziemy na pietrowych pryczach. Ja jednak nie chcialem mieszkac z
kims.
 
Po poludniu, kiedy sie zainstalowalem, nikogo innego w pokoju nie bylo,
wiec postanowilem, ze sprobuje zatrzymac go wylacznie dla siebie. Moja
zona lezala w szpitalu w Albuquerque chora na gruzlice, ale mialem kilka
pudel z jej rzeczami. Odsunalem wiec posciel na gornym lozku, wyjalem
koszule nocna i rzucilem byle jak na posciel.
 
Wyjalem pantofle zony, a potem rozsypalem troche pudru na podlodze w
lazience. Problem w tym, ze to mialo byc meskie dormitorium. Kiedy
wrocilem tego wieczoru do pokoju, moja pizama lezala starannie zlozona
pod poduszka na dole, a pantofle staly grzecznie pod lozkiem. Damska
koszula nocna tez lezala starannie zlozona pod poduszka na gorze. Lozko
bylo rowno poscielone, a damskie pantofle tez staly grzecznie pod
lozkiem. Puder posprzatano, a gornego lozka nikt nie zajal.
 
Nastepnego wieczoru to samo. Po przebudzeniu tarmosze gorne lozko i
niechlujnie rzucam koszule nocna na posciel, rozsypuje puder w lazience
et cetera.
 
Trwalo to przez cztery dni, do chwili gdy wszyscy byli zadomowieni i
minela grozba, ze dokwateruja mi druga osobe. W ciagu dnia sprzataczka
wszystko ladnie ukladala, choc to byl meski hotel.
 
Wtedy jeszcze o tym nie wiedzialem, ale moj drobny figiel wciagnal mnie
w polityke. W Los Alamos byly, oczywiscie, rozne stronnictwa -
stronnictwo gospodyn domowych, stronnictwo mechanikow, stronnictwo
technikow itd. Kawalerowie i niezamezne kobiety, ktore mieszkaly w domu
naprzeciw, uznali, ze tez powinni powolac stronnictwo, poniewaz
uchwalona zostala nowa regula:
 

      Do meskiego hotelu kobietom wstep wzbroniony !
 

Kompletny idiotyzm. Przeciez jestesmy dorosli! Coz to za bzdury?
Trzeba bylo podjac jakies dzialania polityczne. Tak sie zaangazowalem w
te debate, ze zostalem wybrany na przedstawiciela mojego domu w radzie.
 
Gdy zasiadalem juz w radzie od mniej wiecej poltora roku, rozmawialismy
o czyms z Hansem Bethe, ktory byl w radzie naczelnej. Opowiedzialem mu
o moim fortelu z koszula nocna i pantoflami mojej zony. "A, wiec to tak
dostales sie do rady miejskiej!" - zasmial sie.
 
Sprawa byla nastepujaca. Sprzataczka z naszego domu weszla do mojego
pokoju i stwierdzila, ze jest klopot: jakas cizia nocuje z facetem!
Doniosla wiec szefowej sprzataczek, szefowa sprzataczek doniosla
porucznikowi, a porucznik doniosl majorowi. Informacja, jako niezwykle
wazna, zawedrowala az do generalow z rady naczelnej.
 
Co z tym fantem zrobic? Trzeba przemyslec sprawe, ale poki co, jakie
polecenie przekazac sprzataczce za posrednictwem majorow, kapitanow,
porucznikow i szefowej sprzataczek ?
 
"Nic nie ruszaj, tylko ladnie sprzataj i czekaj, co sie stanie".
 
Nastepnego dnia raport byl ten sam. Przez cztery dni zachodzili w
glowe, co robic. Wreszcie uchwalili przepis: Do meskiego hotelu
kobietom wstep wzbroniony! To jednak wzbudzilo taki ferment na dole, ze
trzeba bylo wybrac jakiegos przedstawiciela do obrony interesow...
 
                                *  *  *
 
wysluchal zwierzen R. P. Feynmana -  Ralph Leighton
opracowal                         -  Edward Hutchings
 
 
Przytoczyla
 
Kasia
 
_______________________________________________________________________
 
 
Izabella Wroblewska 
 
 
                             "KONIEC WIEKU"
                             ==============
 
 
Wspaniala wystawa "Koniec wieku", zajmujaca prawie caly gmach Muzeum
Narodowego w Krakowie, przypominala w piatek 14 marca koniec swiata.
Zwiedzajacy przedzierali sie w scisku, by choc rzucic okiem na
arcydziela polskiej secesji. Moge powiedziec, ze to wlasciwie nie jest
wystawa, to jest manifestacja potegi, roznorodnosci i swietnosci
polskiej sztuki przelomu XIX i XX wieku. Egzaltowane czasy Belle Epoque
mialy przeciez cala swoja przesadna estetyke. W zyciu i sztuce emfaza
byla wtedy najzupelniej na miejscu.
 
Stulecie Mlodej Polski i koniec drugiego tysiaclecia naszej ery staly
sie okazja do przygotowania ogromnego przegladu tego okresu w sztuce,
ktory mowi o Polsce i Polakach wyjatkowo duzo. Mloda Polska, zwana
takze modernizmem, symbolizmem, secesja, byla okresem najwiekszej
artystycznej swietnosci nie tylko w dziejach naszej sztuki, ale co wazne
i literatury. Cala sztuka przesiaknieta byla literatura.
 
Najwazniejsze jest to, ze byl to czas niebywalej wprost erupcji
talentow, formul artystycznych, jakby sie nagle otworzyly drzwi Sezamu -
i ta wystawa to pokazuje. Mowi sie, ze zostala ona zorganizowana, bo
zbliza sie nastepny koniec wieku. Lecz prozno szukac glebszych
paraleli. Czy rzeczywiscie dzisiaj, tak jak wtedy, przezywamy kryzys
wartosci, egzystencjalne zagubienie dlatego, ze znow nadchodzi koniec
wieku? A moze katastroficzny sposob myslenia o czlowieku, o swiecie,
ktory wtedy, pod koniec XIX wieku, zrodzil sie, nadal trwa.
 
Wystawe "Koniec wieku. Sztuka polskiego modernizmu 1890-1914", do
ktorej przygotowania trwaly trzy lata, zobaczylo w warszawskim Muzeum
Narodowym 100 tys. ludzi. Organizatorom ekspozycji udalo sie zgromadzic
650 dziel autorstwa 107 polskich artystow. Sprowadzono je z 30 muzeow
polskich, Lwowskiej Galerii Obrazow, i Muzeum Miejskiego w Wilnie, oraz
z bibliotek i niezliczonych kolekcji prywatnych. Pokazano malarstwo,
rzezbe, grafike, rysunek, ceramike, meble, srebra i ksiazki. Wspanialym
pomyslem komisarza wystawy Barbary Malkiewicz bylo umieszczenie tu takze
tkanin i ubiorow, ktore wzbogacily wyobrazenie widzow o swiecie sprzed
100 lat. Nie ma tam slabych, czy przecietnych prac.
 
Dzis jest to tez jedyna okazja, by zobaczyc wspaniale dziela z
prywatnych kolekcji. Ponad 30 wlascicieli udostepnilo swoje zbiory na
uzytek wystawy. Wszystkie krakowskie uzupelnienia projektowala Barbara
Malkiewicz, a za koncepcje plastyczna odpowiada Jan Kolanowski.
 
O wielkiej magii sztuki, ktora pozwala powtorzyc koniec wieku,
wspomniala na konferencji prasowej poprzedzajacej wernisaz, autorka
wystawy Elzbieta Charazinska z Muzeum Narodowego w Warszawie.
 
      "Glowna idea wystawy jest przywrocenie tamtego swiata.
       Pokazanie zycia ludzkiego od narodzin az do smierci.
       Pytania na ten temat zadawali sobie wszyscy artysci,
       ale ich odpowiedzi byly rozne."
 
Wspolautorem wystawy jest Lukasz Kossowski z warszawskiego Muzeum
Literatury. Calosc przedsiewziecia powstala we wspolpracy muzeow
narodowych w Warszawie i w Krakowie.
 
Ekspozycja skupia sie wokol trzynastu obrazow-hasel zestawionych wedle
kryteriow tematycznych. Sa to jakby glowne ogniska tematyczne i
symboliczne, czyli po prostu tytuly dziel patronujacych poszczegolnym
czesciom wystawy. Probuja one ogarnac cale bogactwo tamtej sztuki.
Watki przeplataja sie dosc plynnie, czesci przechodza lagodnie jedna w
druga.
 
Poszczegolne obiekty moglyby znalezc sie w roznych miejscach ekspozycji.
Koncepcja ta mniej sprzyja klarownosci pokazu, a bardziej tworzeniu
klimatu przywolujacego ducha Mlodej Polski. Eksponaty uporzadkowano
wedlug pewnego klucza. Jest nim trzynascie hasel, bedacych tytulami
wybranych dziel sztuki. Do najciekawszych rozdzialow naleza: "Wiosna",
"Porwanie", "Dziwny ogrod", "Cma nocna", "Drobiazgi na kominku" i
"Zmrok".
 
"Nec Mergitur" - niech nie zatonie, porusza problem braku
niepodleglosci, podejmowany przez sztuke w sposob aluzyjny. Tytulowy
obraz Ruszczyca przywieziony z Muzeum Wilenskiego, nawiazuje do watkow
Skargi, Mickiewicza i Sienkiewicza, ktorzy porownywali Polske do okretu.
Wsrod burz plynie tymczasem okret "Purpura" i wciaz tonie.
 
To zly obraz, ale wazny. O wiele bardziej ciekawe jest plotno
Malczewskiego "W tumanie". Wielosc jezykow, ktorymi poslugiwala sie
owczesna sztuka dobrze oddaje inne zestawienie: Pruszkowskiego "Pochod
na Sybir" i Chelmonskiego "Kuropatwy". Oba obrazy znakomite, ale
mowiace w sposob najzupelniej odmienny o tym samym problemie. To
odswiezajace przypomnienie, bo zazwyczaj ogladajac Chelmonskiego wsrod
innych jego pejzazy, zapominamy zupelnie o ich symbolizmie.
 
"Dziwny ogrod" Mehoffera jest dobrze znany. W letnim sadzie ciezkim od
ciepla, kilka postaci wsrod drzew, nad nimi wielka, zlota wazka, rodem z
witrazy, ktorych byl mistrzem. To obraz absolutnie jedyny, pokazywany
juz w Europie, wyjatkowy. Obok niego wiele innych ogrodowych widokow.
Najciekawszym wsrod nich jest przywieziona ze Lwowa "Zima" Jozefa
Czajkowskiego.
 
Wsrod tematow wystawy ideowo najwazniejszy jest "Pochod na Wawel". Ta
rzezbiarska wizja Waclawa Szymanowskiego, moze artystycznie nie
najciekawsza, ale dla myslenia o przeszlosci Polski ku jej przyszlosci,
wyjatkowo wazna. Wielkim rarytasem stalo sie pokazanie az siedmiu
"Widokow na Kopiec Kosciuszki" Stanislawa Wyspianskiego. Autor
"Akropolis" utworzyl w tym cyklu jedno ze swoich najbardziej
wielowatkowych przedstawien. Przeszlosc, zmienna terazniejszosc,
niesmiertelnosc i przeczucie wlasnej smierci stapiaja sie w jedno, w tej
zupelnie wyjatkowej serii, ktora dodatkowo kaze pamietac o
impresjonistycznym upodobaniu do tworzenia obrazowych cykli.
 
Mozna jeszcze zwrocic uwage na nastepujace tytuly-hasla: "Uciekajac
przed trzmielem" to karykatura, groteska i zart rodem z "Zielonego
balonika". "Cma nocna" to swiat i polswiatek. "Zmrok" jest dosc pelna~
prezentacja~ technik graficznych i rysunkowych. Tutaj podziwiamy przede
wszystkim grafiki Jozefa Pankiewicza. Jego precyzyjne i delikatne w
rysunku i nastroju prace, sa absolutnymi wyzynami w tej dziedzinie.
 
W tak pomyslanej ekspozycji kilka nazwisk wybija sie zdecydowanie:
Wyspianski, Mehoffer, Malczewski, Ruszczyc, Weiss, Pankiewicz,
Podkowinski i Wyczolkowski. Niestety ten ostatni jest jedynym z tych
malarzy, ktory czesto ociera sie o kicz. Osobne miejsce zdobywa dla
siebie Konrad Krzyzanowski. Trzeba dostrzec wszystkie jego obrazy bez
wyjatku. Ulegl przemoznemu nastrojowi swojego czasu i wiele nam z niego
przekazal.
 
Nie ma na tej wystawie wielu waznych dziel. Nie zostaly pokazane
projekty witrazy Wyspianskiego dla Katedry Wawelskiej. Nieobecnosc
"Kazimierza Wielkiego" i "Henryka Poboznego" to strata niepowetowana.
 
Na wystawie zadajemy sobie wiele pytan. Trudno powiedziec co jest jej
centrum, a co jej kulminacja. Kazdy zwiedzajacy wybiera ja sobie sam.
Jest tam mnostwo nieoczekiwanych, lub zaplanowanych spotkan dziel sztuki
- dramatycznych, melancholijnych i odkrywczych. Mozna i nawet nalezy
ich tam szukac, poddawszy sie uprzednio czarowi wystawy. Ale w tym
labiryncie mozna sie zagubic, co moze byc nawet przyjemne.
 
Krakowska wystawa rozni sie od warszawskiej aranzacja i zawartoscia.
Nie udalo sie z powodow konserwatorskich sciagnac do Krakowa m.inn.
rzezb Biegasa i duzych pasteli, ktorych stan uniemozliwia transport.
Mozna za to podziwiac nie pokazywane w Warszawie pastele Wyczolkowskiego
i nie zrealizowane projekty witrazy Wyspianskiego. Mozna takze obejrzec
przywieziony z Warszawy "Dziwny ogrod" Mehoffera i przywieziona z
Poznania "Melancholie" Malczewskiego. Ogladamy tez "Ziemie" Ferdynanda
Ruszczyca i inne obrazy Stanislawskiego, Wyspianskiego, Malczewskiego,
Wyczolkowskiego, oraz rzezby Szczepkowskiego i Ludwila Pugeta. Jest tez
zasygnalizowany styl zakopianski, pominiety w stolecznej ekspozycji.
 
Wystawa ma duze powodzenie, sa kolejki po bilety i run na duzy, bogato
ilustrowany katalog. Wiadomo - Krakow, choc do Mlodej Polski
przyzwyczajony, to przeciez i bez miary w niej zakochany. Wystawa
potrwa do 15 maja. Juz ogloszono, ze termin na pewno nie bedzie
przedluzony, ze wzgledu na umowy z zagranicznymi muzeami. W
przewidywanej przyszlosci nie widac w Krakowie okazji do nastepnego
podobnego spotkania.
 
 
Izabella
 
---------------
 
Bibliografia :
 
1. "Koniec wieku. Sztuka polskiego modernizmu 1890 - 1914", katalog
   wystawy, Muzeum Narodowe, Warszawa-Krakow, 1996.
2. Katarzyna Bik: "Koniec swiata na 'koncu wieku'", "Gazeta w
   Krakowie", 15-16 marca, 1997, str. 1.
3. Dorota Jarecka: "Sezam otwarty", "Gazeta Wyborcza", 18 listopada
   1996, str. 14.
4. Boguslaw Deptula: "Niepewny koniec tamtego wieku", "Zycie" 19 marca
   1997, str. 7.
5. "Koniec wieku w Krakowie", "Dziennik Polski", 15 marca 1997, str.
   1-6.
 
_______________________________________________________________________
 
 
Tadeusz K. Gierymski 
 
 
                            PRO BONO PUBLICO
                            ================
 
 
TYLKO DLA LACINNIKOW
 
Milosnikom jezyka lacinskiego podajemy probe nowej interpretacji
popularnych cytat i przyslow:
 
                      Homo sapiens - astmatyk.
                 In statu nascendi - w miescie rodzinnym.
               Servus servorum Dei - moje najnizsze uszanowanie dla
                                     przewielebnego duchowienstwa!
                         Bona fide - wierna guwernantka.
                     Persona grata - stare pudlo.
                  Expressis verbis - jak podaje "Express Wieczorny".
                 Dramatis personae - tragedia osobista.
           Sic ut est, aut non sit - jezeli tak dalej pojdzie, bede
                                     musial sprzedac samochod.
                  Caveant consules - czy panstwo konsulowstwo napija sie
                                     kawy?
                        Carpe diem - gdy jem karpia.
                Primus inter pares - prymas w lazni.
                          Fiat lux - luksusowy "Fiat".
                    Corpus delicti - rozkoszne cialo.
                       Ex cathedra - ruiny swiatyni.
            In partibus infidelium - zdradza mnie, ale czesciowo.
                       Ne varietur - nie szalej.
                         Alter ego - starszy ode mnie.
                         Nota bene - nie ma tak dobrze!
                     Hora canonica - zona ks. kanonika niedomaga.
               Per aspera ad astra - ojciec ma nadzieje, ze dostanie
                                     order.
                        Ius civile - juz nie jest w wojsku.
                  Pro bono publico - tylko dla lepszej klienteli.
   Tempora mutantur et nos mutamur - temperatura rownie jak nos podlega
                          in illis   zmianom.
 
 
Ex "Cicere cum caule" Iuliani Tuvimi.
 
 
                                                          tkg
 
_______________________
 
[Post Scriptum od dyzurnego lacinnika:
 
 Idac pewnego dnia do teatru "Rozmaitosci" w Warszawie kupilem w
 pobliskiej ksiegarni wydany wlasnie po raz pierwszy w czasach
 powojennych "Jarmark rymow" Tuwima. Czekajac na przedstawienie zaczalem
 ksiazke przegladac i tak mnie ta lektura wciagnela, ze dosc niechetnie
 przenioslem sie z foyer do sali widowiskowej. Na przerwie czym predzej
 wrocilem do ksiazki, a po przerwie usiadlem nie na swoim miejscu, tylko
 na pobliskim przystanku ulokowalem sie w tramwaju i pojechalem do domu.
 
 Od pierwszego momentu wziecia ksiazki do reki chichotalem do siebie i
 moje rozbawienie w miare czytania roslo coraz bardziej. Naturalnie tego
 wieczorne przedstawienie przestalo mnie interesowac.
 
 Pamietam, ze przytoczone wyzej zwroty lacinskie z ich przekomicznym
 tlumaczeniem byly wydrukowane w tymze "Jarmarku rymow". Poniewaz akurat
 studiowalem powazne teksty klasycznych autorow w jak najbardziej
 powaznych tlumaczeniach, zaproponowana przez Tuwima brawurowa
 interpretacja wielu znanych mi juz wyrazen olsnila mnie swoja
 pomyslowoscia. Dziekuje wiec Tadeuszowi za przypomnienie mi tego
 przezycia. "Verba volant, scripta manent" - Gadaj sobie zdrow, ale
 lepiej miec to na pismie.
 
 Zupelnie nie wiem, czyjego autorstwa jest interpretacja powiedzenia
 Cezara, ktory, gdy przekraczal Rubikon, mial rzec:
 
      "Alea iacta est"
 
 i co w tej interpretacji ma znaczyc:
 
      Kosci zostaly rzucone
      - rzekl maz rzucajac chuda zone

 M.B-cz]

_________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz
                    spojrz@info.unicaen.fr

Serwery WWW:
http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz,
http://www.info.unicaen.fr/~spojrz

Adresy redaktorow:  krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek)
                    karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                    bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
                  
Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153.
_____________________________koniec numeru 142___________________________