______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 8.03.1996 ISSN 1067-4020 nr 128 _______________________________________________________________________ W numerze: Janusz Tazbir - Twarda wiara w agenture Maryvonne de Saint Pulgent - Sredniowiecze, nasza milosc? Mieczyslaw Porebski - Czy Matejko byl malarzem? _______________________________________________________________________ Polityka 52/1993 Janusz Tazbir TWARDA WIARA W AGENTURE ======================= Zarowno PIW, jak krytycy literaccy, liczyli sie z sukcesem wydawniczym kolejnej powiesci Umberto Eco. Nie przewidzieli wszakze tego, iz <> przez wiele tygodni utrzyma sie na liscie bestsellerow. Sprawila to nie tylko magia nazwiska autora, ale i tematyka ksiazki osnutej wokol dzialalnosci tajnych stowarzyszen, ktore mialy prowadzic ja przez wiele stuleci z oczywista szkoda dla Kosciola katolickiego oraz panstw z nim sprzymierzonych. Podobnie jak to uczynil w poczatkach naszego wieku (1914) Andre Gide w znakomitych <>, tak i Eco stworzyl pyszna parodie literatury spiskowej, w ktorej ongis celowali Dumas i Sue, zeby tylko wymienic najbardziej popularnych i po dzien dzisiejszy wznawianych autorow. Swoj rozglos, i to zarowno w XIX stuleciu, jak obecnie, zawdzieczaja oni w jakims stopniu wierze w spiskowa teorie dziejow. Historycy i magowie Oglaszajac przed piecioma laty (<>) artykul <>, sadzilem naiwnie, iz w ten sposob klade jeden z kamieni nagrobnych na mogile takiego wlasnie traktowania historii. Tymczasem cieszy sie ono nadal krzepkim zdrowiem, co wiecej, zyskuje coraz to szerszy rozglos i to zwlaszcza w krajach Europy Srodkowo-Wschodniej. Od 1989 roku zarowno w obecnej Rosji, jak w dawnej Jugoslawii czy Czechoslowacji, na Wegrzech i w Polsce ukazuja sie publikacje dowodzace, iz rozpad imperium radzieckiego byl procesem starannie przygotowanym przez dzialajace w ukryciu sily, ktore kierowaly wszystkimi jego etapami. Jedni wskazuja na KGB, inni pisza o spisku swiatowego wolnomularstwa, jeszcze inni widza w tym diabelska intryge Medrcow Syjonu, ktorzy juz u schylku ubieglego stulecia ulozyli perfidny plan zapanowania nad kula ziemska. We wszystkich wyzej wymienionych panstwach pojawily sie nowe edycje ich Protokolow, przy czym tylko dwie z nich, mianowicie polska (J. Tazbir, <>, 1992) i wloska (S. Romano, <>, 1992) zostaly zaopatrzone w przedmowy ostrzegajace, iz mamy tu do czynienia z falsyfikatem. Wstepy do pozostalych kaza wierzyc w autentycznosc tego dokumentu. Jedne z nich zostaly wiernie przedrukowane z przedwojennych edycji, inne sa napisane aktualnie, z powolaniem sie na wydarzenia polityczne ostatnich lat. Najdalej chyba poszedl niejaki Roman Helebrandt, ktory w ubieglym roku opublikowal <> w jezyku czeskim i slowackim. Ukazaly sie one w wydawnictwie <>, specjalizujacym sie w literaturze antysemickiej ("antysyjonistycznej"), oraz w publikacjach demaskujacych "aksamitna rewolucje" jako perfidna intryge KGB. Zdaniem Helebrandta, spor o autentycznosc <> stal sie obecnie bezprzedmiotowy, poniewaz zawarty w nich program jest krok po kroku urzeczywistniany przez miedzynarodowe zydostwo, ktore po roku 1989 odnioslo dalsze sukcesy. Do podobnych wnioskow dochodza rowniez niektorzy polscy publicysci, wypowiadajacy sie na lamach <>, <>, czy <>. Poniewaz wszystko zlo zaczelo sie ich zdaniem od obrad "okraglego stolu" chcialbym te wywody podbudowac argumentem historycznym. Juz Kazimierz Marian Morawski, niestrudzony obronca tezy, iz to masoneria spowodowala upadek dawnej Polski, twierdzil, ze pierwsze plany jej rozbioru ukuto (z poczatkiem XVII stulecia) w lozy drezdenskiej, nazywajacej sie Towarzystwem Okraglego Stolu. "Ludzkosc nie moze zniesc mysli, ze swiat powstal wskutek przypadku, bledu (...). Trzeba wiec znalezc kosmiczny spisek, Boga, aniola albo diabla". Do tej wypowiedzi jednej z bohaterek <> (Lii) warto dodac opinie Leszka Kolakowskiego, ktory przed laty napisal, iz dla wielu ludzi irracjonalnosc historii jest czyms nie do zniesienia, jako prowadzaca do poczucia calkowitego bezsensu zycia. Natomiast przyjecie spiskowej wizji dziejow zwalnia od wysilku umyslowego: urojony wrog wystepuje jako koziol ofiarny. Ludzie nie lubia sie przyznawac do wlasnych bledow: wola je przypisywac innym. Zamiast wizji dziejow, w ktorej wiele wydarzen bywa rezultatem zbiegu okolicznosci, glupoty lub szalenstwa wladzy, o wiele bardziej kuszace wydaje sie uznanie tezy, iz steruja nimi tajemnicze sily, dzialajace z pelna premedytacja oraz konsekwencja, a podporzadkowane jakiemus centralnemu kierownictwu. Jest rzecza oczywista, iz historyk nie moze uznawac spiskowej teorii dziejow za busole swej pracy badawczej, zamieniajac obiektywny wyklad dziejow w "system podejrzen" (tak notabene nazwal Karol Irzykowski marksistowska teorie literatury). Przeszlo pol wieku temu Wladyslaw Konopczynski, recenzujac z wyrazna irytacja ksiazke wspomnianego juz K. M. Morawskiego (<>) pisal, ze podejrzenia nie moga zastapic zmudnej i opartej na zrodlach pracy historykow. Przeciwstawiajac obiektywnych badaczy wyznawcom wiary w wolnomularska konspiracje, Konopczynski stwierdzal: "My musimy kazda prawde udowadniac, tamci magowie kaza sobie wierzyc na slowo". Jeden z moich przyjaciol zwykl byl mowic, ze nie wierzy w spiskowa teorie dziejow, ale wierzy w praktyke. Istotnie, roznego rodzaju sprzysiezenia towarzyszyly ludzkosci niemal od zarania jej dziejow. "Tajne zmowy" poprzedzily Noc Sw. Bartlomieja (1572 r.), podczas ktorej w Paryzu oraz na prowincji dokonano rzezi hugenotow i Noc Listopadowa, zamach majowy Jozefa Pilsudskiego i wprowadzenie stanu wojennego w Polsce (13.12.1981). Nie przemawia to jednak wcale za spiskowa (nazywana takze przez niektorych agenturalna lub policyjna) wizja dziejow. Nikt bowiem, jak dotad, nie dowiodl istnienia tajnej organizacji, ktora by dzialajac przez stulecia, w decydujacy sposob wplywala jesli juz nie na losy swiata, to przynajmniej jakiegos kontynentu. A przeciez wiara w nie wystepowala w roznych wiekach, tworzac jednoczesnie obraz wroga. Na poczatku byli templariusze Nie liczac spisku tredowatych, ktory "wykryto" juz w sredniowieczu, jedno z pierwszych ogniw tego lancucha stanowili bez watpienia templariusze. Nie darmo ten zakon rycerski, rozwiazany przez papieza Klemensa V w 1312 r., tak czesto wystepuje na kartach <>. Poddani straszliwym torturom przez krola francuskiego Filipa IV Pieknego, poczatkowo przyznali sie do najgorszych zbrodni, aby nastepnie odwolac swe zeznania. Mimo to spalono na stosie 54 przywodcow zakonu, z wielkim mistrzem na czele. Pozostali przy zyciu zaprzysiegli ponoc zemste wszystkim krolom Francji. Powtarzana przez stulecia legenda chciala, aby przygotowywali ja trwajac w glebokiej konspiracji. Jej zwolennicy z tryumfem przyjeli do wiadomosci uwiezienie Ludwika XVI oraz Marii Antoniny wlasnie w dawnym klasztorze templariuszy. Stamtad pare krolewska powieziono na szafot; osobnikiem w czarnej masce, ktory pokazywal tlumowi okrwawiona glowe Ludwika XVI, mial byc jeden z templariuszy. W rzeczywistosci uczynil to kat Sanson, ten sam, ktory nieco pozniej zgilotynowal Robespierre'a wraz z innymi architektami jakobinskiego terroru. Wielkie odkrycia geograficzne oraz zwiazana z nimi ekspansja Europejczykow na inne kontynenty sprawiaja, iz spiskowa teoria historii nabiera globalnego charakteru. Po templariuszach na lawie oskarzonych zasiedli czlonkowie innego zakonu, mianowicie jezuici. Byli oni znienawidzeni nie tylko przez protestantow. Takze w wielu kolach katolickich zazdroszczono Towarzystwu Jezusowemu sukcesow misyjnych, odnoszonych w innych czesciach swiata, przede wszystkim zas wplywow politycznych, jakie posiadali na wielu dworach Europy. Wszystko to sprawilo, iz pamflet naszego rodaka, Hieronima Zahorowskiego, noszacy tytul <> (1614 r.) juz w XVII wieku doczekal sie pol setki wydan (w dwoch nastepnych stuleciach ich liczba wzrosla do 300!), i to zarowno w lacinskim oryginale, jak tlumaczeniach na wiele jezykow nowozytnych. Choc inne utwory antyjezuickie bily nieraz na glowe jego dzielko zaletami stylu czy celnoscia zarzutow, to jednak wiedziano dobrze, iz sa pamfletami. Natomiast <> dosc powszechnie uwazano za autentyk. Ambicje jezuitow byly wszystkim znane, tym latwiej wiec uwierzono w przypisywana im zadze podporzadkowania sobie wszystkich katolickich monarchow, a co za tym idzie, opanowania calego swiata. Zahorowski potrafil dosc udanie (co przyznawala i strona katolicka) nasladowac rzeczywiste instrukcje, wydane przez generala zakonu, Klaudiusza Akwawiwe. Pozadany skutek wywolywalo takze zrecznie do pamfletu dodane pouczenie, aby w razie dostania sie go w niepowolane rece, wyprzec sie tych instrukcji, przeciwstawiajac im oficjalne zalecenia wladz zakonnych. Zarowno dzieki swej formie, jak i takim wlasnie sformulowaniom <> staly sie waznym ogniwem w rozwoju spiskowej teorii dziejow. Popularnosc pamfletu nie oslabla nawet po - przejsciowej zreszta - likwidacji zakonu jezuitow (1773 r.). W jego tekscie znajdowano moralne uzasadnienie tej decyzji. Sam fakt kasaty posluzyl zas do stworzenia legendy mowiacej, iz oryginal instrukcji zostal znaleziony w jednym z archiwow zakonnych. W dwoch ostatnich stuleciach kazda kolejna fala antyklerykalizmu (i zwiazanej z nim jezuitofobii) przynosila nowe wydania tego dzielka. Choc juz u schylku XIX wieku ostatecznie dowiedziono, ze mamy tu do czynienia z falsyfikatem, to jednak wsrod badaczy radzieckich jeszcze przed kilkunastoma laty odzywaly sie glosy w obronie autentycznosci <>. Masonskie loze i zydowscy medrcy Powstale w poczatkach XVII stulecia wolnomularstwo dlugo nie budzilo wiekszych zastrzezen. Choc Rzym byl mu niechetny, to jednak w lozach znalezli sie rowniez liczni ksieza, w tym nawet paru biskupow. Rownoczesnie tajemnica, ktora okrywaly swa dzialalnosc, stwarzala podatny grunt do snucia najbardziej fantastycznych domyslow na temat zasiegu wplywow "fartuszkowych braci". Pomimo ze wladze jakobinskie podejrzewaly loze o rojalizm, a na gilotynie stracily glowe dziesiatki ich arytokratycznych czlonkow, to jednak jeszcze w czasie rewolucji pojawily sie ksiazki przypisujace jej wybuch dzialalnosci francuskiego wolnomularstwa. Ono tez mialo inspirowac jakobinski terror, ktory doprowadzil do egzekucji nawet samej pary krolewskiej (nota bene zarowno Ludwik XVI, jak i jego bracia, byli czlonkami loz masonskich). Do upowszechnienia tej tezy przynilo sie walnie wydane w 1797 roku pieciotomowe dzielo ksiedza Augustyna Barruela o jakobinizmie. Zdaniem Barruela, masoneria zostala powolana do zycia przez wspomnianych juz templariuszy, stawiajacych sobie za cel obalenie nie tylko monarchii, ale i wladzy Kosciola. Od schylku XVII stulecia wizja wolnomularstwa jako swoistej "miedzynarodowki szatana", wszechpoteznej, zaczyna sie utrwalac w konserwatywnej propagandzie, szerzonej w znacznym stopniu przez duchowienstwo katolickie. Z czasem do wywodow Barruela dodano teze, iz templariusze (a nastepnie masoni) stale podlegali centralnemu kierownictwu ("superrzadowi"), bez ktorego nie mogliby przeciez tak dlugo przetrwac. Zmarly w 1820 roku autor dziela o jakobinizmie pod koniec zycia rozbudowal jeszcze swoja teorie swiatowego spisku: gesta siecia loz masonskich, ktorych wplywy mialy ponoc docierac do najmniejszych nawet zakatkow swiata, kierowala rzekomo najwyzsza rada. Wsrod jej 21 czlonkow nie mniej anizeli dziewieciu stanowili Zydzi. Barruel obdarzyl ja takimi samymi wlasciwosciami, jakie pozniej przypisywano Medrcom Syjonu: olbrzymie talenty organizacyjne oraz takiez wplywy rada miala laczyc ze zdolnoscia do calkowitej konspiracji wobec spoleczenstw zachodniej Europy, nieswiadomych zlowrogiej roli, jaka organizacja odgrywa, oraz potegi, jaka posiada. W swiatowy spisek Zydow przeciwko chrzescijanstwu wierzyl "papiez" francuskich konswerwatystow, Joseph Marie Maistre (1753-1821 r.), wsrod polskich autorow pierwszej polowy XIX stulecia poglady te popieral Zygmunt Krasinski. Wystarczy przypomniec <> (Paryz 1835 r.), w ktorej "przechrzty" odgrywaja role inspiratorow opisanej w dramacie rewolucji. Zdaniem Krasinskiego, wyznawcy judaizmu zawsze zawiazywali sprzysiezenia przeciw chrzescijanskiemu swiatu. "Moja scena o przechrztach nie taka bajeczna. Wiele prawdy w niej." - pisal poeta w lipcu 1848 roku. Nic wiec dziwnego, iz w przedmowie do angielskiego przekladu <>, jaki ukazal sie w 1923 roku, znany ze swych konserwatywnych pogladow Gilbert K. Chesterton uznal wizje Krasinskiego za wrecz prorocza. W jego dramacie bowiem "Zydzi ukladaja plan zniszczenia naszej spolecznosci w takich samych prawie scisle slowach, jakie pozniej przypisywano Medrcom Syjonu". Angielski pisarz wydawal sie - jak widac - niezbyt wierzyc swemu rodakowi, Filipowi Gravesovi. Ten bowiem dwa lata wczesniej niezbicie wykazal, iz <> stanowia przerobke pamfletu przeciwko Napoleonowi III, ktorego autorem byl paryski dziennikarz, Maurice Joly. Protokoly Medrcow Syjonu Juz po ukazaniu sie ich z moim wstepem wyszly w Paryzu dwa pokazne tomy, liczace w sumie ponad 1200 stron, a zatytulowane <>. Oba pod redakcja Pierre-Andre Taguieffa, autora kilku ksiazek poswieconych dziejom nacjonalizmu, rasizmu oraz faszyzmu. O ile Norman Cohn w klasycznej juz dzis pracy na temat <> (1967 r.) ograniczyl sie do omowienia ich recepcji w srodkowowschodniej Europie oraz w USA, to Taguieff uwzglednil takze poslugiwanie sie nimi w walce z "syjonizmem", prowadzonym w bylym ZSRR, siegnal rowniez do swiata arabskiego i na Daleki Wschod, gdzie ten falsyfikat uzyskal nieoczekiwana popularnosc. W swietle wywodow Taguieffa oraz innych autorow, ktorych studia zamieszcza, nie ulega juz dzis wapliwosci, iz mamy tu do czynienia z dosc zrecznym falsyfikatem, sporzadzonym u schylku XIX stulecia na zamowienie carskiej ochrany. Po pierwszym wydaniu, jakie ukazalo sie w jezyku rosyjskim (1903 r.), nastapily przeklady <> na niemal wszystkie jezyki europejskie, jak rowniez na arabski i ... japonski. Wszedzie, z wypiekami na policzkach, czytano o tajnych planach Zydow, ktorzy - podobnie jak ongis jezuici - chcieli sobie podporzadkowac cala kule ziemska. W samej Europie o popularnosci <> zadecydowalo zwyciestwo dwoch totalitaryzmow: radzieckiego i hitlerowskiego. W wydarzeniach rewolucji bolszewickiej dopatrywano sie kierowniczej roli rzekomych Medrcow Syjonu, natomiast III Rzesza uczynila z <> "biblie nienawisci". Zlowroga rola, odgrywana podobno przez Zydow, miala uzasadniac i moralnie usprawiedliwiac holocaust. Co nie przeszkadzalo wcale, iz z kolei w biblii stalinizmu, ktora byl <>, cale jej dzieje jawia sie jako walka z potezna konspiracja. Zdolala ona umiescic swoich agentow na najwyzszych szczeblach wladz partyjnych i rzadowych, w wojsku oraz gospodarce, w kulturze i sluzbie bezpieczenstwa. Byla to niejako kolejna wersja tej wizji dziejow, ktora dawaly <>. Z ta jedynie roznica, ze miejsce przewrotnego Zyda-masona zajmowal w <> skrajnie niebezpieczny, bo dobrze zamaskowany i wszechobecny trockista. Staly uczestnik "wielkiego spisku przeciwko ZSRR", o ktorym traktowala slynna ksiazka M. Sayersa i A. Kahna pod tym wlasnie tytulem, oparta na podobnej historiozofii. <> stanowil niejako zalacznik do kolejnych aktow oskarzen w trakcie krwawych procesow, jakie przetoczyly sie przez Rosje schylku lat trzydziestych. Opracowana pod patronatem i przy wspoludziale Wodza ksiazka usprawiedliwiala zbiorowy i indywidualny terror, bez ktorego nie udaloby sie zrealizowac tak monstrualnych czystek i wymusic na oskarzonych odpowiednich zeznan. Wydaja sie tego nie rozumiec nieswiadomi zwolennicy spiskowej wersjii przeszlosci. Mam tu na mysli podjeta w czerwcu ubieglego roku na forum sejmowym RP probe przekonania naszego spoleczenstwa, iz solidarnosciowy przewrot przygotowali i nastepnie nim pokierowali agenci sluzb bezpieczenstwa (podobnie, dodajmy, jak ongis agenci obcych wywiadow mieli stanac na czele bolszewickiej rewolucji). Za material dowodowy posluzyly w roku 1992 teczki sporzadzone i preparowane przez SB. Aby jednak historia mogla sie powtorzyc, nalezalo od oskarzanych o wspolprace ze sluzba bezpieczenstwa wymusic odpowiednie zeznania. Tych wszakze bez zastosowania szerokiego asortymentu tortur, ktorymi tak chetnie poslugiwal sie Stalin, niepodobna bylo w polskiej rzeczywistosci uzyskac. Konkluzja raczej smutna Spiskowa teoria dziejow nalezalaby dzis wylacznie do obszaru zainteresowan autorow powiesci sensacyjnych, gdyby takie widzenie przeszlosci znajdywalo posluch jedynie wsrod ludzi niezbyt wyksztalconych i o niskim ilorazie inteligencji. Tak jednak niestety nie jest, co dobitnie wykazala historia ostatnich czterech lat. Jak juz wspominalem, wiare w w spiski oraz w zlowroga role agentow zadeklarowalo sporo czlonkow nowego establishmentu politycznego, jak rowniez ludzie z tytulami profesorskimi (z jednym z nich gwaltowna polemike stoczyl pazdziernikowy numer paryskiej <>). Wszyscy oni wykazali wrecz zatrwazajaca sklonnosc do widzenia jednej tylko, gleboko ukrytej sprawczej sprezyny dziejow. Swiadczy to niezbicie, ze zarowno wyzsze wyksztalcenie, jak aktywny udzial w zyciu politycznym moga isc w parze z - mowiac delikatnie - ubostwem umyslowym. Co gorsza, wiara w policyjna wizje historii jest nadal w stanie wplywac na bieg dziejow. Bo przeciez rzad premiera Jana Olszewskiego potknal sie wlasnie na manii demaskowania rzekomych agentow bezpieki. Tak modne obecnie zestawianie sytuacji po roku 1918 i 1989 sklania do smutnych raczej refleksji. Choc carska ochrana prowadzila systematyczna inflitracje srodowisk socjalistycznych oraz niepodleglosciowych, to jednak w Odrodzonej, po 123 latach niewoli, Polsce nikt nikomu nie wytykal rzekomych powiazan z tajna policja caratu. Zaden z przeciwnikow Jozefa Pilsudskiego nie traktowal powaznie opowiesci o tym, ze w trakcie wojny polsko-bolszewickiej porozumiewal sie on ze sztabem armii czerwonej przez radiostacje ukryta w soborze na placu Saskim. Kazdy, kto by wowczas twierdzil, iz obce wywiady wywarly jakikolwiek wplyw na wydarzenia z listopada 1918 roku, a ich agenci zasiedli na najwyzszych szczeblach polskiej wladzy panstwowej, naraziliby sie na smiesznosc we wlasnym srodowisku politycznym. Czyzby wiec obecnie nastapil tak daleko idacy regres w poziomie niektorych ugrupowan politycznych, ze wszelke wywody historykow, demaskujacych spiskowa teorie dziejow, sa przyslowiowym glosem wolajacego na puszczy? Racje mialby Jerzy Szaniawski, ktory w usta profesora Tutki wlozyl przekonania, ze "gdy cos przylgnie do bestii, czlowieka czy jakiegos miasta, nie pomoga zadne wyjasnienia". Obawiam sie, ze policyjna wersja historii przezyje nas wszystkich. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Trzy (falszywe) srebrniki spiskowca dyzurnego. Rozwazania Tazbira beda <> aktualne, gdyz tak jak od tysiacleci medrcy sie zastanawiali jak ten swiat jest urzadzony, tak medrcy pomniejsi beda po kraj czasu rozwazac komu to sluzy i kto za tym stoi. Wedlug niektorych, ongis znanych ale nadal czynnych polskich politykow rzad Jana Olszewskiego nie padl w Sejmie na skutek afery teczkowej, to byl tylko pretekst. Poslowie zostali sterroryzowani przez okreslone kola ubecko-solidarnosciowe, ktore wtedy wlasnie przewidzialy przejecie wladzy, tylko im nie calkiem wyszlo. Polecam ksiazeczke Jana Marii Jackowskiego <>, wyd. <>, r. 1993. Jest tam wszystko, wszystko, boki mozna zrywac calymi godzinami. Od spiskowcow na Rakowieckiej po spiskowca Onyszkiewicza, ktory rekomunizowal wojsko. Mamy i tajne spiski ohydo-europejskie, na skutek ktorych ludzie w Holandii boja sie isc do szpitala, zeby ich nie zgladzono, gdyz tam na 120 tys. zgonow rocznie 30 tys. to tajnie zabici przez "humanitarnych" eutanatorow. A caly rozdzial XVIII jest poswiecony masonerii. Autor skromnie zauwaza, ze masonami sa lub byli tacy rozmiekczacze polskiej opozycji jak zalozyciele KORu Lipinski i Lipski, wspomina od niechcenia, ze Lem, znany protagonista pigulki aborcyjnej RU486 teraz propaguje nowa nauke "globalistyke", ktorej zadaniem jest zorganizowanie calego swiata wedle wiadomo jakich, gnostycznych itp. zasad, zreszta metnie wiadomo, ale na pewno Kosciol jest przeciw, czemu daje wyraz. Sa w tej ksiazce i rozwazania filozoficzne, np. odroznianie Pana Boga od Wielkiego Architekta masonskiego i problemy bardziej doczesne, jak dowodzenie, ze klopoty ekonomiczne Polski sa celowym "fragmentem wiekszej calosci" i ze najwzietsi "Europejczycy" jak np. Szczypiorski, to znani piewcy Stalina, tylko komu teraz sluza, hm? Belkot? Glupota? O nie, prosze Panstwa! Tazbir sie okrutnie myli! Ta ksiazka, artykuly w gazetach w rodzaju <>, puszczane w Internecie wywiady ze szpiegami oraz tajne instrukcje sowieckich doradcow Bieruta, to nie jest zaden belkot. Ktos naiwny moglby przypuscic, ze po prostu ciemnoty na swiecie jest tyle, ze to sie dobrze sprzedaje. Ze piszacy zbijaja swoj kapitalik na ludzkiej glupocie, ktora byla i bedzie zawsze. Ze jest to zjawisko calkowicie naturalne, samorzutne, ot, nisza ekologiczna, prawa rynku i samo-napedzajaca sie atmosfera tajemniczosci, ktora lubimy jak dzieci, tylko nie wypada nam juz wsiadac w pociag duchow, wiec czytamy u takich Jackowskich o krwawych spiskach Unii Wolnosci i o wloskich masonskich profesorach, ktorzy na zlosc papiezowi chca krzyzowac czlowieka z szympansem. |Powiem Wam Prawde|. To jest *spisek*, uknuty przez wyjatkowo perfidnych drani. Omamianie naiwniakow to sprawa drugorzedna. Wazna jest walka z tymi, ktorzy im <> wierza. Tych nalezy zniszczyc i to sie udaje. Ja juz jestem prawie zniszczony. Najpierw [po przeczytaniu <>] dostalem ataku histerycznego smiechu, ktory zepsul atmosfere rodzinna i podwazyl szacunek moich dzieci. Potem dostalem wzdecia, ktore na pewno skroci mi zycie, a proba wyleczenia sie z szoku solidnym kielichem Calvadosu niechybnie wtraci mnie do rynsztoka. I oni wygraja, tak, tak, najpierw beda z ukrycia lypac na moj pisuar w pracy, a potem zaczna infiltrowac nasze nieszczesne loze masonskie i produkowac tajne dokumenty znalezione w biurku samego Trockiego. No i my w koncu dostaniemy swira, bo jak dlugo mozna z takimi wytrzymac? Ale na razie sie trzymamy, mam nawet pewien pomysl. Sprobuje kiedys napisac kompletnie paranoidalny artykul o spisku majacym opanowac Internet i kompletnie oglupic spoleczenstwo swiatowe z polskim na czele. Nie wiem jeszcze czy tzw. Polskie Towarzystwo Internetowe uznam za swojego wroga, czy sprzymierzenca (bo szczerze mowiac jest mi wszystko jedno, a tam sa "tacy" rowniez, przy czym odmawiam odpowiedzi na pytanie "jacy?"), ale bedzie tam i gnoza i zydomasoneria i ten niby humanistyczny liberalny idealizm, ktorego wlasciwe oblicze znane jest nie od dzis. Bedzie troche realistycznych detali technicznych i kilka prawdziwych URLi. Wypunktuje zazydzenie i zawolnomulenie srodowiska informatykow i Kongresu Amerykanskiego (przypomne zreszta ktory to mason zaprojektowal Statue Wolnosci... ), podam swoje prawdziwe nazwisko i adres i posle do najbardziej wszawego nacjonalistycznego wydawnictwa, jakie uda mi sie w Polsce znalezc. I poniewaz troche grosza mi sie przyda, nie tylko wezme od nich pieniadze, ktore przepije, to jeszcze chce sie z Czytelnikami <> zalozyc o niezla sumke, ze mi sie uda, mimo, ze caly projekt zostal wlasnie zdekonspirowany. A potem zarobie po raz trzeci piszac do innych gazet artykulik o tym, jak tamtych zrobilem w konia. No co, kto przyjmuje zaklad? Jurek K_uk. ________________________________________________________________________ Le Point, 24.12.1993 via Forum, 20.02.1994 Maryvonne de Saint Pulgent SREDNIOWIECZE, NASZA MILOSC? ============================ Wraca moda na Sredniowiecze. Nikt sie tego nie spodziewal, dopoki nie przyszedl nieoczekiwany sukces wydawniczy, a potem ekranowy ezoterycznej powiesci Umberto Eco pt. <>. Miliony zwolennikow powiesci Jeanne Bourin, a nastepnie wielki sukces <>, pokazaly, ze sredniowieczomania stala sie elementem kultury masowej. Brak jej bylo tylko namaszczenia w postaci jakiegos wydawnictwa slownikowego. Lecz wlasnie oto nadeszlo i ono - dzieki wydaniu <> Jeana Favrier: dziesiec tysiecy hasel, z ktorych kazde zajmuje od dwoch wierszy do dwunastu stron. Mozna z niego dowiedziec sie wszystkiego, co dotyczy miejsc, ludzi, obyczajow, instytucji i sredniowiecznej sztuki - od Grzegorza z Tours i Dionizego Areopagity az po Abelarda i Francois Villona, od sadu Bozego po podatek solny. Coz mogloby byc bardziej oszalamiajacym osiagnieciem niz ten uczony i ozdobny <> stworzony przez jednego czlowieka i w ktorym dostrzec mozna tylko jeden znaczacy brak: nieobecnosc samego terminu <>. Termin <> pochodzi - jak podaje slownik <> - z roku 1640. Ale samo pojecie zawdzieczamy epoce renesansu, ktora jako pierwsza w historii Zachodu odrzucila dziedzictwo swojej bezposredniej przeszlosci - w przekonaniu, ze - po okresie obskurantyzmu i barbarzynstwa - nawiazuje na powrot do czasow najwyzszej kultury, a mianowicie do antycznych Grecji i Rzymu. Sredniowiecze: owe - zdaniem Rabelais'ego - <> w jednej chwili przeistoczylo sie w tysiacletnia czarna dziure, okres powszechnie zaniedbany, rozpoczynajacy sie wraz z koncem kultury rzymskiej (rokiem 476, rokiem obalenia Odoakra, ostatniego rzymskiego cesarza Zachodu - wyjasniaja podreczniki), a poczatkiem nowozytnosci, czyli - zaleznie od autorow - upadkiem Konstantynopola (1453) lub odkryciem Ameryki (1492). W tym jednym worku mozna znalezc zarowno Chlodwiga jak i Ludwika XI, frankonska krolowa Brunhilde i Agnieszke Sorei (metrese Karola VII), najazdy Wikingow, Saracenow, oraz Wojne Stuletnia. Periodyzacja ta pomija tez cezure wiekow X i XI, w ktorych z ruin panstwa karolinskiego wylonil sie swiat feudalny i w ktorych wzrost demograficzny i wielkie karczowanie lasow rozpoczely gospodarcza ekspansje Zachodu. Romantyczna rehabilitacja Sredniowiecza nastepujaca be-zposrednio po okresie bezwzglednego odrzucania tej epoki zarowno w dobie Renesansu, jak i w Oswieceniu w sposob paradoksalny wzmocnila tylko falszywy obraz tej epoki: XIX wiek poslugiwal sie tym samym szablonem, zmieniajac jedynie przypisywany mu znak wartosci. Romantycy, znuzeni klasycznym porzadkiem i jasnoscia, odkryli na nowo walory sredniowiecznych mrokow, ktore tym razem staly sie zrodlem poezji i uroku. Chateaubriand slawi <> w gotyckich katedrach, ktore jednak godne sa uwagi raczej przez smialosc swych konstrukcji, a stworzona przez Victora Hugo wizja paryskiego kosciola Notre-Dame stala sie wzorcem dla sredniowiecznych wystrojow, jakie z upodobaniem tworzono w latach 30. XIX wieku. W owej znacznie ulepszonej wersji Sredniowiecza az roi sie od czarownic, alchemikow, smokow, demonow i upiorow, co staje sie zrodlem XIX-wiecznej wyobrazni w odniesieniu do wszystkiego co fantastyczne i wszystkiego, co mogloby sluzyc za antidotum na wszechwladny racjonalizm Oswiecenia. Romantyczna fala pozwolila jednak przynajmniej Merimee'mu i Voilet-le-Ducowi powstrzymac rujnacje niektorych wielkich sredniowiecznych budowli. Micheletowi i Augustinowi Thierry dala szanse rozpoczac historyczne studia nad ta epoka, a Guizotowi umozliwila nakazanie podleglemu sobie ministerstwu oswiecenia publicznego sfinansowanie krytycznych i filologicznych wydan dziel, ktore do dzisiaj stanowia punkt odniesienia dla mediewistow. Czy bilans nawrotu milosci, jaki obserwujemy teraz, bedzie rownie korzystny? Dzis mozna juz stwierdzic, ze on rowniez obfituje w nieporozumienia. W ostatnich latach XX wieku przesladuje nas obsesja schylku: skonczyl sie Bog, sztuka, nowoczesnosc, a nawet historia. Stad tez bierze sie nostalgia za wlasnymi korzeniami, za wiekiem prostoty i niewinnosci. Nie moze nim byc epoka antyczna, bo dla umyslu czlowieka wspolczesnego, w ktorym slady kultury greckiej i rzymskiej sa prawie ze nieobecne, jest ona juz nieczytelna. Sredniowiecze zas, jako ciagle jeszcze zdominowane w naszym jezyku, naszych zabytkach i krajobrazie, choc pozostaje juz w niezgodzie z naszymi obyczajami i wartosciami, nadaje sie do tego, by zrobic zen raj utracony. Jednak za cene pewnych, niemalej wagi, przeinaczen. Jako model duchowosci, swiat sredniowieczny mialby byc zjednoczony w wierze, bogaty w swietych i katedry oraz cudownie zachowany przed grozba wielkich religijnych podzialow, ktore rozdzierac beda dopiero wieki nastepne, az do naszego. Wierzyc w to, znaczy zapomniec o trudnym problemie chrystianizacji wsi, ktora jeszcze w przededniu Renesansu bardziej wierzyla w rozne zabobony niz w jakakolwiek religie oraz o mnogosci herezji - poczawszy od arian w V wieku, przez katarow wiekow XII i XIII, po spirytualistow wieku XIV, ktorzy stali sie przyczyna powolania inkwizycji. To zapominac takze o siejacych zgorszenie ksiezach, a symonii biskupow, rozwiazlych papiezach, schizmach antypapiezy - tak czesto umieszczanych w piekle przez sredniowieczne przedstawienia Sadu Ostatecznego, jak na przyklad to na wspanialym portalu opactwa Sainte-Foy w Conques. Prawda jest, ze Kosciol w spoleczenstwie sredniowiecznym zajmowal miejsce poczesne. Wladzy koscielnej udalo sie zastapic zniweczona przez barbarzyncow wladze Rzymu. Potem byla ona w stanie zapewnic wzgledna ciaglosc rzadow w okresie wielkich inwazji. W Kosciele kariery porobili ludzie oswieceni, ktorzy decydowali sie na sluby, by tym latwiej znalezc sie w gronie krolewskich doradcow. Jesli na dodatek byli oni religijni, to stawali sie wielkimi swietymi, jak Bernard z Clairvaux lub wielkimi papiezami, jak Urban II. Nasza nostalgia za swiatem wiejskim powoduje, ze w Sredniowieczu dostrzegamy dzis tylko sama sielskosc. Oczywiscie, niezaprzeczalny jest schylek miast - na korzysc wsi - jaki nastapil po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Jednak wielkie miasta nigdy calkiem nie zniknely, a ekspansji, jaka nastapila w wieku XI, towarzyszyl burzliwy ich rozwoj. Przy czym miasta te mialy juz pozostac na stale, pomimo epidemii i XIV-wiecznych wojen domowych. W roku 1328 ustalono, ze Paryz liczyl ponad dwiescie tysiecy mieszkancow, a ponad pietnascie innych miast francuskich mialo juz ponad dziesiec tysiecy. Zreszta wlasnie dynamice gospodarczej miast i miejskich kupcow zawdzieczamy to, ze prawie ze zniknely katedry romanskie - wszystkie odbudowane juz w stylu gotyckim, gdy tymczasem zachowaly sie owczesne opactwa, ktore wlasnie przezywaly zarowno kryzys finansowy jak i kryzys duchowy zycia klasztornego. Bardziej radykalnie rozprawiono sie z zabudowa swiecka - co bylo zwiazane z urbanizacja - co zdaje sie burzyc dzis wizje Sredniowiecza skoncentrowanego tylko na rolnictwie i prowadzeniu wojen: wizje <> raju zarysowana przez <>. Innym ulubionym stereotypem Sredniowiecza jest jego niechec do nowoczesnosci: archaizm wiekow srednich zdaje sie szczesliwa postacia bezruchu, dzieki ktorej udalo sie przez dziesiec stuleci ochronic ludzkosc przed postepem i rewolucja przemyslowa. Przypomnijmy jednak pare pomniejszych sredniowiecznych wynalazkow. Zawdzieczamy mu istnienie nowoczesnego panstwa wraz z jego glownymi atrybutami: centralna administracja w pelni uksztaltowana za panowania Filipa Augusta; krolewskim systemem podatkowym, wprowadzonym przez Ludwika Swietego, stala armia, utworzona przez Karola V i w pelni uksztaltowana za rzadow Karola VII. Techniczne osiagniecia gotyckich budowniczych, wspaniale opisane w ostatnio wydanej przez Alaina Erlande-Brandenburga ksiazce (<>), nie mialy sobie rownych az do konca XIX wieku. I o ile pojawienie sie druku (okolo 1436 roku, lecz na ziemiach francuskich nie wczesniej niz w roku 1470) tradycyjnie wiaze sie z koncem Sredniowiecza, to o takie rzeczy jak wynalazek armaty (okolo 1340) czy weksla (poczawszy od XIII wieku) trudno juz byloby sie spierac. Mimo tej nowej erudycyjnej pasji, wieki srednie pozostaja jeszcze w duzej mierze <>, o ktorej niewiele mowi sie w szkole i ktora stanowi podatny grunt dla fantazji i przeliczen. W chwili gdy historycy nadal jeszcze spieraja sie o date bitwy pod Poitiers (732 czy 733?), ludzie nadal sa sklonni wierzyc w zelazne klatki Ludwika XI i skarby templariuszy i w nich wlasnie upatrywac symboli sredniowiecznego swiata. Tak wiec niewatpliwie o zrodel naszej fascynacji Sredniowieczem tkwi po czesci takze niezmiennie niewiedza i irracjonalizm. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Trzy dukaty mediewisty dyzurnego. Sredniowiecze jest zaiste <>, skoro nawet piszacej ze swada pani de Saint Pulgent wszystko sie pomylilo: to nie Odoakra obalono w 476 r. n.e., ktora to date traktuje sie zwyczajowo jako poczatek wiekow srednich, tylko Odoaker obalil ostatniego cesarza zachodniego, kukielke o imieniu Romulus Augustulus. (Odoakra, owszem, rowniez obalono, tylko parenascie lat pozniej. Uczynil to krol Ostrogotow, Teodoryk zwany Wielkim.) Dla mnie osobiscie najbardziej fascynujace sa wlasnie tzw. Ciemne Wieki, bezposrednio nastepujace po owym wydarzeniu, a zaczynajace sie nawet stulecie wczesniej. Sa to dzieje dekadencji i ostatecznego upadku Cesarstwa Rzymskiego i wraz z nim najbardziej wyrafinowanej cywilizacji, jaka stworzyl czlowiek do tego czasu. Jak gleboki byl to upadek swiadczy, ze we Francji, obfitujacej w zabytki z epoki rzymskiej (zwlaszcza na poludniu), nie istnieja praktycznie <> budowle z wiekow V-X. I nie to, ze sie nie zachowaly, tylko w ciagu prawie pieciuset lat nie zbudowano w tym kraju prawie niczego, co mogloby sie ostac dla potomnosci. Podobnie, sztuka z epoki merowinskiej, czy nawet karolinskiej, uderza swym prymitywizmem w porownaniu ze stylem rzymskim. W Italii, ktora stosunkowo najbardziej obronna reka wyszla z upadku Cesarstwa, cos budowano, ale kosciolki z tego okresu bardzo sa biedniutkie i w wiekszosci zbudowane z wyszabrowanych elementow budowli antycznych. Sam Rzym, liczacy pod koniec starozytnosci okolo 2 miliony mieszkancow, przeistoczyl sie w wieksza wioske, ktorej ludnosc, odkad podczas oblezenia miasta przez Belizariusza w poczatkach VI w. odcieto akwedukty, przeniosla sie w okolice Tybru i pila juz wylacznie brudna wode tegoz. O czyms takim jak kapiel w lazni mowy wiecej nie bylo. A wiec Sredniowiecze to historia niewiarygodnego upadku, ale rowniez powolnego, stopniowego podnoszenia sie z tego upadku. W niektorych dziedzinach podnoszenie sie bylo szybsze (chocby wspomniane przez autorke budownictwo koscielne), w niektorych bardzo wolne (higiena osobista, odzywianie, a w zwiazku z tym epidemie i wielka smiertelnosc). Ale przeciez w koncu cywilizacja sie odrodzila. J.K_ek ________________________________________________________________________ Tygodnik Powszechny 43/1993 Mieczyslaw Porebski CZY MATEJKO BYL MALARZEM? ========================= Pytanie zostalo postawione, nie pozostaje nam nic innego, jak probowac na nie odpowiedziec, i od razu przyznac sie musze, ze nie bardzo zdawalem sobie sprawe, jakie to bedzie trudne. Nie, zeby odpowiedz nie byla oczywista: Malowal? Malowal. Farbami? Farbami. Wiemy nawet dosc dokladnie, jak: "Sztaluga ulepszona" Pomysl do obrazu notowal na kawalku papieru, a mnogosc kresek i linii dowodzi, ze kreslac, wyrabial i doskonalil w sobie obraz, zamierzony <>. Dzieki ogromnej <>, notate mysli przenosil na plotno przy pomocy pedzla i Van-Dyck-Braunu (dawniej asfaltu uzywal) - relacjonowal niezrownany, nie tylko zreszta gdy chodzi o takie obserwacje techniczne matejkowskiego warsztatu, starszy kolega artysty Izydor Jablonski. Wiemy dzieki niemu wiele. Nie tylko zreszta dzieki niemu. Chocby to, ze "W wielkich malowidlach znakomicie umial Matejko wykorzystac <> plotna. W <> np. podlozone lokalnie barwy, a swiatla sucho i grubo na <> rozmieszczone. Przy stosunkowo mniejszym nakladzie rezultat bardzo dodatni" - dopowiada uczen Matejki, Marian Wawrzeniecki. No coz, to wszystko byloby oczywiste, gdyby Matejko byl tylko i wylacznie malarzem *takim jak inni*. Czy tak jednak bylo rzeczywiscie? Pytanie nie jest retoryczne, bo jesli mialby byc *nie takim* wlasnie, to moze w ogole malarzem nie byl, a tylko sie malarstwem dla innych, wyzszych celow poslugiwal? I nie za malarstwo czcic go mamy, tylko za tamto. Obraz i idea Stanislaw Witkiewicz - ojciec w ekspiacyjnej broszurze o Matejce, ktora ukazala sie w r. 1903, wyprzedzajac pozniejszy zarys monograficzny, za to wlasnie wini dziewietnastowieczna "estetyke", ktora "nie umiala odroznic obrazu od idei", i skutkiem tego "w Matejce tez widziala ona tylko historyka przemawiajacego nie z kart ksiazki wprawdzie, lecz z zamalowanych plocien". I nie wiem, czy mam racje, ale tak naprawde to Matejko historycznym malarzem (z akcentem na "historycznym") w dziewietnastowiecznym tego slowa znaczeniu nie byl, bo sie w tym systemie kwalifikacyjnym po prostu nie miescil. I wszystkie pretensje, ktorych mu oto na biezaco, a i pozniej nie szczedzono, byly w zasadzie sluszne. Jezeli jednak nie byl malarzem historycznym? Witkiewicz ma za zle "estetyce" - sposobowi patrzenia na obrazy, odbiorowi wlasnie, powiedzielibysmy raczej - ze nie umiala ona odroznic obrazu od idei. Obawiam sie, ze i my nie zawsze jeszcze to potrafimy. Rezultatem jest zabieg, ktory nazwalbym *redukcja ideologiczna* dziela, rownie zreszta dla badan nad sztuka niebezpieczny jak wszelkie inne tego rodzaju redukcje - stylograficzna, ikonograficzna, ikonologiczna. Rownie? Chyba jednak duzo bardziej, ze wzgledu na oddzwiek spoleczny, jaki ona, nieporownanie szerzej od tamtych, odnajduje. Bo co to w koncu daje, zwlaszcza gdy idzie o Matejke, ktory ideologiem - nie sposob tego w koncu nie przyznac - byl raczej watpliwym. Pamietamy - lapie sie na tym "my", bo to przeciez rowne czterdziesci lat temu - pamietamy wiec, jakie w owe lata toczyly sie spory o ideologie Jana Matejki. Razem ze slynna teza o przelamaniu tworczosci mistrza na dwa okresy: sluszny - patriotyczno-mieszczanski i niesluszny - patriotyczno-solidarystyczny pod stanczykowskim patronatem. Dzielono ja tak zreszta juz i wczesniej: "Wtenczas pomijalismy zalety malarza, poniewaz <>, a teraz pomijamy i wady i zalety, poniewaz ja gloryfikuje" - pisal z wlasciwym sobie sarkazmem Antoni Sygietynski. Czarny cien masona Interesujace <> do tej ideologicznej przepychanki wniosla ostatnio ksiazka Jaroslawa Krawczyka <>. Nie chodzi mi o samo przypomnienie, ze poglady polityczne Matejki niekoniecznie ewoluowaly w strone stanczykowskiego konserwatyzmu, ale grzezly gdzies wsrod nadto dobrze nam znanych populistycznych, jakbysmy dzis powiedzieli, fobii i resentymentow. <> stanowi to, ze Krawczyk szuka jednoznacznych politycznie deklaracji artysty nie tylko w takich czy innych jego wypowiedziach i komentarzach, ale takze i w samych obrazach. Dochodzi przy tym do wniosku, ze taka ideologiczna sygnatura luzno na ogol wiaze sie z glownym watkiem czy tematem obrazu. Nie doszukamy sie jej obecnosci w przygotowawczych, precyzujacych przewodnia idee artysty rysunkach i szkicach kompozycyjnych, pojawia sie juz w ostatnim jakby momencie, gdzies na obrzezach czy w tle konczonego juz plotna. Zablakany do obrazu czy troche na sile wciagany wen chlop, czarny cien masona, zadowolony gest Zyda, odwrocona od wiwatujacego tlumu twarz swiatobliwego jalmuznika, nie tyle uczestnicza w wydarzeniu, co mu swiadkuja, informujac nas o ideowo-politycznym stanowisku autora. Jaki stad wniosek? Chyba ten, ze nie ideologia byla sila motoryczna, ktora wyzwalala moce tworcze artysty. Kaplan i blazen Jesli wiec nie historia sama i nie ideologia, wiec co? Odpowiedzi szukac musimy dalej w obrazach. Dac ja moga, sadze, te kluczowe postacie, z ktorymi sie artysta, uzyczajac im wlasnych rysow, identyfikowal. A wiec przede wszystkim Stanczyk i Skarga. Powiedziano o nich, wydac by sie moglo, juz wszystko. Z jednej strony krowlewski trefnis, gorzko zatroskany o losy ojczyzny w momentach nie tylko niepowodzen (utrata Smolenska), ale i cieszacych oczy (hold pruski) triumfow. Z drugiej rzucajacy od oltarza gromy i grozby kaplan - klasyczna opozycja Leszka Kolakowskiego. Wlasnie kaplan, a nie prorok zaglady, jak zwyklo sie interpretowac postac Skargi. Prorok wieszczy gdzies z peryferii, z jednego z tych granicznych grobow, na ktorym podobnie jak w <> usiadl pan-dziad z lira - Wernyhora. Skarga przemawia ze stopni oltarza, przyodziany jest stula, powoluje sie, owszem, na Izajasza, ale jest to wielka retoryka kaznodziei, a nie opetany wieszczym widzeniem glos proroka. Skarga przemawia z poreczenia niejako swietego meczennika, biskupa Stanislawa, wprost od jego wyniesionej na oltarze srebrnej trumny. Czy jest to jednak az tak wazne? Sadze, ze tak. Zwrocic chcialbym tu uwage na publikacje, ktora nasza matejkologia dotychczas przeoczala. Nie tyczaca Matejki. Chodzi o blaznow, ale nie tych ze znanym nam romantycznym rodowodem, ale tych prawdziwie, po Matejkowsku staropolskich, ktorymi zajal sie niezmozony poszukiwacz historyczno-obyczajowych ciekawostek, Kazimierz Wojcicki. Mlody Matejko nie mogl nie miec w reku jego wydanych w roku 1843 <>. Czy zastanowil go tam, w szkicu o blaznach wlasnie, cytat ze <> samego Reja, trudno powiedziec. Nam jednak zrobic to warto. Powiada Rej: Stanczyk ci byl, lecz mogli Stanislawem prawie Przezwac go, przypatrujac sie dziwnej swieckiej sprawie, Bo sie prawdy namowil, w szalonej postawie, Gdyz ci, co im nalezy, milcza o niej prawie. Prosze zauwazyc, ze stala sie tu rzecz szczegolna - zrownana zostala "swiecka sprawa" Stanczyka - "malego Stanislawa" - z kaplanska misja gloszenia prawdy, czego ofiara padl jego swiety patron. Czyz zatem artysta, a wiec troche jakby jednak cieszacy wzrok gawiedzi foralny czy palacowy blazen, nie mialby prawa uzyczyc swych portretowych rysow takze i przeciwstawionemu mu kaplanowi, przemawiajacemu w samym sakralnym centrum katedry biskupiej i kraju? Berlo interrexa A prawo wieszczenia? Zapewne rowniez i ono. Wszakze po wieszczach przejmowal Matejko - berlo interrexa, a wiec rowniez i funkcje krolewskie; w sensie oczywiscie duchowym, ale nie tylko. Potrafil przeciez zzymac sie, awanturowac do upadlego, gdy w Krakowie, w ochronie zabytkow na przyklad, cos dzialo sie nie po jego mysli. Nie mowiac juz o tym, ze probowal prowadzic tez wlasna, dalekosiezna, choc nie najbardziej ponoc udana polityke miedzynarodowa. Te z Sobieskim pod Wiedniem, z Joanna d'Arc, ale i z bracmi Czechami, z unicka Rusia. Bo jesli nawet nie byl krolem, to byl w swoim, oblednym moze, ale nie pozbawionym wewnetrznej slusznosci mniemaniu, krolom rowny. Mogl siadac u ich stop w pozie zamyslonego blazna w tak uroczystych momentach, jak hold pruski, ale byl <> i tym, ktory w roli nadwornego architekta i rzezbiarza, sledzil z ubocza rozwijajace sie w czerwieniach i zlocie widowisko, by je potem uwiecznic, <>, czy moze nawet kreowac w malarskiej wizji, tak jak jego poprzednik Berrecci kreowal dla zasiadajacego na majestacie wladcy grobowa kaplice, sygnujac ja u szczytu swoim imieniem. Jak malowal? I tu pora zapytac wreszcie, jakim malarzem byl Matejko. Bo zgodzic sie chyba przyjdzie, po tym wszystkim, co tu przypomniane zostalo, ze nie byl po prostu kronikarzem minionych wydarzen, nie byl ilustratorem nie przez siebie pisanej ksiegi dziejow, nie byl inscenizatorem deklarowanej na marginesach dziela koncepcji ideologicznej. Byl wlasnie i tylko <>, ktory ma cos odbiorcy do powiedzenia <> Poslugujac sie przy tym srodkami malarskimi. A wiec - no wlasnie - co malowal? Opowiadal kolega artysty Gryglewski, ze na prosbe by Matejko zabral go ze soba, kiedy pojdzie na Wawel rysowac do kazania Skargi stalle, chronione na codzien oponami, mial mu powiedziec, ze nie wie jeszcze jak to z tymi stallami bedzie, bo "<>". W koncu jednak stalle na obrazie sie pojawily, tyle ze zatopione w glebokim mroku. I oto widzimy mlodego Matejke, jak stoi sam w ciemnawym prezbiterium wawelskiej katedry twarza ku sanktuarium swietego Stanislawa, widzi na jego stopniach Skarge z wzniesionymi ramionami, widzi, w stallach wlasnie, w ich wczesnobarokowym wystroju kanclerza Zamoyskiego, widzi i innych aktorow majacego sie tu rozegrac widowiska, moze juz szuka wsrod znajomych twarzy tych, ktore by najlepiej pasowaly do zobaczonych przezen postaci i nie zdaje sobie chyba sprawy, ze te postacie to juz tylko fantomy. Jako ze w tym czasie, gdy staly juz w prezbiterium owe katedralne stalle (rok 1616) i gdy prochy swietego zyskaly swa monumentalna oprawe (lata 1626-29), panowanie Zygmunta III dobiegalo konca i wiekszosci tych, do ktorych kazac by mogl Piotr Skarga spod dzwiganej przez anioly srebrnej trumny na swiecie juz nie bylo. O tym, ze rezyserowane przez Matejke wielkie plotna zaludniaja fantomy, pisala Stefania Zahorska juz w latach trzydziestych, teraz po opublikowanych swiezo "fantazmatycznych" studiach profesor Janion, nabiera to okreslenie necacej aktualnosci. Warto tez zwrocic uwage na to, co w Krakowie jako pelnym mgiel i oparow miescie fantomow pisal niedawno <> Kantora znany francuski krytyk, Guy Scarpetta. Wywolywanie duchow to przeciez nasza narodowa specjalnosc. Podobnie jak ze <>, jest i z <>. Juz czterdziesci lat temu, na sesji, podczas ktorej mowilo sie glownie o ideologii i realizmie Matejki, jeden tylko profesor Bochniak trzezwo zauwazyl, ze ten realizm nie do konca jest taki znowu historyczny, bo "nizsza wieza Kosciola Mariackiego ma tu helm z roku 1592, a Sukiennice postac nadana im w poczatkowych latach drugiej polowy wieku XVI przez Padovana, mimo ze data akcji jest rok 1525". Dzis wydaje mi sie to wystapienie najwazniejszym osiagnieciem naukowym sesji, wtedy pamietam, zbulwersowalo mnie, ale wnioski przyszlo odlozyc na pozniej. Co niniejszym czynie. Mitotworca Sa one takie: Matejko nie byl trzymajacym sie po dziewietnastowiecznemu faktow malarzem "historycznym", byl mitotworca, dzialajacym w pozaczasowym "metahistorycznym" acz wypelnionym zabytkami przeszlosci <>. Stad nie fantazmatyczna ale wrecz fantasmagoryczna ostrosc wmalowywanych przezen w obraz detali, ich agresywna pierwszoplanowosc, ich nie historyczna ale alegoryczna intepretacja. Alegoryczna, ale zwracajaca sie w strone symbolizmu. Czym bowiem symbol rozni sie od alegorii? Zapytajmy jednak najpierw, czym jest mit. Pomijajac wszystkie kolejne uczone definicje, poprzestalbym na stwierdzeniu, ze mit jest czyms w rodzaju zbiorowego snu okreslonej kulturowej, narodowej, czy religijnej wspolnoty. Snu, ktory jak wszystkie sny staje sie uchwytny, konkretyzuje sie dopiero, kiedy jest opowiadany czy widowiskowo (rytualnie) tworzony, odtwarzany i przetwarzany. Matejko takim wlasnie byl tworca - uwidaczniaczem mitu o niezwyklej, czego nie potrzeba podkreslac, sile i nosnosci dzialania, mitu, ktory w oczach kilku juz pokolen Polakow zastapil im uczciwa historie. Ktoz bowiem sklonny jest dzisiaj tak naprawde uwierzyc, ze Skarga nie glosil swych kazan od grobu sw. Stanislawa, ze pod Grunwaldem nie bylo salwujacego sie ucieczka, by ratowac Zakon, komtura swieckiego von Plauen, ze Rejtan na sejmie 1773 roku nie protestowal przeciw Targowicy. Co nie znaczy przeciez, ze mity klamia. Wlasciwa im jest, tak przynajmniej chcialbym to zrozumiec, pewna szczegolna <> logiczna, taka mianowicie, ktora moze prawdziwie wynikac z dowolnych, nawet ewidentnie falszujacych przeslanek, sama atoli, interpretowana wlasciwie, moze prawdziwie implikowac - jak mity wlasnie - prawdy wyzszego niejako rzedu. Ze na przyklad zdrada zawsze jest zdrada, polityczna nieopatrznosc polityczna nieopatrznoscia, cywilna (i duchowa) odwaga w gloszeniu prawdy - odwaga. Matejkowski mit zlotego wieku, wielkosci, winy, kary i wielkopostnej pokuty narodu, takie wlasnie, proste prawdy nader skutecznie malarskimi srodkami uwidacznial. Sny prywatne A teraz wracam do symbolizmu. Powiedzialem, ze mit jest snem zbiorowym, a tym samym formulowanym niejako na dystans, publicznie, poprzez alegorie. <> to wlasnie mowic na dystans, publicznie, na agorze, oddzielajac slowa czy obrazy od znaczen, szukajac ich gdzie indziej, dalej poza nimi. Symbol ten dystans likwiduje. <> to spotykac sie, skladac sie razem, przyblizac. Poza snami snionymi publicznie sa bowiem jeszcze sny prywatne, najglebiej osobiste, najtrudniej przekazywalne. Ich trzecia wartosc logiczna nie znajduje sie tu pomiedzy wyraznie rozdzielonymi prawda i falszem, znajduje sie gdzies na styku pomiedzy samouluda, omamieniem, zmieniajaca widzenie fascynacja a prawda wewnetrznego przezycia. Czy Matejko miewal takie prywatne sny, wlasne prywatne widzenie przetaczajacych sie przez nas dziejow? Sadze, ze tak. Te drugie, prywatne sny Matejki odnajdziemy w obrazach mniej opatrzonych, pobocznych niejako, zaskakujacych czasem swa malarska swietnoscia, a czasami, bo bywalo niestety roznie, dosc, prawde powiedziawszy, kiczowatych. Posluze sie przykladem. Jak wspomnialem, sposrod czterech rol, ktore jako artysta i malarza bral na siebie Matejko, byla rowniez rola krolewskiego interrexa. Dodac nalezy, ze w swoich wielkich plotnach Matejko z sama osoba monarchy, co zreszta zrozumiale, nie identyfikowal sie nigdy, wyznaczal sobie raczej miejsce wsrod krolewskiego dworu. Zauwazmy jednak, ze w bardziej prywatnych snach artysty identyfikacja, i to nie byle jaka, miala miejsce, przenikajac nawet do jednego z wielkich plocien, a mianowicie do <>. Nie ulega bowiem kwestii, ze wlasnie z tym, najbardziej "swieckim", jakby powiedzial Rej, z naszych monarchow identyfikowal sie i to <>, w najbardziej osobistych swoich snach, Matejko. Jest bowiem Zygmunt August z <>, swoja czernia i spieta wewnetrznie postawa wyobcowany jakby z otoczenia, ktore wzywa od tronu do wymuszonej przysiegi, i jest Zygmunt August, <> wlasnie w jego duecie milosnym z Barbara, w swietnych rysunkach, akwarelach, mniej swietnym, moze i troche kiczowatym wlasnie obrazie. I nic lepiej nie uprzytamnia tego wejscia w prywatnosc, jak fragment, ktory chcialbym tu przytoczyc z malo dzis pamietanej poetyckiej powiesci Juliana Woloszynowskiego <>. "Zaczelo sie to od wilenskich radziwillowskich ogrodow. Wilia, rzeczka srebrna. Drzaly drzewa topolowe sennym drzeniem. Na stawie plywaly czarne labedzie - ubierajacej sie na czarno, w czern aksamitna wdowienskiej zaloby - Barbary z Radziwillow Gasztoldowej. Jej mala drobna noga stapala po swiezej trawie, obuta w czarny, na wysokim obcasie bucik z miekka cholewka. Piekna mloda kobieta, okryta czarnym szalem, miala suknie czarna, aksamitna, gleboko wycieta na piersiach." Tak i dalej - wizyjnie, nostalgicznie, konkretnie, zupelnie jak u Matejki. W ten to sposob celebrowane publicznie alegorie przemieniaja sie w najbardziej osobliwe, oniryczne symbole. Erotyki jest duzo w tym drugim, symboliczno-sennym swiecie Matejki. Erotyki, nawet seksu, sadyzmu, masochizmu, a takze krwi, katow, oprawcow, bestialstwa, tumultow, potu, blota, motlochu. I coz, ze to historia. Takim jawil mu sie dziejacy sie swiat. W calej jego wspanialosci i w calej jego grozie. I gdy od tej strony spojrzec na calosc dziela artysty, trudno zaprzeczyc, ze miedzy wielkimi plotnami, a ta mniejsza formatami, o ilez je dnak liczniejsza tworczoscia Mistrza zachodzi przeciez jakis przeplyw. Oko wewnetrzne I na tych, i na tamtych obrazach jest w gruncie rzeczy to samo: swiat zobaczony <> malarza i uzewnetrzniany na kartkach szkicownika, w akwarelach, na plotnach. Bo nie jest jeszcze malarzem ten, kto mniej lub wiecej biegle, w taki albo inny sposob, wedlug ustalonych zasad i wzorow, naklada, albo i nie naklada farby na plotno, malarzem jest ten dopiero, kto potrafi ta droga przekazac to, co swym wewnetrznym okiem rzeczywiscie zobaczyl. I tu ostatni juz cytat. Izydor Jablonski znotowal, ze Matejko "nie znosil <>." Wawrzeniecki tak to fachowo komentuje: Wiadomo, ze Wlosi, kraj wielkiej tradycji malarskiej uzywaja plocien gruntowanych <>, "szarych" mianowicie. Lenbach juz w fabryce zamawial "grunt lenbachowski", Whistler uznawal tylko grunt srebrno-szary. I dodaje: "Bialy grunt plotna, potrzebny impresjonistom dla podniesienia blasku farby, <> i artysta musi sie go spiesznie wyzbyc, zanim mysl swoja jako tako na plotnie zaznaczona zobaczy". Impresjonisci byli w wieku Matejki, Cezanne, ktory czasem tu i tam biale plotno zostawial, byl niemalze jego rowiesnikiem. Zauwazmy, ze obaj byli dosc nieokrzesanymi prowincjuszami i, jak o tym swiadcza wczesne prace Cezanne'a wyszli z dosc podobnego kregu prowincjonalnych obsesji, lekow i fantazmatow. Roznica polegala na tym, ze w czasie wojny francusko-pruskiej 1870 roku Cezanne "pracowal duzo nad motywem z Estaque" i dal poczatek kubizmowi, Matejko w roku 1863 przewozil przez galicyjska granice chlopska furka bron dla powstancow, malowal <>, a kiedy znalazl sie juz w Paryzu, "smutny swoj wzrok obracal w strone Wawelu". I dal poczatek malarstwu, ktorego najwybitniejszymi przedstawicielami byli Maurycy Gotlieb i Jacek Malczewski, Wyspianski i - zapewne - Witkacy, Kantor, Brzozowski, Nowosielski, i ci, ktorzy dzis jeszcze ich droge kontynuuja. <> ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek) karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk) Stale wspolpracuje: bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Krzystek (1996). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja PostScriptowa "Spojrzen". _____________________________koniec numeru 128_________________________